Sebastian Staszewski, Interia: - UEFA ogłosiła listę sędziów, którzy poprowadzą mecze Euro 2020. I niespodziewanie nie ma na niej ciebie. Jesteś zaskoczony? Szymon Marciniak: - Nic a nic. Aż tak źle oceniasz swoją formę? - Dobrze, że podchodzisz do tego na wesoło. Bo zapanowała szalona atmosfera. Od razu poinformuję więc tych, którzy już chcieliby pogrzebać Marciniaka i świętują jego koniec: za wcześnie na to. O tym, że nie znajdę się na liście, wiedziałem od dawna. Skąd? I jak dowiedziałeś się o decyzji UEFA? - Decyzja została podjęta na początku kwietnia po moich kolejnych badaniach. Natomiast formalny telefon od Roberto Rosettiego, który jest szefem sędziów UEFA, miałem kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem listy. Znamy się wiele lat i wiedziałem, że dla niego to trudna decyzja, że po ludzku jest mu przykro. Jako zespół mamy duże doświadczenie turniejowe i byśmy się przydali, ale takie bywa życie sportowca. Dlaczego nie ma cię na liście? Nie wierzę, że nie liczyłeś na pracę na Euro... - W kwietniu była możliwość, abym sędziował jeden z ćwierćfinałów europejskich pucharów, ale nie dostałem meczu. I wtedy zrozumiałem, że stracę Euro. Na drodze stanęły mi problemy zdrowotne. Jak wiesz, przechorowałem COVID-19. I właśnie koronawirus okazał się kłopotem. Zachorowałem na tachykardię, która zaburza rytm pracy serca. W pewnym momencie siedząc miałem podwyższone tętno, tak, jakbym żwawo spacerował. Wciąż nie mam stuprocentowej pewności jaka jest geneza tej choroby, ale wiele wskazuje właśnie na koronawirusa. Tachykardia to nie jest coś, co można wyleczyć w tydzień, tak jak przeziębienie. Od jakiegoś czasu jestem więc pod stałą opieką profesora Krzysztofa Pawlaczyka i powoli zmierzamy w dobrym kierunku. Ale przecież wciąż sędziujesz w PKO BP Ekstraklasie. Ostatnio w 26. kolejce prowadziłeś mecz Jagiellonia Białystok - Stal Mielec. A wcześniej kilka innych. - Będę brutalnie szczery: różnica intensywności pracy w Ekstraklasie, a na Euro, jest ogromna. Dlatego nikt w UEFA nie chciał podejmować ryzyka i wysyłać mnie na turniej albo mecze play-off Ligi Mistrzów. Rozumiem to i nie mam pretensji. Wiem, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż praca i sędziowanie, choć muszę przyznać, że dwa ostatnie lata są dla mnie bardzo ciężkie. Najpierw kontuzja kręgosłupa, a teraz koronawirus... Były sędzia Ryszard Wójcik w rozmowie z Interią wypowiedział mocne słowa: "Szymon cały czas stoi przed dylematem: prowadzić najważniejsze mecze w Europie czy dobrze na sędziowaniu zarabiać. Od kilku lat w hierarchii jego celów chyba jednak ten drugi jest trochę ważniejszy. Nie znam sędziów z najlepszych lig w Europie, którzy jeździliby systematycznie w inne strefy klimatyczne, na kilkadziesiąt godzin, żeby poprowadzić jeden mecz". Jak na to odpowiesz? - A co ja mogę powiedzieć? Pan Rysiek strzelił kulą w płot. W 2019 roku komisja UEFA podjęła decyzję, że każde wyznaczenie sędziego do prowadzenia meczu w innym kraju idzie przez... UEFA. A więc jeśli Saudyjczycy chcą Marciniaka, to nie dzwonią do Polski, tylko do UEFA. I jeśli UEFA wyraża zgodę, to pyta w Polsce czy Marciniak może jechać. Więc trudno, aby na wybory UEFA wpływały... decyzje UEFA. Poza tym od 2019 roku wcale nie jeżdżę tak dużo. W 2020 roku poprowadziłem finał saudyjskiego Pucharu Króla. Wiesz kto posędziował tam Superpuchar? Daniele Orsato, czyli facet, który prowadził niedawno finał Ligi Mistrzów. Do innych krajów jeżdżą sędziować także Niemiec Felix Brych, Holender Björn Kuipers czy Słoweniec Damir Skomina. I każdy z nich wie, że zaproszenie do innej ligi to docenienie, a nie karne zesłanie. Co dalej? Wybierasz się na mistrzostwa jako kibic? - Nic szczególnego. Mocno pracuję nad zdrowiem i od lipca wracam do pracy na najwyższych obrotach. W 2015 roku sędziowałem mecze mistrzostw Europy do lat 21, rok później było Euro 2016. Później intensywny rok 2017 i mistrzostwa świata w Korei Południowej do lat 20 oraz mundial w Rosji. Przez ten czas tak naprawdę nie miałem prawdziwych wakacji. Więc okres w czerwcu zamierzam wykorzystać na regenerację. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia