Mecze, które lotna ekipa oglądała na żywo: Rosja - Belgia, Polska - Słowacja, Hiszpania - Polska, Polska - Szwecja, Holandia - Czechy, Anglia - Ukraina, Włochy - Hiszpania i finał Włochy - Anglia. Siedem blasków Euro 2020: 1. Donnarumma broni karnego na wagę mistrzostwa Europy i idzie jak posąg Na ogół przemożny wpływ bramkarza na losy drużyny w danym turnieju występuje w hokeju. Weźmy najbardziej znany przykład IO w Nagano, gdzie Dominik Haszek zamurował bramkę i w półfinale Czechy pokonały Kanadę z legendarnym Waynem Gretzky’ym, a w finale Rosję z Pawłem Bure, Siergiejem Fiodorowem, czy Dariusem Kasparaitisem w składzie. W piłce, gdzie bramka jest potężna - 732 x 244 cm człowiek jest na ogół bezradny przy dobrym, celnym uderzeniu, zwłaszcza z rzutu karnego. Gianluigi obronionymi karnymi najpierw wprowadził Italię do finału, a później pomógł w jego wygraniu. Walnie przyczynił się do tego, że Italia została pierwszą drużyną w historii ME, która wygrała dwa konkursy karnych z rzędu. Nie przeszkodziło mu przegrane losowanie i bronienie karnych, mając kilkanaście metrów za plecami tysiące nieobliczalnych kibiców angielskich. W wieku 22 lat jest mistrzem Europy, ma na koncie 227 meczów w Serie A, w których aż 75 razy zachowywał czyste konto. Zaimponował zwłaszcza po dobiciu piłki po ostatnim karnym - Bukayo Saki. Uczynił drużynę mistrzem Europy, a wstał z murawy i szedł, jakby obronił strzał na treningu, a nie w finale Euro 2020! Dopiero szalejący z radości koledzy powalili go na ziemię. 2. Chiellini robi misia Yogiego z Jordiego Alby przed karnymi Piłkarzem, który wzbudzał największą sympatię na całym turnieju był niezniszczalny Giorgio z Juventusu. Zachwycił świat luzem przed rzutami karnymi w półfinale z Hiszpanią. Podczas losowania zrobił misia Yogiego. Nie dość, że wygrał losowanie - karne przebiegały na bramkę, za którą siedzieli Włosi, to jeszcze go wyściskał i popodrzucał. Co za luz! Za chwilę zdecyduje się, kto zagra w finale, a Giorgio jakby nigdy nic wobec zestresowanego Alby. 3. Leonardo Bonucci wysyłany na trybuny przez panią steward W półfinale z Hiszpanią Włosi prowadzili po pięknym trafieniu Federico Chiesy. Nie mogło być inaczej: poszli cieszyć się z tej bramki ze swymi rodakami usadowionymi za bramką. Bonucci chciał wrócić na murawę, ale starsza pani steward pomyliła go z kibicem i chciała wepchnąć na trybuny. Mina zdziwionego stopera była bezcenna! Przed finałem zapowiadał, że ucałuje serdecznie Angielkę, ale trudno było ją namierzyć. 4. Powrót Szwajcarii w meczu Francją 28 czerwca w Budapeszcie "Trójkolorowi" podwyższyli na 3-1 na kwadrans przed końcem. Strzał Paula Pogby z dystansu był nie do zatrzymania dla Yanna Sommera. "Po meczu" - pomyślała większość kibiców. Wydawało się, że mistrzowie świata, najbardziej kompletna drużyna na turnieju, nie są w stanie roztrwonić takiej przewagi. Sami pewnie też tak pomyśleli i duchem przenieśli się do ćwierćfinałowej rywalizacji. W 99 meczach na 100 odrobienie straty dwóch bramek w meczu z "Trójkolorowymi" nie udałoby się nikomu, nie tylko "Helwetom". Piłkarze o jakże germańsko brzmiących nazwiskach Seferović i Gavranović doprowadzili do dogrywki, w której Francja nie miała już na placu gry ani Griezmanna, ani Benzemy, a Kylian Mbappe przeżywał kryzys. Na szaleńczej pogoni Szwajcarzy nie poprzestali. Wygrali także konkurs "jedenastek", bo Sommer obronił strzał Mbappe. 5. "Lewy" daje nam nadzieję golem w meczu z Hiszpanią Dla Polski turniej był wyjątkowo nieudany, zajęliśmy ostatnie miejsce w słabej grupie, wyprzedziła nas nawet Słowacja. W gronie tych, którzy nie zawiedli, był kapitan Robert Lewandowski. Z Hiszpanią "Biało-Czerwoni" zagrali najlepszy mecz na turnieju, a bramkę zdobył "Lewy", gdy wygrał walkę ciałem z rywalem. Hiszpanie teraz będą wiedzieć, że nie warto prowokować naszego kapitana, jak to uczynił przed meczem Ferran Torres, twierdząc, że stoperzy Hiszpanii "zjedzą" Lewandowskiego. Tymczasem to on "połknął" ich. 6. Kibice na stadionach Dziś to wydaje nam się oczywiste, ale w pandemii nie jest łatwo zorganizować imprezy masowe z udziałem kibiców i to w liczbie niemal 60 tys., jak mecze w Budapeszcie, czy półfinały, czy niemal 70 tys. jak finał. Kilkanaście godzin po tym, jak Leo Messi ograł Neymara w finale Coppa America, przy pustych trybunach, na Wembley weszli piłkarz Anglii i Włoch, wspierani przez 68 tys. ludzi. Wiemy też, że na igrzyskach w Tokio, które rozpoczną się już 23 lipca nie będzie fanów na trybunach. Niepewni wejścia na nie są nawet akredytowani dziennikarze. W Japonii wprowadzono stan wyjątkowy. 7. "Lewy" daje nam nadzieję golem na 1-2 w meczu ze Szwecją Do zdobycia ta bramka była jeszcze trudniejsza niż ta w meczu z "La Roja". Klasyfikuję ją jednak niżej, z uwagi na to, że drużyna przegrała mecz. Takie gole strzelają tylko najwięksi. Przecież na połowie rywala Robert był sam przeciw trójce rywali, a i tak potrafił ulokować piłkę w dalszym rogu pięknym uderzeniem. Sześć cieni Euro 2020 1. Hordy pijanych pseudokibiców Anglii Wybryki chuliganów, które poprzedziły finał, nastąpiły w jego trakcie i po meczu, zszokowały mnie najbardziej. Przecież Anglia jest krajem, który jako pierwszy i najlepiej poradził sobie z hordami pseudokibiców, którzy siali grozę i zniszczenie. Tymczasem na Wembley policja służby porządkowe zawiodły na całej linii. Pod sam stadion wpuszczono hordy pijanych wandali, wyposażonych w szklane butelki. Jakim cudem? Przecież w dni meczowe na całym Wembley w sklepach jest zakaz sprzedaży napojów w szkle. Jak to się stało, że nikt nie przeszukał band zmierzających pod bramy Wembley? Z tego wzięły się udane niestety próby sforsowania bram siłą, a także haniebne wypadki pobicia niewinnych Włochów, z kopaniem leżącego po głowie włącznie. Miałem okazje na własne oczy obserwować, jak z angielskimi hordami, przed meczem z Ukrainą, poradził sobie Rzym. Policja i służby porządkowe dodatkowe bariery ustawiły już kilkaset metrów przed Stadio Olimpico. To tam weryfikowano, czy każdy wchodzący ma bilet, test na COVID-19 i czy nie wnosi niczego niebezpiecznego. Dlatego w Rzymie nawet pijany Anglik był zupełnie nieszkodliwy. W Londynie zamienił się w wandala. 2. Fałszywy gwizdek sędziego Makkelie wprowadza Anglię do finału Sędziowanie na Euro 2020 ogólnie było na bardzo wysokim poziomie. VAR nie przeszkadzał, nie było aptekarstwa, sędziowie nie dawali się nabierać na próbki marnego aktorstwa piłkarzy. Wyjątek potwierdzający regułę stanowił Holender Danny Makkelie w półfinale Anglia - Dania. Fałszywy gwizdek, dający "Wyspiarzom" rzut karny po tym, jak Reheem Sterling nurkował, zanim ktokolwiek go dotknął obudził niesmak, oburzenie na całym świecie. Całe szczęście, że rodak Makkelie - Bjoern Kuipers w finale sędziował wzorowo. 3. Zakaz wjazdu dla kibiców z zagranicy wydany przez rząd brytyjski COVID-19 jest groźny tylko wtedy, gdy przyjadą obcokrajowcy. Gdy hordy pseudokibiców włamują się na stadion już nikomu nie grozi - do takiego wniosku można było dojść po Euro 2020. Paradoksalnie, Wielka Brytania ma największe w Europie przyrosty zachorowań na koronawirusa, a bała się przybyszów z krajów, w których z pandemią lepiej sobie poradzono. 4. Odpadnięcie Holandii już w 1/8 finału Jeśli dysponujesz takim potencjałem piłkarskim, jak "Pomarańczowi", na dużej imprezie realizujesz cel, jeśli zdobywasz medal. Odpadnięcie z Czechami już w pierwszym meczu po wyjściu z grupy to kompromitacja dla zespołu i jego trenera. Frank de Boer nie poradził sobie z wyzwaniem, więc został odprawiony. Holendrzy mają kłopoty, odkąd do Barcelony rok temu przeniósł się Ronald Koeman. 5. Postawa Grzegorza Krychowiaka na Euro Do dziś zadajemy sobie, dlaczego nasz najbardziej doświadczony pomocnik pojechał na Euro tylko ciałem, a duch krążył mu Bóg wie gdzie. Czarny bohater meczu ze Słowacją. Jego dwa faule i dwie żółte karki oznaczały liczebne osłabienie zespołu. Żaden z tych faulu nie był ratunkowym. Po prostu spóźnione wejścia, których można było zaniechać, bo z tyłu była asekuracja kolegów. 6. Postawa Wojciecha Szczęsnego na Euro Był czas, gdy golkiper Juventusu zaliczany był do ścisłej czołówki światowej. Miniony sezon i jego zwieńczenie - Euro 2020 miał jednak blade. Tylko jedną interwencję, gdy rzucił się pod nogi Moraty, miał na najwyższym poziomie. Błędów popełnił co niemiara, a najbardziej zabolał całą Polskę ten, po którym Robert Mak strzelił nam bramkę w meczu ze Słowacją.