Jackiem Grealishem od dłuższego czasu interesuje się wiele angielskich drużyn, ale to temat zainteresowania ze strony Manchesteru United wraca do brytyjskich gazet niczym bumerang. Anglik może przy tym nie uniknąć porównań z jednym z byłych graczy "Czerwonych Diabłów" - choć porównania te nie będą z pewnością miłe. Na jednym z najbardziej znanych zdjęć w dziejach drużyny U-18 United Jesse Lingard trzyma Puchar Anglii dla młodzieżowców, obok niego siedzi Paul Pogba, który lewą ręką przygarnia do siebie Ravela Morrisona. Człowieka, któremu wróżono wielką karierę, większą nawet, niż wspomnianej dwójce, ale która została zaprzepaszczona przez imprezowy - i, co tu dużo mówić, mało bezpieczny styl życia. W wywiadzie dla "Manchester Evening News" Morrison powiedział kiedyś, że powinien był bardziej poświęcać się treningom, zamiast grać w gry komputerowe i imprezować. Nie mówiąc już o problemach z prawem i udziale we włamaniach. Na razie w przypadku obu piłkarzy - Grealisha i Morrisona - zgadza się przede wszystkim zamiłowanie do imprez. No i fakt, że obaj mieli szansę grać w piłkę w Birmingham - Ravel zaliczył najwięcej występów w dorosłej piłce w barwach tamtejszego City. Na Jacka liczy z kolei - od kilku lat - cała dzielnica Aston. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Aston Villa. Cztery ciosy w wymarzonym debiucie Relację Jacka Grealisha z "The Villains" niektórzy mogliby niemal nazwać romantyczną - a więc taką, jakiej ponoć w dzisiejszym futbolu brakuje. Mowa tu bowiem o chłopaku urodzonym w Birmingham, który praktycznie wszystkie szczeble rozwoju młodego kopacza przechodził w barwach "Lwów". Z pewnością był wytrwały i doczekał się w końcu swojego debiutu - miał wtedy niecałe 19 lat. Choć to był z pewnością dla niego wielki dzień, to ciężko powiedzieć, by okoliczności okazały się szczególnie sprzyjające do uśmiechu. Mieliśmy niemal koniec sezonu, 7 maja 2014 roku, 88. minuta spotkania na wyjeździe z Manchesterem City. "The Citizens" zakończyli kampanię jako mistrzowie Anglii, "The Villains" zajęli ledwie 15. miejsce w tabeli, nie mając wcale tak wielkiej przewagi nad strefą spadkową. Grealish wrócił właśnie z wypożyczenia do Notts County. Wszedł za Ryana Bertranda w momencie, gdy tablica wyników pokazywała 2-0 dla City. Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a Stevan Jovetić podwyższył na 3-0. Chwila przerwy i dosłownie w ostatnim momencie przeciwnika dobił Yaya Toure. Jack mógł się temu jedynie bezradnie przyglądać razem z resztą swoich kolegów odzianych w bordowo-błękitne stroje. Mimo wszystko miał swój wielki dzień. W kolejnej kampanii był już miarowo wprowadzany do drużyny - zaliczył 17 występów, a potem już nigdy nie zszedł poniżej poziomu 25 rozegranych spotkań w jednym sezonie. Zaczynał być coraz istotniejszy dla kolejnych, dość często zmienianych menedżerów "The Villains" - i zaczął sprawiać coraz więcej kłopotów, stając niemal w tej samej lidze, co Mario Balotelli, znany swego czasu z różnych wyskoków. Jack Grealish - spóźniony i rozweselony Za kadencji Tima Sherwooda, w kwietniu 2015 roku, otrzymał burę z powodu, który może się wydać absurdalny, a jeśli się silić na grę słów, to należy powiedzieć, że był on śmieszny. Brytyjska bulwarówka "The Sun" na "jedynce" działu sport opublikowała zdjęcie, na którym widać było jak Grealish w trakcie jednej z imprez wdycha z balonika tlenek diazotu - czyli nic innego, jak popularny gaz rozweselający. I choć piłkarz nie zrobił de facto nic nielegalnego, to wywołał skandal, bo gaz rozweselający, ze względu na swoje właściwości znieczulające, jest postrzegany czasem jak zgodny z prawem "półnarkotyk". Do tego, choć bardzo rzadko, może wywołać zdrowotne komplikacje, jeśli jest używany nieumiejętnie. Co więcej, dokładnie o to samo oskarżono go rok później - wówczas jednak jego współtowarzysze w zabawie zarzekali się, że co prawda balony z gazem rozweselającym były na imprezie obecne, ale tym razem Grealish powstrzymał się przed skorzystaniem z ich zawartości. W międzyczasie piłkarz zdążył jeszcze być sfotografowanym w trakcie leżenia na środku ulicy na Teneryfie, w czasie swoich wakacji. Brytyjskie gazety zgodnie uznały, że to efekt przesadnej zabawy. W 2017 roku został z kolei wyrzucony ze zgrupowania angielskiej kadry U-21 po tym, jak spóźnił się na zaplanowane spotkanie drużyny. Selekcjoner Aidy Boothroyd miał być wściekły przez niepunktualność swojego podopiecznego i zrezygnował z wystawienia go przeciwko młodzieżowcom z Danii. Portal 90min.com po tym wydarzeniu nie omieszkał określić wówczas Grealisha mianem "Party-Boya". Komentujemy każdy mecz Euro na żywo - Posłuchaj naszych relacji! Kapitan, który kocha klub na zabój Mogło by się wydawać, że z biegiem lat - i utrzymując się wciąż na wysokim poziomie piłkarskim - Jack Grealish nieco spokornieje, a szum wokół niego ustanie. Będąc już stałym punktem ekipy Aston Villi doczekał się nawet opaski kapitańskiej, chyba nawet zupełnie się tego nie spodziewając. "Byliśmy w gabinecie fizjoterapeutycznym, razem z Johnem McGinnem i kilkoma osobami z personelu" - wspominał w 2019 roku menedżer AV, Dean Smith, cytowany przez oficjalny serwis klubu. "Zapytałem chłopaków, kto ich zdaniem powinien być kapitanem w najbliższym meczu. Zaczęli rzucać nazwiskami. W końcu powiedziałem: Jack, to ty będziesz jutro kapitanem. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, to był dla niego moment pełen dumy, ponieważ, tak jak ja, jest fanem Aston Villi i był jako kibic tego zespołu wychowywany" - mówił Smith. Ten zaszczyt jednak został potem wykorzystany przy kolejnym ruganiu Grealisha. W marcu 2020 roku faktycznie postąpił niezbyt odpowiedzialnie - gdy w Europie wybuchła pierwsza fala pandemii COVID-19, zawodnik najpierw zachęcał do odpowiedzialnego zachowania i pozostania w domu, a potem sam został przyłapany na wałęsaniu się po Birmingham. Co gorsza, wracając z imprezy, spowodował wówczas wypadek, uderzając swoim range roverem w zaparkowane samochody. Nie umknęło to oczywiście uwadze brytyjskiej policji, bo nie było też żadną tajemnicą, jakim samochodem Jack codziennie opuszcza ośrodek treningowy "The Villains". "Jako kapitan, Grealish powinien świecić przykładem" - utyskiwał wówczas "Daily Mail". Eskapada skończyła się karą finansową - ze strony klubu i wymiaru sprawiedliwości - oraz utratą prawa jazdy na kilka miesięcy. Według "The Independent" z samego tytułu sądowego wyroku Grealish zapłacił 82,5 tys. funtów - grzywna objęła dwa przypadki, bo "nieostrożną jazdą" wykazał się też jeszcze przed pandemią, w listopadzie 2019. Przesądny wrażliwiec Z jednej strony Jack Grealish notorycznie jest więc antybohaterem poweekendowych wydań prasy - z drugiej przyciąga dużo uwagi różnymi ciekawostkami na temat swojej osoby. Zasłynął posiadaniem "szczęśliwych" butów, które były jego talizmanem nawet wówczas, gdy stały się już zupełnie znoszone i obdarte. To w nich wyszedł na finał baraży o Premier League z Derby County - i krótko potem świętował razem z kolegami awans do angielskiej ekstraklasy. Obdarte buty pasowały zresztą swoją niezwykłością do opuszczonych getrów piłkarza - chyba najbardziej charakterystycznego, stałego elementu związanego z wyglądem Grealisha. Narosła wokół nich zresztą cała historia - Jack miał jako nastolatek oglądać piłkarski dokument, którego głównym bohaterem był George Best. Wówczas Grealish miał przyuważyć, że legenda Manchesteru United nosiła swoje getry w taki właśnie sposób - opuszczone w zasadzie do kostek. Rzeczywistość okazała się jednak inna - dla lokalnego "Birmingham Live" piłkarz powiedział, że choć podziwia Besta, to cała opowieść została zmyślona. W opuszczonych getrach przede wszystkim czuje się bardziej komfortowo, a poza tym jest przesądny - pewnego razu jego getry skurczyły się w praniu i po tym, jak musiał wybiegać w nich na boisko, zaliczył kilka naprawdę dobrych spotkań. Uznał, że lepiej nie kusić losu - od tamtego momentu "niskie" getry były jego kolejnym talizmanem. Gdy w trakcie przygotowań przed Euro Anglia grała z Austrią i Grealisha zmieniał w pewnym momencie Conor Coady, internauci komentowali nawet żartobliwie, że są świadkami historycznego wydarzenia - największej udokumentowanej różnicy dotyczącej długości getrów między dwoma zawodnikami. Jack tradycyjnie miał getry w połowie łydek - Coady naciągnął swoje daleko za kolana. Pewnego razu Grealish odsłonił też przed światem swoją drugą, bardzo wrażliwą twarz. W dzień urodzin swojego młodszego brata - Keelana Grealisha - Jack zamieścił w mediach społecznościowych zdjęcia jego przyozdobionego grobu. Keelan bowiem zmarł w wieku zaledwie kilku miesięcy z powodu tzw. nagłej śmierci łóżeczkowej i było to wydarzenie, które z całą pewnością odbiło się na wówczas niespełna pięcioletnim Jacku. "Wszystkiego najlepszego braciszku" - napisał. O jego wrażliwości rozpisywano się także w momencie, w którym Aston Villa - mimo wszystkich "ale" wszystkich kłopotów, wybryków i skandali, nie odsunęła się od, bądź co bądź, jednego z liderów swojej drużyny i kapitana - postąpiła wręcz przeciwnie. We wrześniu 2020 roku Grealish podpisał nowy kontrakt ze swoim ukochanym klubem na pięć kolejnych lat i w trakcie podpisywania umowy dał się sfotografować ze szczeniaczkiem. To mogło być najbardziej nietypowe złożenie podpisu w dziejach "Lwów". Euro 2020. Po turnieju o Grealishu znów będzie głośno? Jack Grealish to dziś kluczowa postać Aston Villi i członek kadry angielskiej na Euro 2020. W pierwszym meczu - z Chorwacją - co prawda nie zagrał, ale już ze Szkocją wszedł na boisko w 63. minucie spotkania, a potyczkę z Czechami rozpoczął w podstawie, rozgrywając 68. minut. Z meczem ze Szkocją wiąże się zresztą ciekawa anegdota która pokazuje kolejny aspekt tego, co dzieje się w głowie Jacka. Po meczu Stephen O’Donnell przyznał, że wspominany już John McGinn "sprzedał" mu sposób na to, jak rozkojarzyć Grealisha. Otóż rozwiązania siłowe, takie jak kopniaki czy przewracanie miały być nieskuteczne. McGinn zaproponował za to, by prawić Jackowi komplementy - bo w ten sposób najłatwiej straci panowanie nad tym, co robi na boisku. "Mówiłem mu więc, że świetnie dziś wygląda, że uwielbiam jego łydki i pytałem go, co robi z włosami, że tak wyglądają. Może to była faktycznie droga do tego, by go powstrzymać" - powiedział O’Donnell. No cóż, tamtego dnia jego rywal nie zaliczył ani bramki, ani asysty - to na pewno. Bardzo możliwe, że Grealish zagra teraz w jednym z największych klasyków w świecie piłki - w spotkaniu Anglia - Niemcy w 1/8 finału mistrzostw Europy. A co potem? Mimo obowiązującej jeszcze przez długi czas umowy z Aston Villą, Grealish może niebawem, po Euro, zmienić otoczenie, bo oprócz trwającego już dłuższy czas zainteresowania United, piłkarz przyciąga też uwagę Manchesteru City. Brytyjskie media donoszą, że ekipa kierowana przez Guardiolę byłaby w stanie wydać na jednego z największych "ananasów" ligi nawet sto milionów funtów, co byłoby absolutnym rekordem. Jack Grealish znowu byłby w swoim żywiole - bo on chyba lubi być po prostu na ustach wszystkich. Paweł Czechowski