- Udowodnię polskim trenerom, że można - powiedział Portugalczyk, gdy ktoś zwrócił mu uwagę, że ustawienia z trzema środkowymi obrońcami próbowali już jego poprzednicy Adam Nawałka i Jerzy Brzęczek. Bez powodzenia. Euro 2020. Dylemat Glika Wysokie ustawienie aktywnej defensywy to było założenie, z którym Sousa przybył do Polski. Nie znał wtedy dobrze polskich piłkarzy, ale był pewny, że znajdzie wykonawców do swoich pomysłów. Na starcie zachwiał pozycją jednego z liderów Kamila Glika, który jest obrońcą walecznym, charyzmatycznym, silnym, ale szybkość i umiejętność wyprowadzania piłki nie są akurat jego atutem. W pierwszym meczu kwalifikacji mundialu w Katarze z Węgrami Sousa się z Glikiem przeprosił po niespełna godzinie. Polska przegrywała wtedy 0-2, a odmłodzona defensywa w składzie Jan Bednarek, Michał Helik i Bartosz Bereszyński przypominała ser szwajcarski. Od tamtej pory Glik gra najczęściej w podstawowym składzie, ale zastrzeżenia selekcjonera nie zniknęły. Stąd emocjonalna deklaracja zawodnika po wczorajszym sparingu z Islandią wypowiedziana w Polsacie Sport, że jeśli miałby w kadrze przeszkadzać, to woli spakować walizki i wyjechać. Sytuację Sousy przed Euro 2020 komplikują problemy zdrowotne Bereszyńskiego i Bednarka. Jeśli nawet będą zdolni do gry ze Słowacją w Sankt Petersburgu, nie będą mogli normalnie trenować. Trójka środkowych obrońców to dogmat Sousy, selekcjoner napotkał jednak ogromne kłopoty z doborem wykonawców. Nie ma mowy o zgraniu tej trójki, bo nie ma pewności kto zagra. Wydaje się, że powinni to być Glik, Bednarek i Bereszyński, ale każdy z nich przeżywa teraz kłopoty. Uda się je rozwiązać w pięć dni? Problemy zdrowotne ma też kolejny kluczowy piłkarz Mateusz Klich, murowany kandydat na partnera Grzegorza Krychowiaka w środku pomocy. Zawodnik Leeds dobrze wypadł w sparingu z Rosją, z Islandią nie było go nawet na ławce. Może zastąpić go Jakub Moder, ale wczoraj jego współpraca z Krychowiakiem wypadła słabo. Lepiej, żeby Sousa miał wybór niż był skazany na jeden wariant. Nie jest trudne wybranie jedenastu polskich piłkarzy o największym potencjale. Skład na Słowację mógłby wyglądać tak: Szczęsny - Bednarek, Glik, Bereszyński - Moder, Krychowiak, Klich, Jóźwiak - Zieliński, Lewandowski. Tyle, że trzej mają urazy. Moder nie gra u Sousy jako wahadłowy. Kamila Jóźwiaka Portugalczyk wciąż widzi w roli zmiennika. Pomocnik Derby County regularnie wchodzi z ławki zawsze dając drużynie pozytywny impuls. Może właśnie taką rolę przewidział dla niego selekcjoner na Euro 2020? Kontuzje Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milka ograniczyły do minimum pole manewru w ataku. Tymczasem poprzednie wielkie turnieje pokazały, że zdobywaniem goli nie można obciążyć wyłącznie Roberta Lewandowskiego. Polska stałaby się wtedy zespołem łatwym do rozgryzienia. Euro 2020. Odwaga, czy brawura? Sousa miał zmienić taktykę drużyny, by lepiej wykorzystywała możliwości swojego kapitana. Portugalczyk przesuwa do przodu ciężar gry zespołu, co jednak stoi w sprzeczności z naturalnymi predyspozycjami wielu zawodników. Awans do ćwierćfinału Euro 2016 Polacy zawdzięczali znakomitej grze w destrukcji. W pięciu meczach we Francji stracili zaledwie dwie bramki, fazę grupową przeszli "na zero" z tyłu. Eksperyment Nawałki ze zmianą ustawienia zakończył się porażką na mundialu w Rosji, gdzie w trzech spotkaniach grupowych Polska straciła pięć goli. Rzecz jasna z ustawienia z trójką środkowych obrońców Sousa już się nie wycofa. Przyznałby wtedy, że cała praca, którą wykonał w Polsce nie miała sensu. Trzeba wierzyć, że selekcjonerowi nie zabraknie instynktu samozachowawczego 19 czerwca w Sewilli, gdy w drugim meczu Euro 2020 Polacy zagrają z Hiszpanami. Wysoka obrona w starciu faworytem grupy wydaje się rozwiązaniem karkołomnym, zupełnie oderwanym od pragmatyzmu i rzeczywistych możliwości polskich piłkarzy. Choć bardzo chciałbym nie mieć racji. Wiadomo jednak, że kluczem do awansu z grupy E jest pojedynek ze Słowakami za pięć dni. Zwycięstwo pozwoli drużynie Sousy jechać do Hiszpanii bez noża na gardle. Jeszcze się nie zdarzyło, by porażkę w pierwszym meczu wielkiego turnieju udało się odrobić polskim piłkarzom. Na mundialach w 2002, 2006 i 2018 roku Polska przegrywała pierwsze spotkania i już po drugim pakowała walizki na wyjazd do domu. Podobnie było na Euro 2008. Podczas mistrzostw Europy w 2012 roku złym wynikiem dla Polski okazał się na starcie remis z Grecją. Zatrudnienie Sousy było ogromnym ryzykiem, na które zdecydował się prezes Zbigniew Boniek. Zespół prowadzony przez Brzęczka miał swoje ograniczenia i atuty. Nie radził sobie z rywalami z wyższej półki jak Włochy, Portugalia i Holandia, ale wygrywał z solidnymi średniakami jak Bośnia i Hercegowina, czy Austria. Takim solidnym średniakiem są Słowacy. Boniek zagrał va banque wychodząc z założenia, że z taką grą jaką prezentowała kadra Brzęczka można wyjść z grupy na Euro 2020, ale nie da się zdziałać nic więcej. Sousa miał tchnąć w zespół odwagę i nową jakość, ale wygląda na to, że napotkał na trudności, których nie przewidział. Toteż kadra leci do Sankt Petersburga w czasie, gdy wielki eksperyment jest daleki od momentu ukończenia. Wiemy o drużynie narodowej niewiele, nie potrafimy przewidzieć jak zagra choćby ze Słowakami. Być może z chaosu wyłoni się za pięć dni wymodlony porządek, ale to są raczej nasze kibicowskie życzenia. Skala eksperymentu okazała się ogromna. Wziął się z przekonania, że mając Lewandowskiego, Zielińskiego, Krychowiaka, Bednarka, Bereszyńskiego, Milika, Piątka i innych drużyna narodowa powinna grać lepiej niż przeciętnie. Że obecne pokolenie polskich piłkarzy zasługuje na przymiotnik "wyjątkowe". Czy Euro 2020 potwierdzi to założenie, czy jeszcze raz obnaży w nas chorobliwy optymizm? Dariusz Wołowski