Joan Carrillo to były trener Wisły Kraków, który swego czasu pracował jako asystent Paulo Sousy w węgierskim Videotonie. Doskonale zna Portugalczyka i jego trenerską filozofię. W rozmowie z Interią przenalizował sytuację drużyny Sousy przed meczem o wszystko z Hiszpanami na Euro 2020, ale też wyzwania, z jakimi boryka się obecnie kadra Hiszpanii. Carrillo śledzi pracę swojego byłego szefa z kadrą Polski, oglądał też starcie Polska - Słowacja. - Sousa na pewno znajduje się obecnie w sytuacji niełatwej. Jeśli uda mu się w sobotę wygrać, to oczywiście nie ma problemu. W przeciwnym wypadku, te problemy już się pojawią. Ale Hiszpania tak naprawdę też jest w podobnej sytuacji, bo pierwszy mecz ze Szwecją tylko bezbramkowo zremisowała i w sobotę też potrzebuje zwycięstwa. Z tej perspektywy, czeka nas bardzo interesująca konfrontacja - przewiduje. Zarówno Polska, jak i Hiszpania na inaugurację Euro 2020 mocno rozczarowały. Teraz ostrej krytyce poddany jest na Półwyspie Iberyjskim nie tylko selekcjoner Luis Enrique, ale też m.in. snajper "La Roja" Alvaro Morata. - To jednak są różne sytuacje. W przypadku Hiszpanii, zawsze, gdy wynik nie jest satysfakcjonujący, szuka się winnego. Trener, napastnik, ktoś musi być winny. Natomiast statystyki meczu ze Szwecją są zupełnie inne, niż statystyki starcia Polaków ze Słowakami. Hiszpański zespół uderzał na bramkę Szwedów 17 razy. Na tym Euro nie było zespołu, który stworzył sobie tyle okazji i zremisował mecz. Hiszpanie mieli też ponad 80 procent posiadania piłki. Tymczasem oglądałem mecz Polski ze Słowacją i żadna z ekip nie stwarzała sobie takiej liczby okazji podbramkowych - wskazuje Carrillo. - Jak strzelasz na bramkę wiele razy w meczu i akurat braknie ci szczęścia, nie zdobędziesz gola, to możesz mieć wiarę, że w kolejnym meczu się uda. Natomiast gdy praktycznie nie oddajesz strzałów na bramkę, to już jest problem. W takiej sytuacji trudno o wygraną. Z Hiszpanią trzeba sposobem Czy znający bardzo dobrze realia polskiego futbolu Carrillo dostrzega jakiekolwiek szanse dla podopiecznych Sousy w starciu z "La Roja"? Czy raczej oczami wyobraźni widzi już pogrom, jak za czasów Franciszka Smudy, gdy Hiszpanie wygrali z Polakami 6-0? - Polska musi w ewentualny sukces przede wszystkim sama uwierzyć. Polski futbol jest dużo bardziej oparty na fizyczności. A jednocześnie macie zawodników, którzy dysponują piłkarską jakością. Dlatego w meczu z Hiszpanią Polska musi się oprzeć na swoich atutach. Bo jeżeli tego typu zespoły próbują grać z Hiszpanią w oparciu o dominację w posiadaniu piłki, to najprawdopodobniej przegrają. Ale jeżeli Polacy skoncentrują się na swoich mocnych stronach, których z kolei Hiszpanom brakuje, wtedy jest szansa na zwycięstwo. Czy uważacie, że Szwecja ma generalnie lepszy zespół, niż Hiszpania? No chyba nie. Ale byli w stanie zremisować, bo zagrali inteligentnie - wskazuje Carrillo. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź!Zapytaliśmy go, czy znając Paulo Sousę wierzy, że Portugalczyk jest w stanie natchnąć zespół do podniesienia się z kryzysu po porażce ze Słowacją? - Trenowanie drużyny klubowej i narodowej to jednak nie to samo, to jest jednak różnica. W piłce klubowej masz jednak dużo więcej czasu na codzienną pracę - fizyczną, taktyczną i psychologiczną. W pracy z kadrą masz tego czasu mniej. I co ważne, masz też mniej czasu na przekonanie piłkarzy do swojej filozofii - nie kryje Carrillo. Ostatni sukces w 1982 Czy Sousa będzie w stanie pociągnąć za sobą "Biało-czerwonych", skoro już na wstępie jego zespół potknął się na pierwszej przeszkodzie na Euro? Czy w polskim zespole nie będzie jednak dominować zwątpienie i obawa, że kadra nie zmierza w dobrym kierunku? - Aby przekonać drużynę do swojej filozofii, trener musi być odpowiednio inteligentną osobą, by użyć do tego odpowiednich środków wyrazu. Ale też piłkarze muszą chcieć dać się przekonać. To jest robota dla obu stron - podkreśla z mocą Hiszpan. - Natomiast z tego co wiem, to ostatni wielki sukces na turnieju reprezentacja Polski odniosła w 1982 na mundialu w Hiszpanii z Włodzimierzem Smolarkiem, Władysławem Żmudą czy Grzegorzem Lato w składzie. To chyba było już dość dawno? - pyta Carrillo. I tłumaczy, co dokładnie ma na myśli: - Od tamtej pory różnego rodzaju pomysły w polskim futbolu nie przyniosły wymiernych rezultatów. A jeżeli nie odnosisz sukcesów, musisz coś w końcu zmienić, to proste. Bo coś nie funkcjonuje. Dlatego niezależnie od tego, jak bardzo sceptyczni wobec nowych pomysłów na reprezentację nie byliby Polacy, to jakaś zmiana musi zostać wprowadzona. Skoro zdecydowano się zatrudnić Paulo Sousę, to najwyraźniej celem była właśnie gruntowna zmiana. Najwidoczniej trwanie w tej samej metodologii i filozofii nie przyniosłoby rezultatów. Odpuścili "hiszpańską furię" By nie być gołosłownym, podaje przykład z hiszpańskiego podwórka. - Przed laty Hiszpania praktykowała futbol oparty na agresywnej grze, odbiorze, intensywności gry, który nazywano "hiszpańska furia". Nie przyniosło to jednak efektów. Wtedy właśnie powiedzieliśmy sobie: hej, skoro ta "hiszpańska furia" nie przynosi rezultatów, to coś trzeba gruntownie zmienić. Spróbujmy postawić na futbol, który nie opiera się w takim stopniu na fizyczności, raczej postawmy na zawodników drobnych, a technicznych, którzy potrafią operować piłką. Ta totalna zmiana, zupełne przejście z jednej skrajności w drugą, dała nam największe sukcesy na poziomie międzynarodowym, tytuły mistrza świata czy Europy - wskazuje Carrillo. - Dlatego właśnie podkreślam, że - jeżeli coś nie funkcjonuje - trzeba dokonać zmiany. Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - Słuchaj na żywo! Problem jednak w tym, że w polskich warunkach na totalną zmianę filozofii i taktyki Paulo Sousa dostał zdecydowanie za mało czasu. W końcu zaczął pracę z "Biało-czerwonymi" kilka miesięcy przed startem Euro. - Zgadzam się. Tyle, że jeżeli już podjęto to ryzyko, to nie ma co dywagować, że selekcjonerowi trzeba było dać więcej czasu. Teraz trzeba szukać rozwiązań w tej sytuacji, która już jest. A tym rozwiązaniem jest właśnie jedność kadry i jej otoczenia - uważa Carrillo. - Potrzebne jest jednak trochę wiary w tę zmianę i w nowy sposób pracy ze strony otoczenia kadry - kibiców, działaczy, a nawet mediów. Bo jeżeli tej wiary nie ma wcale, to może lepiej, żeby przyszedł ktoś następny. Kadra sobotnich rywali Polaków też jest w przebudowie. W pierwszym składzie przeciwko Szwedom wybiegł choćby 23-letni Dani Olmo czy 18-letni Pedri. Czy Sousa też będzie potrafił tak zaryzykować? - Młodzi zawodnicy mają jedną ważną cechę: chcą zwyciężać. Wszędzie, w każdej drużynie świata, młodzi gracze nie mają doświadczenia, ale warto zaryzykować, dać im szansę, by poczuli się pewnie i zdobyli to doświadczenie. Kwestia tego, by wszyscy byli przekonani do filozofii trenera, aby byli zjednoczeni wokół jednej idei - podkreśla Carrillo. - Hiszpanie postawili na pewne odmłodzenie reprezentacji. Warto wspomnieć nie tylko Dani’ego Olmo, ale też Pedriego, Pau Torresa, którzy też są obiecującymi zawodnikami. Chodzi o to, by nie uzależniać się tylko od tych doświadczonych graczy. W życiu trzeba czasem podejmować ryzyko. "Lewandowski-dependencia", czyli kiedy Polska będzie silna Jednym z najważniejszych wyzwań, jakie stoją przed każdym selekcjonerem kadry Polski w ostatnich latach jest ułożenie sobie współpracy z Robertem Lewandowskim i odpowiednie wykorzystanie gwiazdy Bayernu Monachium w grze reprezentacji. W meczu ze Słowacją to ostatnie nie wyglądało najlepiej. Carrillo patrzy jednak na to wszystko z jeszcze innej strony. - Wszystko w porządku, ale ile mundiali wygrał Robert Lewandowski? Ile Euro wygrał? OK, Lewandowski jest najlepszym polskim graczem. Ale załóżmy, że "Lewy" - odpukać - doznaje kontuzji przed sobotnim meczem. Co wtedy? Polska kadra ma natychmiast pojechać do domu? - pyta retorycznie. - Taka np. Portugalia nie jest - mimo wszystko - uzależniona od Cristiano Ronaldo, co pokazały poprzednie mistrzostwa Europy. W finale zwyciężyli, choć Ronaldo był kontuzjowany. Nie można się uzależniać od jednego gracza. W piłce nożnej wygrywają zespoły. Zwłaszcza na wielkich turniejach. Kiedy Polska zrozumie, że nie może uzależniać się od jakiegokolwiek gracza, będzie silnym zespołem. Wisła wciąż nie zapłaciła Były trener Wisły, po opuszczeniu Krakowa pracował ponownie na Węgrzech, a także na Cyprze - w AEK Larnaka. Z tym ostatnim klubem rozstał się jednak pół roku temu. - Obecnie nie pracuję w żadnym klubie. Przebywam w Hiszpanii i czekam, aż pojawią się ciekawe opcje. Oglądam masę meczów, codziennie staram się uczyć i przygotowywać do kolejnego wyzwania - podkreśla. Co ciekawe, Carrillo przyznaje, że Wisła nie rozliczyła się jeszcze z nim w stu procentach. - Nie, jeszcze nie jesteśmy rozliczeni, podobnie sprawa ma się z moimi dwoma asystentami, czyli Matyasem Czuczim i Xavierem Collem. Temat Wisły jest kwestią skomplikowaną. Zawsze próbują przeciągać jeszcze tę spłatę. Osobiście uważam, że zachowałem się w porządku w stosunku do krakowskiego klubu. Mogłem teoretycznie podjąć w przeszłości bardziej drastyczne kroki w tej sprawie. Ale nie zrobiłem tego, dla dobra Wisły. Natomiast od mojego odejścia z Wisły minęły już trzy lata - przypomina szkoleniowiec. Carrillo i tak wykazuje się sporą cierpliwością, zwłaszcza zważywszy, że odchodził z Wisły w trudnej atmosferze, w czasach, gdy klubem zarządzali niepowołani ludzie z Marzeną Sarapatą na czele. - Nie chowam urazy po tym, co się wydarzyło w Wiśle w tamtym czasie. Myślę, że wraz z drużyną wykonaliśmy wtedy bardzo dobrą pracę w trudnych okolicznościach. Jak pamiętacie, do ostatniego meczu sezonu walczyliśmy o awans do europejskich pucharów. A przecież nie płacono nam wtedy od dłuższego czasu pensji - przypomina szkoleniowiec. Od momentu odejścia Carrillo, Wisła zdążyła zatrudnić i zwolnić trzech szkoleniowców: Macieja Stolarczyka, Artura Skowronka oraz Petera Hyballę, a niedawno zakontraktowała jeszcze Słowaka Adriana Gul’ę. - Wszystko, co dzieje się z Wisłą wnikliwie śledzę. Co tydzień oglądam zresztą polską ligę. To rozgrywki, które bardzo mnie ciekawią i dobrze je poznałem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie jeszcze okazja wrócić do pracy w Polsce - zaznacza Carrillo.