Polska piłka jest słaba, a reprezentacja to i tak to, co w niej najlepszego. Nie starcza na Słowaków? Nie starcza. Muszą mieć sąsiedzi niezłą zabawę z Polaków. Rozkochana w hokeju pięciomilionowa nacja piłkę nożną traktuje po macoszemu. Taki towar drugiej kategorii. Tymczasem Polaków rozpiera wielkie narodowe zadęcie, bo doczekali rodaka, który potrafi wbić 41 goli w sezonie Bundesligi. Euro 2020. Wina trenera, wina piłkarzy Jesteśmy głusi na fakt, że Bayern Monachium uprawia nieco inną dyscyplinę niż nasza narodowa drużyna. Bawarczycy opanowali do perfekcji atak pozycyjny, tymczasem polska kadra ma o nim pojęcie mgliste. Rozumieją go Lewandowski, może Piotr Zieliński, reszta ma z tym kłopot. To w dużej części solidni specjaliści od przeszkadzania na boisku. Tymczasem nam się marzy, by kariera Lewandowskiego przekładała się na wyniki kadry. Rodzi to ustawiczną frustrację, poszukiwania, niedosyt, kosztuje posadę kolejnych szkoleniowców. Nie chcę zwalniać z odpowiedzialności Paulo Sousy, ale nie wiem jakiego trzeba zatrudnić trenera, żeby przewidział i zapobiegł indywidualnym błędom popełnionym przy golach straconych w meczu ze Słowakami. Pierwszy to był niekończący się ciąg pomyłek, drugi wynikał z elementarnego braku koncentracji. Wyobrażaliśmy sobie, że gwiazdą wieczoru zostanie napastnik Lewandowski, tymczasem był nią obrońca Milan Szkriniar. To on rozstrzygnął losy meczu. Słowacy podeszli do starcia z Polakami z wiarą, ale i pokorą. Polscy piłkarze notorycznie ulegają manii wielkości. Jak większość ich kibiców, która uważa, że porażka ze Słowacją jest czymś poniżej godności i w głowie się nie mieści. Tymczasem rywal był na boisku zespołem, piłkarze Paulo Sousy grupą niezbyt świadomą wymagań turnieju takiego jak Euro 2020. Euro 2020. Słabość polskiej piłki Polski Dyzio Marzyciel położył się na łące i marzy. Marzy o wielkich sukcesach swoich ukochanych piłkarzy. O tym, że Polak potrafi, a Lewandowski będzie grał jak w Bayernie, choć w drużynie narodowej jest otoczony piłkarzami z innej półki. Kiedyś jednak sen Dyzia Marzyciela zostaje przerwany. Tym razem brutalnie wybudzili go Słowacy. To nie przypadek, że od 2002 roku na siedmiu wielkich turniejach polscy piłkarze jeden raz zdołali wyjść z grupy (na Euro 2016). Teraz też się to raczej nie uda. Trzeba być Dyziem Marzycielem, żeby wierzyć, że po porażce ze Słowakami, Polacy zremisują z Hiszpanami i wygrają ze Szwecją lub odwrotnie. Piłkarze Sousy powinni o tym myśleć, to ich zawodowy obowiązek, ale kibic musi mieć świadomość, że ta misja ociera się o cud. Słabość polskiej piłki zaczyna się od szkolenia. Lewandowski to wyjątek od ponurej reguły. Niski poziom piłkarzy sprawia, że polskie kluby przestały znaczyć cokolwiek w rywalizacji europejskiej. Reprezentacja to jedyny zespół łączący nas z futbolem na dobrym poziomie. Na wielkich turniejach zwykle przegrywa? Irytujący jest raczej fakt, że Dyzio Marzyciel nie chce wyciągać z tego żadnych wniosków. Dariusz Wołowski, Sankt Petersburg