Dariusz Wołowski, Sport.Interia.pl: Czy to był dobry pomysł prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, żeby tuż przed najgorętszym okresem w historii reprezentacji Polski zmieniać selekcjonera? Jerzy Dudek: Nadchodzi czas weryfikacji. Ja mam nadzieję, że my wszyscy nie rozumiemy Paulo Sousy. Że w poniedziałek o 18 włączymy telewizory i zobaczymy reprezentację Polski grającą lepiej niż jesienią. Wygrana ze Słowacją jest potrzebna Bońkowi, Sousie, Robertowi Lewandowskiemu, ale przede wszystkim naszej piłce. Czarny scenariusz będzie jednak taki, że na Gazprom Arenę w Petersburgu wyjdzie zespół, który nie wie, jak ma grać. Skala eksperymentu Sousy jest tak duża, że trudno za nią nadążyć. Nie wiem, czy piłkarze rozumieją jego plan i intencje. Ja się w tym wszystkim zgubiłem. Pozostaje mi wiara, że portugalski selekcjoner obliczył wszystko jak należy. Sousa przyjechał do Polski z planem przestawienia zespołu na grę wysoko ustawioną trójką środkowych obrońców, poprawienie wysokiego pressingu i w efekcie lepsze wykorzystanie potencjału Roberta Lewandowskiego. - To tylko słowa opisujące nasze oczekiwania, czy marzenia. Na boisku będą decydowały czyny. Czy nasi obrońcy poradzą sobie z wyzwaniem, czy będziemy nadal tracili głupie gole? Przypomnę, że w pięciu meczach pod kierunkiem Sousy Polska straciła osiem bramek i tylko jedno spotkanie z Andorą zakończyła na zero z tyłu. Z taką grą w defensywie sukcesu na Euro 2020 odnieść się nie da. Przecież siła naszego zespołu zawsze opierała się na solidnej grze w tyłach. Może trzeba było człowieka z zewnątrz, żeby obalił polskie przesądy i przyzwyczajenia? - Może. Też się łudzę, że Portugalczyk ma rację. Że panuje nad sytuacją, wie do czego dąży i jak to osiągnąć. Niestety, patrząc na sparingi z Rosją, a szczególnie z Islandią, miałem głębokie wątpliwości. Widziałem polskich piłkarzy, którzy nie rozumieją, jak mają grać. To znaczy może umieliby o tym opowiedzieć, ale nie mają wyrobionych odpowiednich odruchów, automatyzmów. Wiadomo, że chcemy w większym stopniu wykorzystać potencjał Lewandowskiego - jednego z najlepszych piłkarzy świata. Chcielibyśmy, żeby koledzy stwarzali mu więcej sytuacji do zdobycia bramki. Czy nie o to samo chodziło Adamowi Nawałce i Jerzemu Brzęczkowi? Sousa ma na to własny pomysł. Tyle że w sparingu z Islandią napastnik Bayernu miał tyle szans na gola co kot napłakał. Cofał się po piłkę na środek boiska i rozgrywał. Ok. Tylko wtedy jest daleko od pola karnego. Czyli portugalski selekcjoner napotyka ten sam problem co jego poprzednicy. Jego praca pana nie przekonuje? - Powtórzę. Nie wszystko wiem, nie wszystko rozumiem. To wariant optymistyczny. Sousa bardzo ładnie mówi o piłce, używa barwnego języka, jest elegancki. To ważne na tym stanowisku, ale ważniejsze jest, by jego język trafiał do piłkarzy. O wartości selekcjonera najwięcej mówi gra jego drużyny. Póki co, była niezadawalająca. Wierzę, że w sześć dni - między sparingiem z Islandią i meczem ze Słowacją na Euro 2020 - wydarzy się coś przełomowego. Czuję jednak, że nadużywam słowa "wiara". Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Gdziekolwiek jesteś, słuchaj meczu na żywo! - Relacja live tylko u nas! Mamy lepszych piłkarzy niż Słowacy. To pana nie pociesza? - Owszem. Słowacja ma graczy przeciętnych, ale solidnych, którzy rozumieją oczekiwania swojego trenera. Jako drużyna będą trudnym rywalem: zdyscyplinowanym, ułożonym, zdeterminowanym, który ma niewiele do stracenia. Polacy będą zmuszeni do ataku pozycyjnego, do prowadzenia gry. To jest zawsze trudniejsze. Piłka to sport wyjątkowo zespołowy, w którym liczy się zdecydowanie więcej niż suma umiejętności zawodników. Jak zagra Słowacja - wiadomo. Jak zagra Polska? Nie mamy pojęcia. Możemy się łudzić. Do poniedziałku. Boniek odwołał Brzęczka, bo jego drużyna zawodziła w meczach z wielkimi jak Włosi, Portugalczycy, Holendrzy. Z równymi sobie jak Austria, czy słabszymi Polacy wygrywali. Może zatrudnienie Sousy jest obliczone na większe wyzwania niż mecz ze Słowacją? Portugalczyk mówił coś o historycznym wyniku na Euro 2020. - Zły wynik ze Słowakami postawi Polaków pod ścianą. Pojadą potem wygrać w Sewilli z Hiszpanami? Pokonają Szwedów? Ostatni raz wygraliśmy z nimi 30 lat temu. W kolejnych siedmiu spotkaniach był jeden remis i sześć porażek. Ok, zawsze można się przełamać, ale to nie zmienia faktu, że wygrana ze Słowakami jest kluczem do wyjścia z grupy na Euro 2020. W intencje Sousy pan nie wątpi? - Oczywiście, że nie. On ma swoją wizję drużyny i próbuje ją zrealizować. Pytanie, czy możliwości naszych piłkarzy pasują do jego pomysłów? To nie jest zarzut pod adresem zawodników, ale trenera. Każdy szkoleniowiec chciałby, żeby jego drużyna grała pięknie, ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Nie można pracować w oderwaniu od rzeczywistości. Co pan by zrobił na miejscu Sousy? - Gdyby zadzwonił do mnie prezes Boniek z propozycją....Odstąpiłbym od eksperymentów. Wrócił do ustawienia z czwórką obrońców, które jest dla polskich piłkarzy zrozumiałe i naturalne. Oparłbym grę na solidnej defensywie. Przynajmniej w pojedynku ze Słowakami. To dla Polaków mecz roku. Na wprowadzenie w życie eksperymentów trzeba czasu i pewności, że ci, którzy mają wcielić w życie nasze pomysły, rozumieją, o co w nich chodzi i są w stanie je wykonać. Gdyby Sousa odstąpił od ustawienia z trójką obrońców, przyznałby się do porażki. Potwierdziłby, że czas spędzony na zgrupowaniach z polskimi piłkarzami uważa za stracony. - Celem jest drużyna i jej dobro. Pomysły selekcjonera mają wartość wtedy, gdy pomagają zespołowi. Nie chodzi nam o to, by Sousa udowodnił nam swoje racje, tylko, żeby pomógł kadrze wygrywać i się rozwijać. Dlatego uważam, że powrót do gry z czwórką obrońców, na przykład w ustawieniu 4-1-4-1, nie byłby żadnym wstydem, czy porażką dla Sousy. Oczywiście ja również nie wierzę, by Portugalczyk się na to zdecydował. Czyli wracamy do początku: trzeba wierzyć, że w pracy Sousy jest coś, czego dotąd nie rozgryźliśmy. Rozmawiał Dariusz Wołowski