U progu wciąż trwającego w Sopocie zgrupowania reprezentacji Polski pisaliśmy w Interii o poprzednich pobytach reprezentacji Polski w Trójmieście. Jak to się stało, że 30 lat temu reprezentacja po raz pierwszy zameldowała się w Gdyni? Rywalem była drużyna Szwecji, która daleko nie miała. Wystarczy przepłynąć przez morze. - Jak do tego doszło? Nie wiem. Pewnie odbywało się to jak dziś. Jakiś baron potrzebował meczu na swoim terenie, to go dostawał. Poza tym, wie pan, każdy w wakacje chce przyjechać nad morze - mówi anonimowo wysoko wówczas postawiony działacz PZPN. W ten sposób reprezentacja po raz trzeci wylądowała w Trójmieście, po raz drugi na mecz międzypaństwowy, a po raz pierwszy w Gdyni. Mimo pięknej pogody i bliskości plaży, nastroje przed meczem ze Szwecją były minorowe. Tydzień wcześniej reprezentacja zmierzyła się w Poznaniu z Francją i poległa sromotnie - aż 1-5, mimo początkowego prowadzenia Polaków po golu Jana Urbana. "Piłka Nożna", jeszcze przez rok wychodząca na czarno-biało, krzyczała z okładki, że "Obraz jest smutny". Francuzi wystąpili w najsilniejszym możliwym składzie, jedynie bez Erika Cantony, którego "last minute" zastąpił Amara Simba i debiut uczcił golem. W podstawowej "11" zagrało siedmiu zawodników niedawnego finalisty Pucharu Europy - Olympique Marsylia. Według wielu klasyfikacji "Trójkolorowi" byli najlepszą reprezentacją starego kontynentu za rok 1991. Za rok w finałach mistrzostw Europy podopieczni Michela Platiniego straszliwie zawiedli, nie wychodząc nawet z grupy. Polacy, tradycyjnie wówczas na europejski szczyt w ogóle się nie dostali, co miało rozstrzygnąć się dopiero na jesieni. Obok meczu seniorów w Poznaniu, odbył się mecz reprezentacji młodzieżowych w pobliskiej Pile - padł remis 1-1 po efektownych bramkach Ryszarda Stańka i Zinedine’a Zidane (co u niego?). Śp. red. Roman Hurkowski ubolewał na łamach "PN", że ten wynik chwały naszym graczom nie przynosi. Zachwalano za to organizatorów spotkania, m.in. senatora Henryka Stokłosę (wiele lat później skazanego za korupcję), dobrych słów nie szczędzono też gospodarzom zajazdu "Mściwój" w Dobrzycy, gdzie kwaterowali wybrańcy trenera Janusza Wójcika. Piła zdała egzamin i za kilka miesięcy gościła młodzieżówki Polski i Anglii. To zresztą charakterystyczne, że kadra młodzieżowa (wówczas nazywana "olimpijską") była hołubiona, a pierwsza reprezentacja pod wodzą Andrzeja Strejlaua wyglądała przy niej jak szaraczki. Czasy były przełomowe. Już nie komuna, jeszcze nie kapitalizm. Wciąż były dwa kanały telewizji państwowej (Cudowne Lata, Bill Cosby Show i Międzynarodowy Festiwal Muzyki - Sopot 91), ale gazety sportowe już zamieszczały programy satelitarnych stacji sportowych - Screensport i Eurosport. W rubryce "Dookoła bramki" w "PN" tradycyjnie można było dowiedzieć się ciekawych rzeczy. A to niedawno milicyjna Olimpia Poznań wynajęła swój stadion Świadkom Jehowy, a to tygodnik zwracał uwagę prezesowi PPPP (Polska Partia Przyjaciół Piwa), że w małopolskiej grupie III ligi zameldował się klub Okocimski Brzesko. Katowicki "Sport" mimo że odległy geograficznie, poświęcił meczowi ze Szwecją więcej miejsca od warszawskiego "Przeglądu Sportowego" - "Rehabilitacja albo szwedzki potop". Obawiano się tego meczu, mimo że po nieudanym dla nich mundialu Italia’90 nastąpiło przemeblowanie reprezentacji Szwecji. Zrezygnowano z takich asów jak Glenn Hysen, Glenn Stroemberg, Mats Magnusson, Johny Ekstroem, Stefan Schwarz czy Joakim Nilsson, a mecz z Polską potraktowano wybitnie sparingowo i szkoleniowo. Mecz był dużym wydarzeniem dla całego Pomorza, o czym świadczy fakt, iż bilety można było kupić nie tylko w kasach gdyńskiego stadionu, ale także w Elblągu, Kartuzach, Kościerzynie i Starogardzie. Aby podkreślić nadmorską lokalizację meczu, oficjalna konferencja prasowa przed spotkaniem odbyła się na pokładzie "Daru Pomorza". Dzień przed meczem pierwszych reprezentacji, we wtorek 20 sierpnia, odbyło się pokazowe spotkanie reprezentacji dziennikarzy z obu krajów. Zdecydowanie lepiej wypadli w nim Polacy, zwyciężając 5-1, przy czym zrezygnowani szwedzcy dziennikarze poprosili Polaków o skrócenie meczu. Wreszcie, środa 21 sierpnia. Bogaty był przedmeczowy program mający dać rozrywkę kibicom. Mecz zaczynał się o 17.30, a już o 15 przewidziano kiermasz i loterię kwiatową, następnie kiermasz delikatesów "Julius Meinl" i salonów płytowych "Astar". O 16 doszło do pojedynku zespołów rockowych z obu krajów. Nasz kraj reprezentował trójmiejski zespół Kombi, a Szwedów - Bay Bang. Przed samym spotkaniem wystąpiła orkiestra Marynarki Wojennej. W pierwszej połowie z boiska wiało nudą. Dopiero w 58 min. debiutujący Wojciech Kowalczyk, w kontrataku wykorzystał swoje największe wówczas atuty: szybkość i graniczącą z bezczelnością pewność siebie. Bramkową sytuację wypracował Roman Kosecki, który o mały włos nie przypłacił jej zdrowiem, a może nawet... życiem. Jak wspomniał w swej autobiografii Wojciech Kowalczyk: "Romek Kosecki jechał z jakimś Szwedem na plecach, tamten go tak złapał za złoty łańcuch, w zasadzie prawdziwy kajdan, że prawie Romka udusił. Łańcuch jednak puścił, zerwał się i Kosa zagrał mi dobrą piłkę. Wyszedłem sam na sam, pokonałem Ravellego". Inny, obok "Kowala" debiutant, Mirosław Trzeciak, w 90 min. strzałem ("centrostrzałem"?) przelobował szwedzkiego bramkarza. Niespodzianka stała się faktem. Złożony w większości z dublerów zespół pokonał faworyzowaną Szwecję w debiucie reprezentacji w Gdyni 2-0. Roman Hurkowski w "PN" zabawił się w grę słów, pisząc o dobrym występie zawodnika o nazwisku: "Ba-Ko-Walczyk". Meczową relację "Sport" zatytułował mało odkrywczo: "Siła w debiutantach". W relacji czytamy: "Pierwszy w historii Gdyni mecz międzypaństwowy nie wywołał oczekiwanego zainteresowania. Na kameralnym stadionie Bałtyku zasiadło jedynie osiem tysięcy widzów. Przyczyna była prosta - niedawna kompromitacja w Poznaniu. Wnioski wyciągnął z niej również Andrzej Strejlau i na boisko wybiegła przemeblowana jedenastka z trzema jedynie "cudzoziemcami" - Nawrockim, Koseckim i Soczyńskim. Zgodnie z zapowiedzią zagrali "olimpijczycy" (za rok zdobyli srebro w Barcelonie - przyp. red.) - Mielcarski, Wałdoch i Kowalczyk". Kwintet debiutantów w naszej drużynie uzupełniał wspomniany Trzeciak i Kazimierz Węgrzyn - po raz pierwszy z orłem na piersi zagrał zawodnik Hutnika Kraków. U gości zabrakło legii cudzoziemskiej w osobach Andersa Limpara z Arsenalu, Jonasa Therna z Benfiki i Thomasa Brolina z Parmy. 21.08.1991 r. Gdynia, stadion Bałtyku Polska - Szwecja 2-0 (0-0) Bramki: Kowalczyk 58’, Trzeciak 90’ Widzów: 8 tys. Sędzia: Frans Vandenwijngaert (Belgia) Żółta kartka: Trzeciak Polska: Bako - Grembocki, Wałdoch, Soczyński, Czachowski - Rzepka (58 Fedoruk), Skrzypczak, Nawrocki (k) - Kosecki (83 Węgrzyn), Mielcarski (58 Trzeciak), Kowalczyk. Szwecja: Ravelli - Eriksson (67 Nilsson), Gren, Larsson (k), Ljung - Erlingmark, Rehn, Mild (82 Gudmundsson), Nilsson- Dahlin, Martinsson.