Sebastian Staszewski, Interia: Był pan zaskoczony reprezentacyjnymi powołaniami Paulo Sousy? Marek Koźmiński (wiceprezes PZPN i były reprezentant Polski): - Nie. Czyli się panu podobają? - Myślę, że sformułowanie "podobają się" jest złe. Odpowiednie pytanie to: czy są realne w stosunku do rzeczywistości? Moim zdaniem - są. Oczywiście, że chciałbym, aby w kadrze byli Kamil Grosicki i Sebastian Szymański, ale o powołaniach nie decydujemy my, tylko trener Sousa. A gdyby to pan mógł decydować, to powołałby pan Grosickiego? - To był długi okres czasu, kiedy kadra Kamila potrzebowała i czekała na niego, a on nie grał. Na finiszu okazało się, że nie ma go z nami. Ale jestem przekonany, że szybko do nas wróci. Tylko niech znajdzie klub, miejsce, gdzie się odrodzi. Decyzja Sousy była trudna, ale sport to jest teraźniejszość, a nie granie za zaszczyty. A obecnie Kamil nie może dać kadrze tego, co zawsze... Grosicki sam jest sobie winny tej sytuacji? Zimą mógł zmienić klub, ale tego nie zrobił. I sam skazał siebie na oglądanie spotkań West Bromwich Albion z ławki rezerwowych albo trybuny. - Myślę, że to nie jest moment, w którym powinniśmy Kamila krytykować. Bo trwa dla niego bardzo trudny okres. Kamil przez najbliższy miesiąc będzie na marginesie wielkiego futbolu i będzie go to boleć. Ale nie powiem, że to jego wina. Po prostu okoliczności się fatalnie ułożyły. W przeciwieństwie do Grosickiego, cały sezon rozegrał we Fiorentinie Bartłomiej Drągowski. I zbierał świetne opinie. A zamiast niego w kadrze jest rezerwowy AS Monaco, Radosław Majecki. Uważa pan, że to dobra decyzja? - Jeżeli trener decyduje się na pewien zestaw bramkarski, to ma w głowie jakiś plan. Na tej pozycji trudno zmieniać przecież utartą hierarchię. Jest trzech sprawdzonych w boju ludzi i czwarty, który jest przyszłością polskiego futbolu. Ale pamiętajmy, że na turniej pojedzie trzech. Czyli Majecki będzie bramkarzem - przepraszam za wyrażenie - treningowym? - Nie ujmujmy nikomu i nie przesądzajmy niczego, ale w teorii można tak powiedzieć Zaskoczyła pana obecność na liście Michała Helika, który przecież początek przygody z reprezentacją miał bardzo trudny? - Nie jestem tym zdziwiony, bo to chłopak, który gra bardzo dobrze w Anglii. Jest piłkarzem sezonu w Barnsley. Oczywiście, że popełnił duży błąd na Wembley, ale to się zdarza. Janek Bednarek popełnił błąd w Budapeszcie i nikt go z kadry nie wyrzuca. Dlatego uważam, że Helik, który zrobił ogromny postęp, obecnie aspiruje do podstawowej jedenastki naszej reprezentacji. W przeciwieństwie do Karola Linettego, który regularnie nie gra nawet w swoim klubie, Torino... - To decyzja trenera. Sousa postawił na takie nazwisko i tyle. Wszystko zweryfikuje boisko. Strasznie jest pan delikatny w swoich ocenach. - Bo nie chcę na gorąco komentować decyzji selekcjonera, który odpowiada za naszą drużynę. Mogę zatrzymać się na dłużej przy dyskusji o Grosickim, bo to sytuacja bardzo klarowna. Co innego wybór jednego czy drugiego zawodnika. Kibice Legii Warszawa zapytają dlaczego na liście nie ma Bartka Slisza albo Bartka Kapustki. No nie ma, bo selekcjoner podjął właśnie taką decyzję. Jest jednak piłkarz, którego brak zastanawia: Sebastian Szymański. Regularnie występuje w Rosji, zbiera tam znakomite recenzje. A mimo to znalazł się tylko na liście rezerwowych. Czemu? - Sebastian w kadrze zawsze grał na boku. Ale w Dynamie Moskwa gra na środku. Na pozycji numer osiem albo dziesięć. - Ale w Legii grał na skrzydle i zapamiętaliśmy go jako zawodnika mogącego grać na wahadle. No i nie ma co kryć, że dla Szymańskiego to nie był dobry sezon reprezentacyjny. Natomiast zgadzam się, że jeżeli brak jakiegoś piłkarza budzi kontrowersje, to właśnie brak Szymańskiego. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia