Sebastian Staszewski, Interia: - Podczas transmisji meczu Polska - Islandia na antenie Polsatu wypowiedział pan kilka cierpkich słów pod adresem Roberta Lewandowskiego. Skąd ta krytyka? Andrzej Niedzielan: - Komentowałem to, co widziałem. Uważam, że gestykulowanie Roberta, jego machanie rękoma, nie wprowadza pozytywnej atmosfery. Jeżeli zawodnicy na konferencji prasowej mówią, że są jak przyjaciele, to warto byłoby to przenieść także na murawę. Sam grałem w piłkę i wiem jak to wygląda. Kiedy taka postać jak Robert Lewandowski, najlepszy napastnik świata, jest niezadowolony i daje temu upust machając rękoma, to innych kolegów to blokuje. Stres wynikający z tego, że ten Robert coś im powiedział, na pewno im przeszkadza. "Lewy" po raz kolejny został odcięty od podań, wypchnięty poza pole karne. Stąd ta frustracja? - Jeżeli mogę coś podpowiedzieć, to sparafrazowałbym słowa Paulo Sousy wypowiedziane do Piotrka Zielińskiego: - Lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Robert nie powinien silić się na powroty do środka boiska, kreowanie akcji, rozgrywanie. Niech stoi w okolicach pola karnego rywali i czeka na decydującą akcję. Nie musi mieć przecież dziesięciu, aby trafić do siatki. A jeśli będzie poza "szesnastką", to w kluczowym momencie może nie być go w odpowiednim miejscu. Paulo Sousa chwalił jednak poruszanie się Roberta. Mówił: - "Lewy" gra tak również w Bayernie. - Ale to nie Bayern. Napastnik powinien stać w okolicach pola karnego. Szczególnie najlepszy napastnik świata! Robert potrafi zdobyć gola prawą nogą, lewą, głową, umie trafić kolanem. Ja namawiałbym go więc do tego, aby mniej rozgrywał, a więcej czekał na sytuacje. Nie zarzucam "Lewemu", że nie chce pracować dla drużyny - on moim zdaniem pracuje dla niej aż za bardzo! Kto cię jeszcze rozczarował? - Grzesiek Krychowiak. Nie wziął na siebie odpowiedzialności za drugą linię. Piotrek Zieliński zdobył bramkę, ale to trochę za mało. Jest warty 70 mln euro, decyduje o jakości gry Neapolu - musimy oczekiwać, że jego umiejętności indywidualne będą robiły nieco większą różnicę. Ja oczekuję od niego, że będzie wyróżniał się w każdym meczu. O defensywie nie mogę powiedzieć zbyt dużo, poza tym, że po raz kolejny mamy gigantyczne problemy ze stałymi fragmentami gry. Jak ocenisz grę wahadłowych: Tymoteusza Puchacza i Przemysława Frankowskiego? Z Islandią obaj zagrali dość niespodziewanie... Sądziliśmy, że wystąpią Maciej Rybus oraz Kamil Jóźwiak. - Może nasi wahadłowi nie są na światowym poziomie, ale taki Przemek Frankowski nie został odpowiednio wykorzystany. Kilkukrotnie wygrywał walkę o pozycję, wychodził do prostopadłych piłek, ale nikt mu ich nie zagrywał. Jeśli chodzi o Tymka Puchacza to mamy świadomość, że nieźle mu idzie w ofensywie, a dużo gorzej w obronie. Pokazali to nam Rosjanie. Widząc skład personalny kadry w meczu z Islandią, uważasz, że tak możemy zagrać ze Słowacją? - Trener Sousa nie wygląda na szalonego człowieka, ale potrafi nas zaskoczyć. Widać, że on ciągle czegoś poszukuje. Na pewno nie pomogła mu kontuzja Arkadiusza Milika, bo gdyby Arek był zdrowy, linia ataku składałaby się z niego i z Lewandowskiego. A teraz zrobił się problem. Pytanie, co z tym zrobimy. Sousa zapowiadał też, że będziemy grać trójką w obronie, ale nie mam pewności, czy w kluczowym spotkaniu nie zdecydujemy się zagrać czwórką. Ja na miejscu trenera dałbym też większą szansę Kacprowi Kozłowskiemu. W Poznaniu ten chłopak udowodnił, że mimo 17 lat jest dojrzały piłkarsko i zasługuje na podstawową jedenastkę kadry. W jakim nastroju pojedziesz na mistrzostwa Europy? - Wszyscy oczekujemy tego, aby polska reprezentacja w takim składzie personalnym przynajmniej awansowała z grupy. Jeżeli się to nie uda, to będziemy musieli nazwać to porażką. W Poznaniu rozmawiał Sebastian Staszewski