Sebastian Staszewski, Interia: - Dziś rozpoczynają się mistrzostwa Europy. Możesz porównać atmosferę panującą w reprezentacji Polski przed francuskim Euro 2016, a przed tym turniejem? Grzegorz Krychowiak (pomocnik reprezentacji Polski): - Duża mobilizacja jest przed każdym takim wydarzeniem. Taka sama była przed Euro we Francji, jak i przed mistrzostwami świata w Rosji. Na mundialu co prawda nam nie wyszło, ale nie pamiętam, żeby komuś zabrakło wtedy koncentracji albo chęci. Dziś mamy naprawdę fajną drużynę. Kilku z nas ma z tamtych turniejów doświadczenie, które chcemy wykorzystać. Do tego dochodzi ambitna młodzież. A to daje nam pewne powody do optymizmu. Wojciech Szczęsny na poniedziałkowej konferencji prasowej powiedział, że zgrupowanie w Opalenicy wydaje mu się "najlepszym zgrupowaniem" jakie miał podczas swojej reprezentacyjnej kariery, a drużyna "jest drużyną bardziej niż kiedykolwiek". Też tak uważasz? - Mogę się podpisać pod słowami Wojtka, bo to dobre zgrupowanie, które przybliża nas do celu. Uważam, że na treningach koncentracja jest na odpowiednim poziomie, intensywność zajęć też przypomina, że to nie wakacje. Wszystko, co robimy, wpływa na naszą formę i pewność siebie. Byłeś zaskoczony tym, ile aktywności pozasportowych zaplanował wam Paulo Sousa? Był koncert Golec uOrkiestry, oglądanie filmu "Druga Połowa", a nawet... wizyta w Bazie Lotnictwa. - U trenera Adama Nawałki kreatywność też była spora. Były pontony, paintball i wiele innych atrakcji. Fajnie, że nowy selekcjoner poszedł tą samą drogą, bo integracja na pewno nie zaszkodzi. Zajęcia, które mieliśmy, były również odpoczynkiem dla naszych głów. Ja zresztą regularnie szukam takich odskoczni: czy to grając w filmie, czy pracując w Balamonte. Jak podoba ci się współpraca z Paulo Sousą? - Podoba mi się. Widać, że selekcjoner ma swoją wizję i zrobi wszystko, aby drużyna prezentowała ją na boisku. Poza tym to osoba otwarta, uśmiechnięta, bardzo komunikatywna. Komunikacja w języku innym niż polski nie przeszkadza? - W ogóle. Większość z nas gra za granicą, mówimy po angielsku, włosku. Komunikacja nie stanowi więc problemu. Poza tym Sousa był zawodnikiem i wie, jak powinien z nami rozmawiać. Dużo rozmawiacie? - Tak. Selekcjoner jest ciekaw tego, co myślimy. Dla mnie to bardzo ważne, bo na tablicy można narysować różne rzeczy, ale nie będzie to miało żadnego sensu dopóki piłkarze nie będą tego rozumieć. Trzeba więc znaleźć balans pomiędzy tym, co chce wprowadzić trener, a tym, co zawodnicy mogą zrealizować na murawie. Dyskusji na temat taktyki jest więc naprawdę sporo. Odpowiada ci pomysł, jaki ma dla ciebie selekcjoner? Widzi cię jako defensywnego pomocnika. - W kadrze mam grać na pozycji numer "sześć" i akceptuję to. Będę grał tak, jak chce tego trener Sousa, będę wykonywał wszystkie zadania, nie ma problemu. Jest w reprezentacji wielu ofensywnych zawodników, którzy na swoje barki wezmą ciężar atakowania. Po sezonie w Rosji czuję się jednak pewnie pod polem karnym rywala. I jeżeli wyczuję moment, kiedy będę mógł się włączyć do akcji i oddać uderzenie, to z niego skorzystam. Mam już wystarczające doświadczenie, aby znaleźć złoty środek pomiędzy tym co powinienem, a tym, czego chcę Wiem, że irytuje cię to pytanie, ale muszę je zadać. Jesteś obecnie w swojej najlepszej formie? - Nie chcę porównywać siebie do "Krychy" z 2016 roku, ale czuję się świetnie. To jeden z moich najlepszych momentów. Głowa i nogi to klucz. Dzięki nim można biegać dużo i szybko, grać na odpowiednim poziomie. A psychofizycznie jestem w wysokiej formie, mam dużą wiarę w siebie. W meczu z Rosjanami Sousa dał ci nawet kapitańską opaskę. Jak czułeś się z nią na ramieniu? - Opaska to oczywiście wielkie wyróżnienie, nobilitacja, wielu piłkarzy o tym marzy. Ale ja staram się być liderem kadry również w spotkaniach, w których kapitanem jest "Lewy" albo ktoś inny. A jak podobał ci się nasz styl w sparingach? Albo w spotkaniach z Węgrami, Andorą i Anglią? - Każdy mecz przybliża nas do celu... Ale to nie były nasze piłkarskie popisy. - Ale mogliśmy sprawdzić wiele elementów, które ciekawią trenera. Nie tylko personalnych, ale także taktycznych. Każdy popełniony błąd był dla nas nauką z której mogliśmy wyciągać wnioski. A także oceny. Jak więc oceniasz naszą młodzież: Kamila Piątkowskiego, Kacpra Kozłowskiego? - Zawsze byłem zwolennikiem wpuszczania do reprezentacji nowych chłopaków. Uważam, że młodzież odgrywa bardzo ważną rolę. Przecież to ona będzie świadczyć o sile kadry za kilka lat. Dlatego powinna dostawać prawdziwe szanse, a nie tylko epizody. Dajmy jej zagrać 10, 15 meczów i dopiero wtedy ją oceniajmy. Nie chcę więc mówić teraz o nazwiskach, bo na to za wcześnie. Kacper na przykład ma wielki potencjał, wszystko przed nim. Ale kluczowa jest nie jego forma, a forma zespołu. Bo wszystko podporządkowane jest pierwszemu spotkaniu Euro... W przededniu meczu ze Słowacją masz poczucie, że dla ciebie, Kamila Glika, Macieja Rybusa czy Roberta Lewandowskiego to turniej z rodzaju "make or break"? Że albo teraz, albo nigdy? - Młodsi już nie będziemy, to na pewno. Lata lecą. Ale z drugiej strony dziś cała grupa, którą wymieniłeś, ma dużo większe doświadczenie niż w 2016 roku. Czujemy, że ten zespół jest w dobrej formie, że ma siłę i może coś osiągnąć. Zrobimy wszystko, aby tak było. Ale w piłkę gra się nawet do 35 roku życia, więc podejrzewam, że jeszcze razem wystąpimy na jakimś turnieju. Twoje myśli krążą już wyłącznie wokół Słowacji? - Nie da się od tego odizolować. Mamy świadomość, że ten pierwszy mecz będzie dla nas najważniejszy. Jeśli będzie zwycięski, to uzyskana pewność siebie pozwoli nam się rozpędzić... Tak jak w 2016 roku, kiedy początek pokonaliśmy Irlandię Północną? - Na papierze wygląda to podobnie. Wtedy była Irlandia, Niemcy i Ukraina, a teraz Słowacja, Hiszpania i Szwecja. Bardzo dobrze pamiętam różnicę, jaka była po zwycięstwie z Irlandią, a po porażce z Senegalem. Przed Euro 2016 pewien pan powiedział, żeby nie tracić sił w meczu z Niemcami, bo przecież i tak z nimi przegramy. A my na fali entuzjazmu po Irlandii nie tylko nie przegraliśmy, ale z boiska schodziliśmy z niedosytem. Wierzę, że teraz może być tak samo. I jeżeli pokonamy Słowację, to na mecz z Hiszpanią wyjdziemy z podniesionymi głowami. Bo może i Hiszpania przerasta nas umiejętnościami indywidualnymi, ale naszą siłą jest kolektyw. To, że zagramy w Sewilli, w której występowałeś przez dwa lata, będzie dodatkową motywacją? - Raczej sentymentalnym dodatkiem. Po pierwsze zagramy na innym stadionie, a po drugie moja hiszpańska przygoda miała miejsce tak dawno temu, że nie ma czego rozpamiętywać. Pięć lat temu, podczas Euro, poleciałeś do Paryża i zamieniłeś Sevillę na PSG. Teraz może być podobnie? Imponujesz formą, a z Lokomotiwem Moskwa wiąże cię już tylko roczny kontrakt. - Zabrzmi to banalnie, ale nie myślę o tym. Chociaż nie wykluczam, że jakiś transfer może mieć miejsce. Mam rok umowy, głowę otwartą na wyzwania i chęci, aby pograć jeszcze w fajnej lidze. Pierwsze telefony z zainteresowanych klubów były? - Jeszcze nie, ale przyjdzie na to czas. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź!Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji!