Rozpoczął się drugi dzień przerwy na Euro 2020. Złośliwi mogliby jednak stwierdzić, że tak naprawdę za nami to dopiero prolog do tej wielkiej imprezy. Skończyły się właściwe eliminacje. Że prawdziwy start mistrzostw Europy będzie mieć miejsce w sobotę o 18. Że trudno mówić o jakościowym turnieju finałowym, skoro znalazła się w nim blisko połowa chętnych. Że w tej sytuacji nie wypada używać tu słowa "elitarny". Euro z szesnastoma reprezentacjami brzmi jakoś bardziej logicznie. Ale UEFA miewa różne pomysły. Nie zawsze dobre. Jak ten z rozgrywaniem turnieju od Sewilli i Londynu po Baku. Czyli de facto po Azję. Nas zaproszono tylko na aperitif przed główną częścią balu. Przyjrzano się nam z bliska i stwierdzono, że dalej jednak nie pasujemy? Z Macedonią Północną, Szkocją, Turkami, Słowacją, Węgrami, Finami i Rosją zostaliśmy przed drzwiami do miejsca, gdzie zaczyna się poważne granie. Przeczytajcie raz jeszcze grono towarzyszy naszej "niedoli". Nie ma tam przesadnie mocnych reprezentacji. Nikt z naprawdę wielkich piłkarzy nie spakował jeszcze swoich manatków. Nikt, poza Robertem Lewandowskim. Niestety. Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj! Czy zgadzam się z prezesem Zbigniewem Bońkiem, który na czwartkowej konferencji prasowej tłumaczył Paulo Sousę, że tak szybki "Pol-exit" to nie wina selekcjonera, lecz "braku jakości" w drużynie? Absolutnie nie. Jan Tomaszewski co prawda w swoim stylu lekko przesadził, że mamy "najlepsze pokolenie w historii" ale ta drużyna naprawdę została złożona z kilku bardzo mocnych elementów. Stawiając na szali "Lewego", bramkarza Juventusu Turyn, jednego z najlepszych pomocników Serie A i czołowego gracza drugiej linii rosyjskiej Premier Ligi, zawodników pełniących kluczowe role w klubach w Anglii i Włoch, to nie było aż tak źle. Przecież w tej kadrze nie znalazło się miejsce dla wybranego do najlepszej jedenastki sezonu w Rosji Sebastiana Szymańskiego. Stanisław Czerczesow do swojej kadry pewnie by go zabrał... Komentujemy każdy mecz Euro na żywo - Posłuchaj naszych relacji! Jakość z pewnością więc była, choć dysonans między piłkarzem numer jeden, a tymi z miejsc 14-26 był zdecydowanie za duży. Roberto Mancini w trzech meczach grupowych mógł dać zagrać ... 25 powołanym piłkarzom! Boiska nie powąchał tylko trzeci bramkarz. Jakość "grania" z Walią oczywiście trochę spadła, ale trzy punkty zostały zdobyte, a prawie każdy kadrowicz mógł poczuć się, że jest potrzebny. A w naszej drużynie? Już niekoniecznie. Michał Helik, Tomasz Kędziora, Kamil Piątkowski czy nawet Karol Linetty na pewno liczyli na więcej i mają się prawo zastanawiać, dlaczego byli tylko tłem. Najistotniejsze jest jednak to, że Włosi w tym turnieju grają lepiej w piłkę niż w swoich klubach w Serie A w zakończonym w maju ligowym sezonie. U nas Klich nie jest Klichem z Leeds, a "Krycha" tym samym drapieżnikiem, którym bywał w Lokomotiwie. Czyja to wina? Ich samych czy tego, jak z nimi pracowano po zakończeniu ligi albo jakie mieli boiskowe wytyczne i nakreśloną strategię? Może trzeba porozmawiać z Mancinim i jego sztabem? On nie wymyślał "prochu" w sposobie gry reprezentacji Italii, wykorzystał potencjał swoich piłkarzy, a nie wsadzał ich w ramy, które byłyby dla nich niewygodne. Bożydar Iwanow, Polsat Sport Czytaj też na Polsatsport.pl