Właściwie tradycji stało się zadość i przegrywamy mecz otwarcia. Jacek Ziober, 46-krotny reprezentant Polski: - Przegraliśmy na własne życzenia. Ostatnio krytykowałem kadrę i wychodzi na to, że słusznie. Trzeba przestać zaklinać rzeczywistość. Nie mamy podstaw ku temu, by liczyć na dobry rezultat. Mamy nowego selekcjonera, który powołał w dużej części nową reprezentację. Nie było czasu właściwie na nic - ani na przygotowanie zespołu pod względem motorycznym, ani żeby odbudować ich pod względem psycho-fizycznym, nie mówiąc już o zgraniu. Nie było na to szans. Wynik nie jest dla mnie zaskoczeniem, choć typowałem remis. Nawet tego jednak nie potrafiliśmy osiągnąć. Ze wszystkich zespołów na Euro tylko kilka drużyn ma trenerów, którzy pracują półtora roku lub krócej. Reszta selekcjonerów jest z tymi drużynami od co najmniej trzech lat. Budowali ją na to Euro. Trener Słowacji prowadzi kadrę od października 2020 roku, ale w zespole jako asystent jest od 2013 roku. Zna drużynę doskonale. My jesteśmy jedyni, którzy zrobili rewolucję w styczniu, pół roku przed mistrzostwami. Mało tego nie zagraliśmy dwóch meczów w jednym zestawieniu. To mówi samo za siebie. Kto najbardziej rozczarował? - Przed turniejem Wojtek Szczęsny opowiada, że to było najlepsze zgrupowanie na jakim był. Atmosfera podobno kapitalna, tylko Kamil Glik chce się pakować i walizki wystawiać. Zawodnicy mówią, że treningi ciężkie, a trener, że im odpuścił. Dziwnie to wszystko wygląda, co się dzieje wokół kadry. Czas sobie też powiedzieć, że choć w klubie spisuje się świetne, to do kadry Piotr Zieliński się nie nadaje. Z całym szacunkiem dla niego, bo umiejętności ma duże. W reprezentacji nie robi jednak różnicy na boisku, nie jest liderem i nie dogrywa piłek. Nie widzę w nim indywidualności, na jaką go kreują. Uważam też, że Grzegorz Krychowiak jest kompletnie bez formy. On, żeby grać na wysokim poziomie, musi być przygotowany fizycznie i szybkościowo. Wyobraźmy sobie co się może wydarzyć w meczu z Hiszpanią czy Szwecją. Jedna drużyna nastawiona na kontrę, wiedząca jak to zrobić i do tego doskonale przygotowana. Drudzy z typową dla siebie piłką - krótkie, szybkie podania z częstą zmianą miejsca. Atak pozycyjny właściwie książkowy. Aż miło było na nich patrzeć. Grają inną piłką, trzymają się filozofii i mają do tego wykonawców. Na ich tle Glik i Krychowiak będą za wolni. Na dziesięciu metrach zostawią nas dziewięć w tyle. Mieliśmy jednak fragmenty dobrej gry - jak choćby na początku drugiej połowy. Pewnie gdyby nie czerwona kartka, tego meczu byśmy nie przegrali. - Po przerwie wyszliśmy z szatni mentalnie dobrze nastawieni. Może w końcu piłkarze powiedzieli sobie, że przecież potrafią grać w piłkę i czemu tego nie pokazują. W pierwszej połowie był kompletny paraliż. Nie wiem, czy to trema ich zjadła czy presja, bo graliśmy zupełnie bez wyrazu. Po przerwie faktycznie dobrze zaczęliśmy, ale potem pojawiły się stare grzechy. Nigdy nie jesteśmy, jako drużyna przekonani o własnej wartości. Brakuje nam pewności siebie, która jest niezbędna w piłce nożnej. I nie pokazujemy umiejętności na boisku. W 2016 roku rozegraliśmy niby dobry mecz w ćwierćfinale z Portugalią. Prowadziliśmy 1:0 i zamiast pójść za ciosem, cofamy się i czekamy, by stracić gola. Musimy pokazać przeciwnikowi, że jesteśmy górą, że to my prowadzimy grę. Jednak wolimy się cofnąć i oddać pole. To jest dla mnie niezrozumiałe. Przegraliśmy z teoretycznie najsłabszą drużyną grupy. Gdzie szukać optymizmu? - No właśnie, najgorsze jest to, że my wmawialiśmy zawodnikom, że to najsłabszy zespół. Może uwierzyli w to, że Słowacy są tak słabi i nie trzeba się będzie wysilać. Nie widzę powodów do optymizmu. Chyba, że budzik zadzwoni bardzo głośno nad głowami naszych zawodników, bo inaczej po Hiszpanii mogą pakować walizki. Rozmawiał AK