Słowacy zmiany trenera dokonali tuż po... wygranym półfinale barażu o wyjazd na Euro. Awans po rzutach karnych z Irlandią nie uratował posady Pavla Hapala. Selekcjoner zapłacił za słabą postawę w Lidze Narodów - w niej Słowacy wygrali tylko jedno z sześciu wcześniejszych spotkań. Słowacki związek zdecydował, że powierzy reprezentację Stefanowi Tarkoviciowi, wcześniejszemu dyrektorowi technicznemu kadry. Ten, polecany już przed dwoma laty przez byłego selekcjonera Jana Kozaka, znalazł się w niecodziennym położeniu. Został bowiem zatrudniony właściwie na... jeden mecz. A żeby było ciekawiej - Tarković znalazł się już w takiej sytuacji po raz drugi. W październiku 2018 roku, dwa dni po zwolnieniu Kozaka, poprowadził kadrę w towarzyskim spotkaniu przeciwko Szwecji. Zremisował wówczas 1-1. Tym razem stawka była o wiele większa, bowiem Tarković został zatrudniony nieco ponad dwa tygodnie przed pojedynkiem z Irlandią Północną, którego stawką był awans na Euro 2020. W nim przeżył prawdziwy rollercoaster - Słowacy już witali się z mistrzostwami, gdy w 88. minucie samobójcze trafienie zaliczył Milan Skriniar, czym doprowadził do dogrywki. W niej awans Słowakom zapewnił Michal Duris. Tym samym Duris dał mocny argument za zostawieniem Tarkovicia na stanowisku selekcjonera. Federacja nie była w pełni przekonana do tego pomysłu, ale nie było czasu do zastanowienia. Już po kilku dniach Słowacy grali mecze Ligi Narodów. Wygrana 1-0 nad Szkocją pomogła Tarkoviciowi, ale przegrana 0-2 z Czechami ponownie zasiała ziarno wątpliwości. Niemniej, 47-latek pozostał na stanowisku, co jest jego właściwie pierwszą poważną samodzielną pracą. Drużyna-zagadka. Na co właściwie stać Słowaków? Papierkiem lakmusowym dla jego kadry miały być wiosenne mecze eliminacji MŚ. W nich potwierdziło się tylko, że Słowacja jest drużyną nieprzewidywalną. Plusem Tarkovicia jest, że po spotkaniu z Czechami nie przegrał już żadnego meczu, minusem - remisy ze znacznie niżej notowanymi Cyprem i Maltą. Selekcjoner przykrył je jednak niespodziewanym zwycięstwem 2-1 nad Rosją, czym znów rozbudził pytania: na co tak naprawdę stać reprezentację Słowacji? Odpowiedzi nie dały także czerwcowe mecze towarzyskie. Remisy z Bułgarią (1-1) i Austrią (0-0), potwierdziły, że Słowacy nie zdobywają wielu bramek, ale też wielu nie tracą. A to niekoniecznie dobra wiadomość dla "Biało-Czerwonych", którzy za kadencji Paulo Sousy chętniej idą na wymianę ciosów, niż popularne za Jerzego Brzęczka pilnowanie dostępu do własnej bramki. Mecz Polska - Słowacja. Mocne strony naszych rywali Jeśli ktoś już przed spotkaniem ze Słowacją dopisuje Polsce trzy punkty - jest w poważnym błędzie. Poza różnicą w postaci Roberta Lewandowskiego potencjał kadry Tarkovicia - pod nieobecność Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka - jest całkiem zbliżony do "Biało-Czerwonych". Słowacki zespół ma kilka pewnych punktów. Jednym z nich jest pozycja bramkarza - selekcjoner Słowaków może skorzystać z doświadczonego Martina Dubravki z Newcastle United, a do jego dyspozycji pozostają jeszcze wychowany na Wyspach Brytyjskich i grający dla Fulham FC Marek Rodak oraz dobrze znany polskim kibicom Duszan Kuciak. Na kogo nie postawi Tarković - poziom będzie zachowany. Prawa obrona to królestwo 34-letniego Petera Pekarika, grającego regularnie w Hercie BSC. To piłkarz, który rozegrał już ponad 200 meczów w Bundeslidze. Z kolei niekwestionowanym szefem defensywy jest blisko 10 lat młodszy Martin Skriniar z Interu Mediolan. To prawdopodobnie najlepszy obecnie zawodnik naszych sąsiadów z południa. Obaw nie ma też przy zestawieniu środka pomocy. Stanislav Lobotka z Napoli, Juraj Kucka z Parmy, Ondrej Duda z Herthy, Laszlo Benes z Augsburga, Patrik Hrosovsky z Genku, czy nieśmiertelny Marek Hamszik są gwarancją odpowiedniej jakości. Nie stworzą oni rzecz jasna zespołu na poziomie Hiszpanii, ale wcale nie muszą być słabsi od tria Krychowiak - Moder - Klich. Nie wszędzie jest kolorowo Gdzie upatrywać więc szans "Biało-Czerwonych"? Słowacy mają swoje mankamenty. Jednym z nich, podobnie jak przez wiele lat u nas, jest problem z obsadzeniem lewej obrony. Tarković najczęściej korzystał tam z Tomasa Hubocana. To piłkarz z ogromnym doświadczeniem, 35-letni, przez wiele lat grający w Zenicie St. Petersburg, a nieco krócej w Olympique Marsylia. Dziś jest piłkarzem Omonii Nikozja, ale jako lewy obrońca ma jedną zasadniczą wadę - nominalnie występuje po przeciwnej stronie lub w środku defensywy. Wśród powołanych na Euro przez Tarkovicia nie ma jednak żadnego nominalnego lewego defensora. Podobnie rzecz ma się z obsadą partnera Milana Skriniara na środku obrony. Ostatnio na tej pozycji grywał Lubomir Satka z Lecha Poznań. I mimo całej sympatii dla obrońcy "Kolejorza" - w starciu z Robertem Lewandowskim nie jest faworytem. Pozostaje tylko żałować, że słowackiej defensywy nie będą w równym stopniu absorbować Piątek z Milikiem, bowiem wówczas któryś z nich z pewnością znalazłby się w okazji bramkowej. Wiemy jednak, co potrafi się dziać, gdy cała linia defensywy rywala skupi się na pilnowaniu Lewandowskiego... Wesoło nie jest też w ataku. Podczas gdy my żałujemy Piątka i Milika, Słowacy pewnie daliby się pokroić choćby za Jakuba Świerczoka. Wystarczy powiedzieć, że w decydującym o awansie na Euro spoktaniu na boisko z ławki rezerwowych w roli dżokera wchodził Samuel Mraz. Ten sam, który przez cały zeszły sezon zdobył dwie bramki w 27 meczach Zagłębia Lubin. Ostatecznie Tarković zdecydował się na powołanie Michala Dżurisza z Omonii Nikozja, Ivana Schranza z FK Jablonec i 21-letniego Roberta Bożenika z Feyenoordu Rotterdam. Łącznie mają na koncie zaledwie dziewięć bramek w narodowych barwach. Ekstraklasowe wątki Tych w reprezentacji Słowacji trochę jest. Mowa tu choćby o dwóch piłkarzach aktualnie grających w polskiej lidze - Duszanie Kuciaku i Lubomirze Szatce. Obaj jadą na mistrzostwa ze sporymi szansami na występy w podstawowym składzie. Wśród powołanych przez Tarkovicia są też Ondrej Duda, znany polskim kibicom z gry w Legii Warszawa, oraz Lukas Haraslin, niedawno jeszcze grający dla Lechii Gdańsk. O ile Duda jest właściwie pewniakiem do gry w wyjściowym składzie (być może - wobec biedy w ataku - nawet na pozycji fałszywego napastnika), tak szanse Haraslina są mniejsze, ale też całkiem spore. Skrzydłowy Sassuolo grał od pierwszej minuty w obu sparingach przed Euro 2020. O wyjazd na Euro do końca walczył wspomniany Mraz, ale ostatecznie nie przekonał do siebie selekcjonera. Podobnie jak Jakub Holubek, piłkarz Piasta Gliwice, próbowany na lewej obronie w sparingu z Bułgarią. W szerokiej kadrze Słowaków znaleźli się także Frantisek Plach (Piast Gliwice), Dominik Holec (Raków Częstochowa) oraz Michal Siplak (Cracovia), a także piłkarze którzy w Ekstraklasie grali jeszcze niedawno - Erik Jirka i Boris Sekulić (obaj ex-Górnik Zabrze) oraz Robert Mazan (ex-Podbeskidzie Bielsko-Biała). Ostatecznie na Euro nie pojedzie żaden z nich. Wojciech Górski