Po jednej stronie stadionu był rozśpiewany, kilkutysięczny pomarańczowy narożnik, który przypominał potok rozgrzanej lawy. Po drugiej - żywiołowo reagująca, trójkolorowa fala tsunami. I chociaż na murawie o ćwierćfinał dzielnie rywalizowali piłkarze z Holandii i Czech, to równie ciekawe rzeczy działy się na trybunach. Co istotne - wypełnionych po brzegi, bo na Puskás Arénie w Budapeszcie zasiadło w niedzielę 52 834 kibiców. To, co podczas tegorocznych mistrzostw Europy wydarzyło się na Węgrzech, było fenomenem. Oglądając ćwierćfinał trudno było zresztą nie odnieść wrażenia, że Budapeszt żegna Euro zbyt szybko... Rekordowa frekwencja W trakcie trwającego turnieju Puskás Aréna zachwyciła Europę - i to nie tylko podczas meczów Węgrów z Portugalią czy Francją. W ich trakcie wypełniona niemalże do ostatniego miejsca Arena, napędzana siłą tysięcy madziarskich gardeł, potrafiła na moment unieść się nad ziemią. Na tle innych europejskich miast Budapeszt wyróżnił się właśnie tym, że tylko tu rząd wydał zgodę na to, aby trybuny wypełniały się po brzegi. Nawet w Petersburgu czy Baku pojemność została ograniczona do 50 procent. To natomiast sprawiło, że w dobie koronawirusa Budapeszt stał się miejscem symbolicznym, które niczym wehikuł czasu przenosił nas do czasów, gdy mecze nie były objęte ograniczeniami epidemiologicznymi.Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj!Wspomnianą rywalizację Węgier z Portugalią i Francją oglądało kolejno 55 662 i 55 998 fanów. Trzecie spotkanie fazy zasadniczej rozegrane na Puskás Arénie, czyli mecz Portugalia - Francja, zgromadziło na trybunach 54 886 widzów. W tym samym dniu na monachijskiej Alianz Arenie zasiadło... 12 413 osób. To był kolejny dowód na to, że podczas Euro 2020 Budapeszt stał się perłą w koronie UEFA. To, że nią jest, potwierdził także w niedzielę, goszcząc piłkarzy po raz ostatni w trakcie tego turnieju. Bitwa na gardła i bębny Z perspektywy nowoczesnego stadionu, z którego Węgrzy mogą być dumni nie mniej niż my z PGE Narodowego, łatwo było zapomnieć o pandemii. Chociaż powietrza do oddychania było na Puskás Arénie niewiele, bo temperatura przekraczała 30 stopni Celsjusza, to powiew tej normalności był kojący. Memphis Depay szarżował w polu karnym? Trybuny aż trzęsły się z ekscytacji. Sędzia Siergiej Karasiow po analizie VAR wyrzucił z boiska Matthijsa de Ligta? Radość Czechów była niemal tak sama, jak po bramce Tomáša Holeša. Tomáš Vaclík zatrzymał pędzącego sam na sam Donyella Malena? Kibice nagrodzili go niekończącą się symfonią braw. I chociaż na murawie nie zabrakło emocji, bo obie drużyny walczyły o ćwierćfinał jak o życie, to niesamowite rzeczy działy się także wokół boiska. Tam, szczególnie po przerwie, miała miejsce współczesna futbolowa bitwa - orężem były kibicowskie gardła, trąbki, bębny. To, co się wydarzyło, było dla sympatyków piłki jak pełna wody studnia odkryta przez nomadów muszących do tej pory zaspokajać pragnienie manierką, jaką były sztuczne odgłosy dopingu. Finał w Londynie? Szkoda... Informacja z 18 czerwca brzmiała sensacyjnie. Poważne angielskie media - w tym "The Times" - poinformowały, że UEFA rozważa zmianę gospodarza meczu finałowego! Wembley, gdzie miały się odbyć także dwa półfinały, miałby zostać zastąpiony... Puskás Aréną. Kością niezgody były surowe angielskie przepisy związane z koronawirusem i brak zgody na zwolnienie z kwarantanny 2500 gości UEFA. Podobno za kulisami mocno lobbował za Węgrami premier Viktor Orbán, pozycji Londynu bronił natomiast jego brytyjski odpowiednik, Boris Johnson. Dla niego była to sytuacja o tyle istotne, że Anglicy planują ubiegać się o zorganizowanie mistrzostw świata w 2030 roku.Komentujemy każdy mecz Euro na żywo - Posłuchaj naszych relacji!Za Budapesztem przemawiał fakt, że na ograniczonym regulacjami Wembley 11 lipca zasiadłoby maksymalnie 40 tys. kibiców. Na węgierski obiekt mogłoby wejść ponad 15 tys. więcej. Niedługo później sprawa jednak przycichła i w tym momencie nic nie wskazuje na to, że miejsce finału ulegnie zmianie. A szkoda, bo Węgry są dziś gotowe na tak wielkie wyróżnienie. Po pierwsze: mają przepiękny stadion, który jest nie tylko funkcjonalny, ale także nowoczesny. Po drugie: otworzyli trybuny w 100 procentach. Po trzecie: mecz Holandii z Czechami udowodnił, że zainteresowanie piłką jest tu znacznie większe niż na przykład w Petersburgu, gdzie miejscowi kibice jeśli dopingowali, to tylko Sborną. Inne mecze - w tym Polaków - niezbyt budziły ich entuzjazm. W Budapeszcie - wręcz przeciwnie. Na trybunach zasiadło tysiące Węgrów. I wraz z Holendrami oraz Czechami stworzyli widowisko, które przejdzie do historii tych mistrzostwach Europy. Z Budapesztu Sebastian Staszewski, Interia Euro 2020 - zobacz wyniki, zestaw par i terminarz 1/8 finału