Wówczas Szwajcaria zasłynęła tym, że stanęła na drodze budowanej z impetem, ale bez rozwagi reprezentacji hitlerowskich Niemiec. Zazdrościły one sukcesów włoskiej drużynie, która w 1934 i potem w 1938 została mistrzem świata. Niemcy pragnęły już w 1934 roku pokonać Włochów i zdobyć tytuł. Nawet dobrze im szło, bo zwyciężyli 5-2 Belgię, następnie 2-1 groźną wtedy Szwecję i gdy doszły już do półfinału, szykując się na faszystowsko-nazistowski finał mundialu z Włochami, niemiecką drużynę nieoczekiwanie powstrzymała rewelacyjna Czechosłowacja . To ona zagrała w rzymskim finale, a nie Trzecia Rzesza. Niemcy wyciągali jednak wnioski. Ich zespół szykowany na kolejny mundial w 1938 roku miał być już mocniejszy, skuteczniejszy i stawić czoła Włochom trenera Pozzo. Miał w tym pomóc anschluss Austrii i wchłonięcie do połączonej reprezentacji graczy austriackich. W tamtych czasach Austria była wysoko notowana w Europie i na świecie, na mistrzostwach świata w 1934 roku zajęła przecież czwarte miejsce. Siła austriackich zawodników pozwalała myśleć, że po połączeniu sił z niemieckimi powstanie może najlepsza drużyna świata.CZYTAJ TAKŻE: Euro 2020 z piekła do nieba. To prawdziwa Superliga!Nic z tego jednak. Piłkarski anschluss Austrii nie przebiegł łagodnie, w kadrze Trzeciej Rzeszy dochodziło do wielu konfliktów, nie była ona zupełnie zgrana. I to wykorzystali Szwajcarzy. Szwajcaria lepsza od Trzeciej Rzeszy W pierwszym meczu mundialu 1938 roku rozgrywanego na boiskach francuskich wpadli oni na wzmocnioną Austriakami reprezentację Niemiec. W pierwszym meczu na Parc de Princes w Paryżu po golu Andre Abegglena, zawodnika Servette Genewa, szwajcarski zespół zremisował. Doszło do czegoś na kształt dogrywki czy rzutów karnych, bo taką rolę w tamtych czasach spełniało powtórzenie remisowego spotkania. W tej powtórce zdeterminowani Niemcy szybko objęli prowadzenie 2-0, wystarczyło im na to niespełna pół godziny. Najpierw trafił wcielony do drużyny po anschlussie austriacki piłkarz Willy Hahnemann, a następnie Szwajcarzy dobili się golem samobójczym. Wszystko wymknęło im się z rąk niczym po przestrzelonym karnym Ricardo Rodrigueza w meczu z Francją na Euro 2020. A jednak Helweci się nie poddali. Tamto spotkanie z Paryża z 1938 roku można nieco porównać do obecnego. Przegrywająca 0-2, rozbita już na pozór i podłamana samobójczym golem Szwajcaria jednak się podniosła. Z faworyzowanym rywalem zaczęła strzelać raz za razem, najpierw przed przerwą kontaktową bramkę zdobył Eugen Wallaschek, a potem uskrzydleni Szwajcarzy znokautowali Niemców (i Austriaków) kolejnymi trzema trafieniami. Rozbili Trzecią Rzesz w kwadrans, a autorem triumfu był wspomniany Abegglen. Przez lata ta wygrana nad Niemcami była mitem założycielskim szwajcarskiego futbolu. Chociaż nie skończyła się sukcesem na turnieju (w kolejnym meczu Szwajcaria odpadła z Węgrami), a Helweci nigdy nie zdobyli medalu na takich rozgrywkach, często się do niej wracało jako do przykładu wygranej maluczkiego z gigantem. Nawet mundial 1954 roku i pamiętna porażka 5-7 z Austrią tego nie przyćmiła, gdyż jednak wówczas Szwajcarzy nie zwyciężyli. A z hitlerowskimi Niemcami - tak. Euro 2020. Wielki sukces małej Szwajcarii Szwajcaria zawsze była krajem małym i prawie każdy jej rywal na dużym turnieju przewyższał ją sławą i możliwościami. Na kolejnych mundialach 1950, 1954, 1962, 1966, po przerwie 1994, 2006, 2010, 2014 i 2018 nie odniosła ona sukcesu. Podobnie na Euro 1996, 2004, 2008 i 20165, gdzie po raz pierwszy wyszła w ogóle z grupy. Obecne miejsce w2 ćwierćfinale to dla Szwajcarów największy sukces od mundialu 1954 roku.Ta mała Szwajcaria raz na jakiś czas potrafi jednak odmachnąć się każdemu i wyeliminować faworyta do mistrzostwa - tak jak w wypadku Niemiec w 1938 roku, tak stało się też teraz z Francją.