Niemal 4500 tysiąca kilometrów. Tyle dzieli Sewillę i Petersburg. I taką odległość będą musieli pokonywać Polacy podczas Euro 2020 po zmianie gospodarzy turnieju. Z Dublin do Bilbao było znacznie bliżej i już wśród ludzi z futbolowego środowiska pojawiają się obawy, że forma podopiecznych Paulo Sousy może na tym ucierpieć. Bo o ile Polski Związek Piłki Nożnej już nie raz udowodnił, że logistycznie jest w stanie poradzić sobie z większymi wyzwaniami niż to, o tyle czasu na wypoczynek i regeneracje nie będzie w stanie "wyczarować".Co prawda Roman Kosecki w rozmowie z Interią uspokajał, że obecnie samoloty to pełen luksus i piłkarze nie ucierpią tak, jak bywało to w dawnych czasach, to jednak nie wszyscy wierzą w takie zapewniania. Długie loty, a do tego zmiana klimatu z ciepłej Sewilli na chłodniejszy Petersburg, mogą być według nich czynnikiem negatywnie wpływającym na formę piłkarzy. Tyle, że o takim a nie innym formacie turnieju wiadomo od lat, a Polacy nie są jedynymi, którzy muszą się z tym zmagać. Euro 2020: długie podróże piłkarzy I o ile np. w grupie D, gdzie występują Anglia, Chorwacja, Czechy i Szkocja podróże odbywać się będą między Londynem a Glasgow, o tyle już w innych grupach nie jest tak kolorowo. W grupie B drużyny kursować będą między Kopenhagą, a Petersburgiem, czyli nieco ponad 1500 kilometrów. Spore wyzwanie logistyczne czeka też zespoły z grupy C, bo między Amsterdamem a Bukaresztem, gdzie będą rozgrywać swoje mecze, jest ponad 2200 kilometrów. Przy takich odległościach prawdziwy komfort mają reprezentacje z grupy F, bo tam do pokonania jest "ledwie" 650 kilometrów z Monachium do Budapesztu. To wszystko jednak nic wobec tego, co czeka zespoły z grupy A, a szczególnie Szwajcarię. Helweci pierwszy mecz grają w Baku, skąd przenoszą się do Rzymu, a następnie na trzecie spotkanie znów wracają do stolicy Azerbejdżanu. Podróż w jedną stronę to ponad 4500 kilometrów i to właśnie oni są rekordzistami pod tym względem.To jedyny zespół, który będzie miał gorzej niż Polska. A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Szwajcarzy mogą przecież wygrać swoją grupę, to czeka ich kolejna długa podróż, tym razem do Londynu. Ponad 4600 kilometrów! Euro niczym mundial w Brazylii I właśnie taki losy UEFA zgotowała piłkarzom. Biało-Czerwoni mają prawo do narzekań, ale muszą pamiętać, że nie są jedyni, a o formacie turnieju wiadomo było od dawna i choć zmiana, dość nagła, jest dla nas niekorzystna, to jednak podobnie jak inni, musimy się dostosować. Kiedy mistrzostwa świata rozgrywane były w Brazylii, niektóre drużyny także musiały pokonywać podobne odległości pomiędzy poszczególnymi miastami. Optymalnym rozwiązaniem dla Polaków wydaje się wybór bazy wypadowej w naszym kraju. Nieoficjalnie mówi się o Gdańsku i jeśli te informacje się potwierdzą, "Biało-Czerwoni" skrócą sobie podróże. W sytuacji, kiedy UEFA komfort piłkarzy zepchnęła na dalszy plan, każdy musi jakoś sobie radzić. Jakub Kędzior