W świecie futbolu funkcjonuje dużo powiedzonek - tzw. "starych piłkarskich prawd", które nieraz mają zaskakująco niewiele wspólnego z rzeczywistością. O rzutach karnych eksperci od lat mówią dwie rzeczy. I o ile "rzuty karne są wojną nerwów" - jest powiedzeniem w pełni prawdziwym, tak stwierdzenie, że "rzuty karne to loteria" - powinno na zawsze opuścić piłkarski słownik. Najświeższy przykład? Półfinał mistrzostw Europy - Hiszpania - Włochy. Po wyczerpujących 120 minutach trenerzy i piłkarze musieli zdecydować, kto podejdzie do "jedenastek" i tym samym zadecyduje o losach półfinału. Trener "La Furia Roja" Luis Enrique zaryzykował i tym razem się pomylił. Falstart obu drużyn. Hiszpanie sami nałożyli na siebie presję Zresztą obaj selekcjonerzy zaczęli od niefortunnych decyzji. Na pierwszy ogień poszli zupełnie niedoświadczeni w wykonywaniu "jedenastek" 23-letni Manuel Locatelli i Dani Olmo. Obaj nie podołali zadaniu - Locatelli uderzył zbyt lekko, Olmo zbyt mocno i po pierwszej serii rzutów karnych na tablicy "jedenastek" widniał wynik 0-0. Szczególnie dziwić mógł wybór Olmo już jako pierwszego strzelca. To zawodnik, który w seniorskiej karierze do karnego podchodził tylko dwukrotnie, a gola strzelił tylko raz. W dodatku do uderzenia podchodził wycieńczony 120 minutami gry. Owszem, rozgrywał świetne spotkanie, ale na ogromnym zmęczeniu nie udźwignął narzuconej na niego presji. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Później Hiszpanie, tak zresztą jak i Włosi, postawili głównie na wypoczętych zawodników - takich, którzy weszli na boisko z ławki rezerwowych. Ta decyzja w teorii była jak najbardziej słuszna, jednak Enrique kolejny raz przeszarżował. Postawił na dwóch piłkarzy, którzy na tym turnieju marnowali już "jedenastki" - Gerarda Moreno oraz Alvaro Moratę. Pierwszy z nich nie wykorzystał rzutu karnego przeciwko Polsce, drugi - w meczu ze Słowacją. Było jasne, że to na tych piłkarzach ciążyć będzie dodatkowa presja. Zwłaszcza na Moracie, który - choć strzelił gola, dającego Hiszpanom dogrywkę - wcześniej był niemiłosiernie wyszydzany z powodu licznych zmarnowanych sytuacji strzeleckich. Szaleństwo w Hiszpanii rozwinęło się do tego stopnia, że rodzina piłkarza zaczęła otrzymywać pogróżki. Jaki komfort psychiczny przy strzeleniu karnego mógł mieć Morata, czując na sobie spojrzenie całego narodu? Zawodnicy, idący do piłki ze środka boiska, często wspominają, że jest to najdłuższa droga do pokonania w ich życiu. To w takiej chwili spływa na nich ciężar całej chwili - waga oddawanego za moment strzału, miliony widzów śledzących spotkanie przed telewizorami. Fakt, że piszą przecież historię futbolu na najwyższym poziomie. O Moracie wiadomo od dawna, że nie jest piłkarzem najsilniejszym psychicznie - i tym razem nie udźwignął narzuconego na niego ciężaru. Strzelił fatalnie - bardzo słabo, na idealnej dla bramkarza wysokości. Gianluigi Donnarumma nie miał żadnych problemów z obroną. Chwilę później Hiszpania pożegnała się z turniejem. Morata kontra Jorginho. Zwycięzca mógł być jeden Być może Enrique nie pomógł sobie też innymi decyzjami - zdjął wcześniej z boiska m.in. Mikela Oyarzabala, który akurat pod względem rzutów karnych może uchodzić za wybornego eksperta. Wśród strzelających zabrakło także innego specjalisty od "jedenastek" - 18-krotnego reprezentanta Hiszpanii Iago Aspasa. On jednak wcale nie dostał powołania na tegoroczne Euro. Pod względem doboru wykonawców rzutów karnych Włosi zdecydowanie przechytrzyli Hiszpanów. Co prawda zaczęli od "pudła" Locatelliego, ale później było już tylko lepiej - kolejne "jedenastki" pewnie wykonywali doświadczeni Andrea Belotti i Leonardo Bonucci, a także wprowadzony z ławki - podobnie zresztą jak Belotti - Federico Bernardeschi. A na karnego Moraty Italia odpowiedziała Jorginho - a więc jednym z najlepszych egzekutorów rzutów karnych na świecie. Dotychczas - nie licząc serii "jedenastek" - grający dla Chelsea Włoch wykorzystał 29 z 33 wykonywanych rzutów karnych. Podobnym procentem skuteczności wśród pięciu najlepszych lig Europy - przy przynajmniej 30 podejściach - może pochwalić się zaledwie pięciu zawodników. Co ciekawe wśród nich jest dwóch Hiszpanów - wspomniany wcześniej Aspas oraz Borja Iglesias z Betisu, a także Portugalczyk Bruno Fernandes z Manchesteru United, Anglik Mark Noble z West Hamu oraz - jakby inaczej - Polak Robert Lewandowski z Bayernu Monachium. (Nie)Powtarzalny styl Jorginho Przy uderzeniu Jorginho mogliśmy przekonać się ile w wykonywaniu "jedenastek" znaczą powtarzalność oraz stalowe nerwy. Jego styl wykonywania rzutów karnych - polegający na charakterystycznym naskoku na piłkę przed oddaniem strzału i wyboru rogu w ostatnim momencie - już po ruchu wykonanym przez bramkarza - wymaga dopracowania w najdrobniejszych szczegółach, wybornej koncentracji i refleksu. To godziny pracy na treningach nad najdrobniejszymi detalami. A takie szczegóły dały wczoraj Włochom awans do finału mistrzostw Europy. Podobną metodę przy wykonywaniu "jedenastek" stosuje zresztą wielu najlepszych strzelców. W podobny sposób bramkarzy "oszukują" m.in. Bruno Fernandes (z naskokiem) oraz Robert Lewandowski (ze spowolnieniem na ostatnim kroku). Taki styl "jedenastki" mogliśmy zaobserwować też u hiszpańskich strzelców, którzy w meczu z Włochami nie zawiedli. Gerard Moreno wyraźnie zwolnił przed oddaniem strzału, po czym pokonał bramkarza półgórnym uderzeniem, natomiast Thiago Alcantara po mistrzowsku zmylił Donnarummę, strzelając niemal bliźniaczo do Jorginho. Rzuty karne to powtarzalność, praca nad szczegółami, koncentracja i opanowanie. Rzuty karne - to także wojna nerwów. Presji w kluczowym momencie może nie udźwignąć nawet najlepszy strzelec "jedenastek". Ale loteria? W żadnym wypadku. Wojciech Górski