Już w pierwszej połowie wlekliśmy się na zacierającym się silniku. Słowacja pokazała, co to znaczy przygotowanie do wielkiej imprezy. Musisz mieć od pierwszych minut nie tylko siłę, ale też szybkość i dynamikę, dzięki którym wygrywasz dryblingi. W tych ostatnich byliśmy ogrywani niemiłosiernie. Słowacja zaczęła ostrożnie, ale gdy zobaczyła, że "Biało-Czerwoni" są niegroźni, poczynała sobie coraz śmielej. Robert Mak jeszcze rok temu był bezrobotny, a teraz wypracował bramkę dla swej ekipy. Nie robił sobie nic z tego, że próbują mu odebrać piłkę Kamil Jóźwiak z Bartoszem Bereszyńskim. Inna rzecz, że obaj kryli na zasadzie "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść". Jóźwiak w pewnym momencie odpuścił się przyglądał, a Bereszyński został ośmieszony. Mak trafił w słupek, ale piłka odbita od Wojciecha Szczęsnego i wpadła do bramki. Koszmary z udziałem Szczęsnego wróciły, czyli Grecja i Senegal Koszmary z meczu z Senegalem na MŚ w Moskwie (samobój Cionka) i z meczu otwarcia Euro 2012 z Grecją (czerwona kartka Szczęsnego) wróciły nam w pamięci. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Gdziekolwiek jesteś, słuchaj meczu na żywo! - Relacja live tylko u nas! Paulo Sousa zagrał ostrożniej niż mu się wydawało, gdy w styczniu obejmował kadrę, bo kontuzje Piątka i Milika wykluczyły grę trójką napastników, ale też wstawienie Karola Linettego zaskoczył większość kibiców. Wprowadzenie dodatkowego defensywnego piłkarza do środka nie uchroniło nas przed stratą bramki i uchronić nie mogło, bo ślamazarnie grał cały zespół. Sztefan Tarkovicz zagrał bez nominalnego napastnika. Miało to związek z powrotem do zdrowia Marka Hamszika, który wszedł na środek i wypchnął do przodu Ondreja Dudę. Brak klasycznego atakującego nie przeszkodził im w kreowaniu zagrożenia. I strzelaniu bramek. Obiecujący kwadrans II połowy Reakcja Sousy w przerwie była prawidłowa, a jeszcze lepsza jego podopiecznych tuż po wznowieniu gry. Przeprowadzili koronkowy atak pozycyjny. W finale Mateusz Klich zagrał wyśmienicie, prostopadle do Rybusa, ten wycofał na siódmy metr do nieobstawionego Linettego, wykorzystując fakt, że Lewandowski skupił na sobie uwagę obrony. Karol kopnął leciutko, ale na tyle precyzyjnie, by pozbawić szans na interwencję Martina Dubravkę. Wyrównanie zdobyte po zaledwie 35 sekundach II połowy podniosło na duchu nie tylko tysiące kibiców "Biało-Czerwonych" na Gazprom Arenie, ale przede wszystkim samych piłkarzy. Prowadzenie mogli nam zapewnić w krótkim czasie Linetty (po pięknym dograniu Klicha uderzył w środek, gdzie stał bramkarz) i Kamil Glik, który główkował za wysoko. Później groźnie z rzutu wolnego uderzył Lewandowski i Słowaków uratował mur, od którego odbita piłka przeszła nad poprzeczką. Robert zasłonił twarz rękoma, bo wiedział, że było naprawdę blisko. Zwrot akcji – czerwona kartka Krychowiaka Gdy wydawało się, że Polacy mają sytuację pod kontrolą, sędzia zdecydował się na wykluczenie z boiska Krychowiaka. Pokazał mu drugą żółtą kartkę za nadepnięcie na nogę Jakuba Hromady. Do końca meczu brakowało niemal pół godziny. Slovensko bardzo szybko wykorzystało przewagę, strzelając bramkę po rzucie rożnym. Jóźwiak z Bednarkiem nie zdążyli zablokować Milana Szkriniara, więc ten wypalił z woleja w lewy róg i Szczęsny był bez szans. Jan Bednarek mógł uratować remis Paulo Sousa próbował ratować się zmianami. Za Linettego wprowadził Przemysława Frankowskiego, a za Rybusa - Tymoteusza Puchacza. Na sześć minut przed końcem Jakub Moder zastąpił Klicha, a Karol Świderski - Zielińskiego. Niewiele to dało. Jeden strzał Puchacza zza pola karnego i główka "Lewego" po rzucie rożnym Modera to za mało. Remis mógł uratować Bednarek. W 90. min miał lepszą sytuację niż Szkriniar, ale z lewej nogi kopnął o pół metra obok słupka. W doliczonym czasie próbował jeszcze Świderski, ale Dubravka złapał. - Wiemy, że Polska jest w naszym zasięgu. Mecz z nią, to najlepsza okazja, by powalczyć o wyjście z grupy - zapowiadali Słowacy i bez większego wysiłku plan zrealizowali. Wrócił stary scenariusz: w sobotę w Hiszpanii gramy mecz ostatniej szansy. Tylko cud może sprawić, że do Petersburga nie wrócimy na mecz o honor. Polska - Słowacja 1-2 (0-1) Bramki: 0-1 Wojciech Szczęsnych (18.), 1-1 Linetty (46. Z podania Rybusa), 1-2 Milan Szkriniar (69.). Żółte kartki: Krychowiak (22.) oraz Huboczan (20. Za faul na Krychowiaku) Czerwona kartka: Krychowiak (63. Druga żółta). Z Gazprom Areny Michał Białoński, Dariusz Wołowski, Sebastian Staszewski