Niestety z perspektywy czasu nie mam już wątpliwości, że ściągnięcie portugalskiego sztabu to była chybiona inwestycja. I nie widzę sensu topić w niej więcej pieniędzy. Może i PZPN jest w niezłej sytuacji finansowej, ale są to pieniądze wyrzucone w błoto. Odłóżmy na chwilę pomeczowe i poturniejowe wypowiedzi selekcjonera oraz prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka. Obaj są bowiem mistrzami krasomówstwa i perswazji. Nawet największą wpadkę potrafią przykryć słowami i przekonywać, że robimy postęp. Skupmy się zatem na faktach. A fakty są takie, że portugalski trener i jego sztab zostali zatrudnieni po to, żeby wykonać pewne zadanie. Tym zadaniem było zakwalifikowanie się do przyszłorocznych mistrzostw świata i wyjście z grupy w mistrzostwach Europy. Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj! Prezes PZPN zdecydował się na zmianę selekcjonera późno, ale był przekonany i przekonywał wszystkich wokół, że z Paulo Sousą ta drużyna zrobi postęp, bo z Jerzym Brzęczkiem utknęła w błocie i ani rusz. W rzeczywistości, nawet grając bez trenera, nasza reprezentacja mogła wypaść tylko trochę gorzej, to znaczy zakończyć rozgrywki z zerowym dorobkiem punktowym, zamiast punktu jednego. Trudno też pochwalić naszych zawodników za styl, bo to była taka jazda bez trzymanki - były przebłyski, głównie geniuszu Roberta Lewandowskiego czy Kamila Glika walczącego za dwóch, a także przez kilka minut widzieliśmy Piotra Zielińskiego takim, jakim chcielibyśmy go widzieć zawsze. Co więcej? Niewiele. Otrzymaliśmy raczej lekcje, które dały nam wiedzę o tym, że wśród powołanych znalazło się więcej piłkarzy, którzy do tej kadry się nie nadają, aniżeli takich, o których można powiedzieć: to jest nasza przyszłość. Ktoś powie: no ale zremisowaliśmy z Hiszpanią, strzeliliśmy dwa gole Szwedom. No i co z tego, skoro obie te drużyny grają dalej, bo my przegraliśmy ze Słowacją i kończymy mistrzostwa piętro niżej od naszych południowych sąsiadów. Niektórzy zauważają, że dwa gole strzelone Szwedom to sukces, bo oni rzadko tracą ich aż tyle. Dobrze, ale czy często strzelają rywalom trzy bramki? Straciliśmy sześć goli w trzech meczach - to jest powód do zmartwienia. Tymczasem Paulo Sousa opowiada, że widzi postęp, że nasi piłkarze nauczyli się bronić daleko od własnej bramki. To ja chyba wolałbym widzieć zaparkowany w polu karnym autobus i awans do fazy pucharowej, niż taką nowoczesna obronę. Portugalczyk wymyślił sobie jakiś sposób gry, w teorii może ciekawy, nowoczesny, ale niestety nie dobrał do niego odpowiednich wykonawców. Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - Słuchaj na żywo! Jedno trzeba Paulo Sousie oddać - od początku kadencji świetnie wypada na konferencjach prasowych. Opowiada o swoich pomysłach z ogromnym przekonaniem, patrząc rozmówcom prosto w oczy, notując pytania i starając się nie wykręcać się od odpowiedzi. Nie denerwuje się, nie traci rezonu, nie obraża się, nie ma humorów, nie tworzy teorii o narodowym spisku przeciwko niemu. Jeśli chodzi o teoretyczną stronę, to pokazuje dużą klasę. Ale obawiam się, że jest to przypadek profesora ekonomii, który ma dużą wiedzę, jak działają prawa rynku, potrafi świetnie wytłumaczyć dlaczego przyszła hossa, albo dlaczego mamy kryzys i co w kryzysie należałoby robić, ale jednocześnie sam nie potrafi tej teorii zastosować w praktyce i nie umie zarabiać dużych pieniędzy. Ja zdecydowanie wolałbym kogoś bardziej skutecznego. Patrząc na dotychczasowe wyniki Portugalczyka, to pod wodzą kolejnego, nowego trenera o postęp nie będzie trudno. Dariusz Dziekanowski