Dziennikarz pracujący przez lata w madryckiej "Marce" przesłał mi kilka numerów telefonów do ludzi, z którymi mógłbym zrobić wywiad dotyczący faworyta grupy E Euro 2020. Odmówili wszyscy. Vicente Del Bosque odpowiedział, że nie chciałby nikogo urazić swoimi opiniami. Sam ma złe wspomnienia, bo gdy prowadził La Roja na mundialu w RPA w 2010 roku, hiszpańska telewizja zatrudniła w roli eksperta jego poprzednika Luisa Aragonesa. Euro 2020. Milczeć nad tą kadrą Hiszpanie przegrali pierwszy mecz afrykańskich mistrzostw ze Szwajcarami 0-1, a Aragones skrytykował Del Bosque. Dwaj najlepsi trenerzy w historii La Roja potem się pojednali - Hiszpanie zdobyli w RPA tytuł mistrzów świata jedyny raz w historii. Tamten epizod nauczył jednak Del Bosque, by nie wyrażać zdania na temat pracy innych trenerów. Choć zapewniałem, że nie chodzi mi o żadną krytykę Luisa Enrique, trwał przy swoim. Odmówił również Jose Maria Bakero, który kiedyś prowadził w Ekstraklasie Polonię Warszawa i Lecha Poznań. "Dziś jestem zatrudniony w Barcelonie i na temat kadry Hiszpanii nie zabieram głosu" - napisał. Podobnie Ruben Baraja, Santiago Canizares, a także mistrz świata z 2010 roku Joan Capdevila pracujący dziś jako ekspert piłkarski. Nikt nie chciał zabrać głosu o La Roja. Z pozoru temat nie jest kontrowersyjny. Hiszpanie mają poważne sukcesy, świetnie działający system szkolenia wychowujący piłkarzy nienagannych technicznie. Tymczasem działacze z federacji nie cieszą się dobrą opinią kibiców, choć karuzela trenerska, która odbywa się w ostatnim czasie w reprezentacji Hiszpanii, nie jest wyłącznie ich winą. Na 48 godzin przed startem mundialu w Rosji w 2018 roku prezes Luis Rubiales odwołał ze stanowiska selekcjonera Julena Lopeteguiego. To był wstrząs dla całego świata piłki. Prezesa zirytował oficjalny komunikat Realu Madryt, że po mistrzostwach Lopetegui porzuci kadrę i podejmie pracę w królewskim klubie. W trybie awaryjnym Rubiales zwolnił selekcjonera. Zastąpił go były obrońca Realu Fernando Hierro, który wytrwał na stanowisku cztery mecze. Po porażce w 1/8 finału mundialu jego miejsce zajął Luis Enrique. Hierro nie był wyjątkiem wśród selekcjonerów La Roja. Z 56 zatrudnionych na tym stanowisku od 1920 roku, aż 33 nie wytrwało na nim nawet dziesięciu spotkań, a dziewięciu zakończyło misję na jednym pojedynku. Dla porównania: w Niemczech od 1926 roku pracowało z kadrą dziesięciu szkoleniowców i tylko jeden - Erich Ribbeck poprowadził zespół w mniej niż 30 meczach. Joachim Loew zbliża się do 200 pojedynków na czele kadry Niemiec. Luis Enrique uzbierał 21 w La Roja. Euro 2020. Na piaskach Sahary Toteż, gdy w listopadzie 2020 roku drużyna Loewa poległa 0-6 z zespołem Luisa Enrique w Lidze Narodów, można było wyciągnąć wniosek, że stabilizacja wśród trenerów nie ma znaczenia. Mimo wszystko w hierarchii faworytów Euro 2020 Niemcy zajmują pozycję przed Hiszpanami. La Roja jest za to wskazywana jako zdecydowany numer 1 w polskiej grupy E. 19 czerwca na stadionie La Cartuja w Sewilli podejmie drużynę Paulo Sousy. Przygotowania Hiszpanów do wielkiej imprezy i tym razem nie przebiegają spokojnie. Pozytywny test na COVID-19 kapitana drużyny Sergio Busquetsa wysłał cały zespół na kwarantannę. Niecierpliwe media hiszpańskie zaczęły nawet spekulacje, że jeśli Busquets pozakażał innych graczy podczas wspólnej kolacji w dniu wolnym od zajęć, być może La Roja w ogóle nie wystąpi na Euro 2020. Do tego trzeba 13 zdrowych graczy. Póki co to jednak tylko scenariusz katastroficzny. Luis Enrique to wyjątkowo twardy facet. Po zakończeniu kariery piłkarza startował w triathlonie i maratonach. Także w słynnym "Maratonie Pisaków" na Saharze długości 260 km (w 2008 roku). Najtrudniejszy egzamin wciąż był jednak przed nim. 19 czerwca 2019 roku opuścił La Roja ze względu na ciężką chorobę córki. W siedmiu meczach zastąpił go asystent Robert Moreno, deklarując na początku, że usunie się ze stanowiska, gdy Luis Enrique zechce wrócić. Córka selekcjonera zmarła 29 sierpnia 2019 roku. Uznał, że siedząc w domu nie podniesie się po tym. Moreno zmienił jednak zdanie. Doszło nawet do konfliktu, który uniemożliwił ich dalszą współpracę. Rubiales postawił na Luisa Enrique. Jako piłkarz był na trzech mundialach (1994, 1998, 2002) i na Euro’96. Ani razu nie pokonał bariery ćwierćfinału. Wtedy o Hiszpanach mówiono, że grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze. Na wielkich turniejach notorycznie wypadali poniżej oczekiwań. Fatalną passę przerwał Luis Aragones na Euro 2008. To on nazwał reprezentację Hiszpanii La Roja (czerwona). Przydomek "Furia roja" (czerwona furia) jest o 80 lat starszy, nadał go Hiszpanom włoski dziennikarz po ich zwycięstwie nad Italią w 1925 roku. Nawet Aragones nie doczekał wdzięczności za swój sukces. Opuścił drużynę po wygranych mistrzostwach Europy skłócony z federacją. Zastąpił go Del Bosque i jako jedyny w historii La Roja stał na jej czele przez ponad 100 spotkań (113). To pokazuje jak posada selekcjonera w Hiszpanii jest niepewna. Nie tylko ta, bo Lopetegui, który latem 2018 roku postawił na Real Madryt przetrwał w klubie cztery miesiące zanim prezes Florentino Perez go odwołał. Euro 2020. Co niszczy, a co buduje La Roja Perez i Rubiales popadli w tamtych czasach w ostry konflikt. Prezes Realu zarzucał szefowi federacji, że kierował się urażoną ambicją. Ten odpowiadał, że Perez nie liczył się z dobrem drużyny narodowej. To potwierdzało teorię, że w Hiszpanii futbol klubowy, rywalizacja Realu z Barceloną, stoi ponad wszystkim. Przez lata konfliktem "Królewskich" z Katalończykami tłumaczono sobie kolejne porażki kadry Hiszpanii. Vicente Del Bosque kilka razy musiał gasić pożary po klasykach, gdy Barcę prowadził Pep Guardiola, a Real Jose Mourinho. Złe emocje wykraczały poza boisko. Luis Enrique chce patrzeć na to pozytywnie. Według niego rywalizacja Realu z Barceloną jest jak sprężyna nakręcająca rozwój piłki hiszpańskiej. Został jednak pierwszym selekcjonerem, który na wielki turniej nie zabiera graczy "Królewskich". Z Barcelony powołał trzech (Busquetsa, Jordiego Albę i Pedriego). Oczywiście wywołało to w kraju gorące dyskusje, ale obdarzony wyrazistą osobowością trener ogłosił, że sympatie klubowe nic go nie obchodzą. Fanatycy "Królewskich" uważają jednak, że na powołanie zasłużył obrońca Nacho, a taki symbol La Roja jak Serio Ramos (180 meczów w kadrze) Luis Enrique powinien zabrać na Euro 2020 bez względu na formę. Były trener Barcelony nie jest, ich zdaniem, obiektywny. Jedno wyjście ma Luis Enrique: odnieść sukces na zbliżających się mistrzostwach. Zwycięstwa są najskuteczniejszym kneblem dla krytyków. Plan minimum to ćwierćfinał. Na poprzednich trzech wielkich turniejach: mundialach w Brazylii i Rosji oraz Euro 2016 we Francji to się nie udało. W 2014 roku zespół nie wyszedł z grupy, dwa i cztery lata później przepadł w 1/8 finału. Teraz chce co najmniej wrócić na poziom, który do 2008 roku był dla Hiszpanii przeklęty. A potem powalczyć o strefę medalową - to byłby sukces La Roja. Luis Enrique krytykowany jest za to, że nie ma jasno zdefiniowanej podstawowej jedenastki. - Nie da się wygrać wielkiego turnieju z jedenastoma piłkarzami - tłumaczy. Wybrał 24, z których każdy może grać. Nie ma gwiazd, ale nie ma też graczy jadących na Euro 2020 jak na wycieczkę. Czy duża rotacja w składzie opłaci się selekcjonerowi La Roja? Trudno przewidzieć. Sami Hiszpanie uważają, że poza ich zasięgiem na mistrzostwach będą Francuzi, ale nikt inny. Z mistrzami świata wzmocnionymi będącym u szczytu możliwości napastnikiem Realu Karimem Benzemą też podejmą walkę. Dla Luisa Enrique liczy się pojedynek ze Szwedami (14 czerwca). Pięć dni później przyjdzie czas na Polaków, a na koniec fazy grupowej Słowaków (23 czerwca). Porażki w grupie nikt w Hiszpanii nie rozważa. Selekcjoner docenia klasę Szwedów i Polaków, ale nie przywiązuje się do dogłębnych analiz ich gry, bo uważa, że w starciu z La Roja podporządkują wszystko defensywie i kontratakom. Jedno w grze Hiszpanów się nie zmienia. Gdyby w piłce wygrywał ten, kto umie dłużej trzymać piłkę, byliby zdecydowanym faworytem Euro 2020. W ostatnim sparingu ich rywalem byli Portugalczycy - obrońcy tytułu mistrzów Europy. Wynik brzmiał 0-0, ale Hiszpanie spędzili z piłką przy nodze 66 procent czasu. Zmarnowali jednak wszystkie okazje na gole. Efektywność była atutem La Roja tylko w złotej erze 2008-2012, gdy wygrała trzy wielkie turnieje jeden po drugim. Z tamtej generacji piłkarzy został w kadrze tylko Busquets z pozytywnym testem na COVID-19. Dariusz Wołowski