Michał Białoński, Interia: Jak pan zareagował na porażkę ze Słowacją? Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: - Bardzo sobie skomplikowaliśmy sytuację. Nie przypominam sobie, aby reprezentacja Polski po pierwszym przegranym meczu na turnieju odniosła jakikolwiek sukces. Natomiast to wcale nie przeszkadza myśleć pozytywnie. Będziemy grali do końca. Piłkarze, jadąc na wielką imprezę, mają zawsze wielkie marzenia. Ja je miałem jako piłkarz, a potem jako prezes. Czasami się one spełniają, ale nie zawsze. Piłkarze są gotowi. - W 1982 r. na początek MŚ zremisowaliśmy z Włochami i Kamerunem. Krytyka była jeszcze większa niż teraz. Jakoś sobie z tym poradziliśmy. Każda porażka jest przykra, szczególnie w meczu, w którym wszystkie wskazówki od "a" do "z" mówiły, że jesteśmy drużyną lepszą. Gdybyśmy wyrzucili jeden epizod z tego meczu, czyli pierwszą bramkę, to przez cały mecz byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą. Nie wygraliśmy, tylko Słowacy to zrobili, chwała im. Musimy cierpieć i robić swoje. Sęk w tym, że na MŚ 1982 r. w trzecim meczu rozbiliśmy Peru 5-1, a teraz rywal jest jednak trudniejszy - Hiszpania. - O taktyce się nie wypowiadam, to rola trenera. Marzenia nie zawsze się spełniają. Te Turków się nie spełniły. Mam nadzieję, że nasze się spełnią. Nie żałuje pan zmiany trenera? Z Jerzym Brzęczkiem nie przegrywaliśmy takich meczów jak ten ze Słowacją. - Absolutnie nie myślałem w ten sposób. Uważam, że mamy dobrego trenera, co potwierdzają wszyscy, którzy na co dzień z nim współpracują. Rozumiem, że na razie ta praca nie odpala, bo wyniki są nie takie, jakich chcemy i brakuje szczęścia. Gdybyśmy je mieli, to byśmy pewnie z Anglią nie przegrali na Wembley. W piłce wszystkich weryfikują rezultaty. A jeśli na Euro przegramy wszystkie mecze, to zwolni pan Sousę? - Na pewno tego nie zrobię. Wręcz przeciwnie, chciałbym, abyśmy mieli w Polsce ze sześciu takich Sousów, którzy uczą piłkarzy odważnej gry w piłkę, a nie tylko defensywy i wybijania po trybunach. Z Sousą mamy nadzieję wygrać awans na MŚ. Polska za mojej kadencji zawsze awansowała na ME i MŚ. Nie stać naszej piłki na opuszczanie takich imprez. Ja Sousy nie zwolnię, ale nie wiem, co zrobi mój następca. Skąd czerpać optymizm? - Od was (śmiech). Nie chcę go na siłę kreować. Musimy być realistami, zdawać sobie sprawę z tego, że gramy z drużyną, która w meczu ze Szwecją miała 82 procent posiadania piłki. To nie są Włosi, którzy grają szybko i chcą się jak najszybciej przemieścić z obrony do ataku, wykorzystują skrzydłowych. Natomiast Hiszpanie mają to do siebie, że odbierają ci piłkę w tunelu, przed wyjściem na hymny i nie chcą jej oddać przez cały mecz. Trzeba umieć się do tego dostosować, robić większy pressing. Nie chcę rozmawiać na temat taktyki i wychodzić przed orkiestrę. Roberto Mancini rozpoczynał budowę reprezentacji w tym samym momencie co Jerzy Brzęczek. I co się stało? - Takie porównania mogą robić ludzie, którzy się nie znają na piłce. Włoska piłka to zupełnie inna rzeczywistość niż nasza, inni też piłkarze. Mają dwóch skrzydłowych od początku - Insigne i Berardi, później wpuszczają następnych dwóch, którzy są jeszcze lepsi. My nie chcemy płakać, robimy swoje. Mam nadzieję, że impreza zakończy się dla nas później niż w fazie grupowej. Wiemy, że porażką ze Słowacją pokrzyżowaliśmy sobie plany i to bardzo. Wszyscy byśmy chcieli być na Euro 2020 jak najdłużej. Do tego jest potrzebne rozegranie bardzo dobrego meczu z Hiszpanią. Zawiódł się pan na liderach? Grzesiek Krychowiak miał dowodzić na boisku, a złapał dwie żółte kartki, a obie były do uniknięcia, to nie było ratowanie zespołu przed zagrożeniem. - Na pewno ta druga żółta kartka zadecydowała o tym, że mecz poszedł w inną stroną, ale też grając w dziesiątkę stwarzaliśmy zagrożenie. Natomiast wyszło jak wyszło. Jeden stały fragment gry i jedynym, kto go wśród Słowaków mógł zamienić na bramkę był Szkriniar. Wystarczyło mu się bardziej przyjrzeć, lepiej go kryć. Natomiast Grzegorz Krychowiak był na konferencji, wyjaśnił wszystko. My nikogo nie będziemy rzucać na stos. Nigdy tego nie robiliśmy. Wygrywamy i przegrywamy razem. Podkreśla pan, że mamy mądrego trenera. Jak wobec tego zrozumieć to, że w żadnym z sześciu meczów za kadencji Sousy obrona nie grała w tym samym zestawieniu? - A według pana w meczu ze Słowacją linia obrony jako całość źle funkcjonowała? Oczywiście, zdarzył się błąd, ale indywidualny. Natomiast gdybyśmy zrobili plebiscyt odnośnie obsady prawej obrony, to wszyscy byście postawili na Bartka Bereszyńskiego. On faktycznie jest naszym najlepszym piłkarzem na tę pozycję, a błędy się zdarzają każdemu. W sieci pojawił się film z odprawy Sousy, podczas której trener uczulał naszych zawodników, by uważali na Szkriniara. Ten i tak strzelił gola. Nie dziwi to pana?- Już wcześniej mówiłem, że to był błąd chyba wszystkich naszych zawodników na boisku. Jeżeli jest rzut rożny i grasz 10 na 11, to musi paść hasło, by jeden lub dwóch piłkarzy kryło takiego zawodnika indywidualnie, a reszta broniła strefą. Tak się nie stało. Każda bramka wynika z błędu. W innym wypadku wszystkie spotkania kończyłyby się bezbramkowymi remisami.Czy polska kadra odbudowała się już mentalnie po porażce?- Mentalnie może nas odbudować tylko dobry mecz i zwycięstwo z Hiszpanią. To nie jest tak, że przez dwa dni wszyscy trzymają głowę w popiele i są załamani. Nie widzę dołka mentalnego tej drużyny. Wręcz przeciwnie. Piłkarze zdają sobie sprawę, że zawalili mecz, ale takie rzeczy niestety czasem się zdarzają. Ta porażka będzie się za nami wlokła.Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że przed Euro było zbyt dużo eksperymentów, a trener Sousa miał zbyt mało czasu na przygotowanie drużyny?- Nie rozumiem tego pytania. To szukanie dziury w całym. Kiedy trener Piechniczek objął reprezentację i grał najważniejszy mecz na Stadionie Śląskim, musiał grać bez kilku zdyskwalifikowanych zawodników. Gdy Beenhakker objął kadrę, najpierw przegrał 0-3 w sparingu z Danią, a później grał już w meczach eliminacyjnych. Mogę mówić o wielu trenerach, którzy wchodzili zespołu na kilka dni przed wielkimi meczami. Nie uważam, by był to jakikolwiek problem.Jakiego meczu z Hiszpanią się tam spodziewa?- Trudnego, w którym trzeba mieć mnóstwo pokory, zacięcia, biegać za piłką i wykorzystywać każdą okazję do kontrataku.Możliwe jest, że powtórzymy występ z meczu z Niemcami z Euro 2016, gdy zagraliśmy na remis?- Wszyscy na to liczymy. Reprezentacja pod wodzą Sousy nie straciła bramki tylko w meczu z Andorą, co może przyprawić o drżenie łydek przed spotkaniem z Hiszpanią.- W piłce najważniejsze jest to, by strzelić jedną bramkę więcej od rywala. Gra "na zero z tyłu" to wyświechtane powiedzenie. Jeśli drużyna skutecznie się broni, to bardzo dobrze, ale to nie jest tak, że w fazie defensywnej gra tylko czterech zawodników. Robi to cała drużyna, tak jak w przypadku ataków. Nie chciałby pan, by Robert Lewandowski jako kapitan zabrał głos i uspokoił nastroje?- Słowa nie mają żadnego znaczenia. Żyjemy w czasach, gdy każdy ma coś do powiedzenia i chciałby coś wykreować. Nie mamy z tym żadnego problemu, ale chcemy się koncentrować na meczu. Po meczu na konferencję przyszedł zawodnik, który miał najbardziej negatywny wpływ mecz na Słowacją - Krychowiak. Czego chcecie więcej? Gdy przyjdzie Robert i powie: Ja jestem Lewandowski, uspokójcie się - czy to coś zmieni? Trzeba grać, a nie opowiadać historie.Czy tu nie brakuje Bońka z 1982 roku, który zamiast z podkulonym ogonem schodzić do szatni po porażce, pokaże charakter i kogoś zmobilizuje na boisku?- Czasy się zmieniły, życie się zmieniło. Teraz jest inna piłka. Mi absolutnie nie brakuje doczepiania się. Po meczu Węgrów z Portugalczykami niektórzy pisali: Szkoda, że my tak nie przegraliśmy po takiej walce. Ja na Stadionie Narodowym nie chciałbym przegrać 0-3 z Portugalią, która przy trzeciej bramce miała 47 podań. Chcemy na mistrzostwach Europy być jak najdłużej, wypaść jak najlepiej. Mecz z Hiszpanią jest szansą. Jeżeli odpadniemy wcześniej, niż zakładaliśmy, czekają nas za chwilę eliminacje mistrzostw świata, na których chcemy zagrać. Musimy jeździć na wielkie imprezy. Problemem jest to, co na nich robimy, a robimy za mało względem potencjału, który mamy.Pana zdaniem z Jerzym Brzęczkiem jako selekcjonerem także stracilibyśmy dwie bramki w mecz otwarcia?- W eliminacjach graliśmy z innymi przeciwnikami i na innym poziomie. To są pytania, na które nie ma odpowiedzi, gdyż są to pytania utopijne. Takie "gdybanie" to nie sport.Po nominacji Sousy powiedział pan, że piłkarze powinni wziąć większą odpowiedzialność za grę i wyniki. Ma pan przeczucie, że rzeczywiście tak jest?- Oczywiście i wydaje mi się, że rolą prezesa nie jest to, by kogokolwiek krzyżować. Wygrywamy razem i przegrywamy razem. Jeżeli na Euro 2020 nie wyjdziemy z grupy, to po prostu pojedziemy do domu i będziemy przygotowywali się do nowej imprezy. Teraz jednak koncentrujemy się na meczu z Hiszpanami.Na Polsat Plus Arenie rozmawiał i notował Michał Białoński Paulina Czarnota-Bojarska zaprasza na codzienny program o Euro - Oglądaj teraz!Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji!