Aby tak się stało, potrzebna jest wygrana w półfinale na Wembley z teoretycznie słabszą, ale nieobliczalną i rozkręcającą się z meczu na mecz Danią. To jednak Anglicy są faworytem, zwłaszcza że pomagać im będzie publiczność. Wymóg 10-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Anglii powoduje, że na stadionie duńscy kibice będą w mniejszości - głównie to obywatele tego kraju mieszkający i pracujący w Wielkiej Brytanii. Ale nie będzie ich też aż tak mało, jak mogłoby się wydawać - według Sky News ich liczba wyniesie ok. ośmiu tysięcy. Natomiast wśród ponad 50 tys. kibiców wspierających reprezentację Anglii będą m.in. wnuk królowej, książę William, brytyjski premier Boris Johnson z żoną Carrie, burmistrz Londynu Sadiq Khan, a także byłe gwiazdy ekipy "Trzech Lwów: David Beckham, John Terry, Frank Lampard, Rio Ferdinand, Paul Gascoigne i David Seaman. Dwaj ostatni byli czołowymi postaciami drużyny, która w rozgrywanym w Anglii Euro'96 doszła do półfinału. Awans do finału przegrała rzutami karnymi, a decydującej "jedenastki" nie wykorzystał Gareth Southgate, obecny selekcjoner reprezentacji. Nawiązań do tamtego turnieju jest w Anglii mnóstwo, ale najważniejszym - oprócz osoby Southgate'a - wszechobecny ponownie, pochodzący z 1996 r. utwór "Three Lions", bardziej znany pod nazwą "Football's Coming Home", który od tego czasu jest nieoficjalnym hymnem reprezentacji. W środę np. jego instrumentalną wersję przed londyńską rezydencją następcy tronu księcia Karola wykonała jeden z najstarszych zespołów brytyjskiej armii - Band of the Coldstream Guards. Według wyliczeń w ciągu ostatniego tygodnia zwrot "it's coming home" lub "football's coming home" został użyty na Twitterze ponad 356 tysięcy razy, co oznacza wzrost o 1774 proc. w stosunku do poprzednich siedmiu dni. Ale też praktycznie nie ma dnia, by ten zwrot nie pojawił się w tytułach prasowych. Jeśli chodzi o inne statystyki, to Brytyjskie Stowarzyszenie Browarów i Pubów (BBPA) podało, że spodziewa się, iż w ciągu meczu wypitych zostanie 6,8 milionów pint piwa. To oznacza, że w każdej minucie meczu sprzedanych zostanie 50 tysięcy. Znalezienie miejsca w pubie w centrum Londynu na czas meczu jest niemal niemożliwe, ale i tak łatwiejsze niż zdobycie biletu na stadion, choć pewna pula została udostępniona do sprzedaży w środę koło południa. O tym jak duży jest na nie popyt świadczą ceny na rynku wtórnym - w środę na portalu aukcyjnym eBay za bilety o nominalnej wartości 595 euro sprzedawca domagał się 4000 funtów, zaś inny za dwa bilety kosztujące 345 euro chciał 3500 funtów. Zdecydowana większość kibiców będzie musiała zadowolić się oglądaniem meczu w telewizji - albo w pubach, albo w domach. Jak podał dziennik "Daily Mirror", szacuje się, że mecz w telewizji obejrzy 25 milionów osób. Byłoby to o jedną czwartą więcej niż ćwierćfinał przeciw Ukrainie (19,8 mln), który był transmisją - nie tylko sportową - o najwyższej oglądalności w tym roku w Wielkiej Brytanii. Ale to wciąż znacznie poniżej rekordu z 1966 r., gdy zwycięstwo Anglii nad Niemcami w finale mistrzostw świata śledziło 32,3 mln osób, przy mniejszej populacji niż obecnie. Był to jedyny finał wielkiej piłkarskiej imprezy, w którym grała Anglia. Sukcesu reprezentacji Anglii zgodnie życzyli w Izbie Gmin premier Johnson, lider opozycji Keir Starmer, ale także - co już mniej oczywiste - lider frakcji parlamentarnej Szkockiej Partii Narodowej Ian Blackford. Szkoci mają jednak mieszany stosunek do środowego meczu - szkocki tabloid "Daily Record" podał, że w ciągu ostatnich 24 godzin w wyszukiwarce Google zanotowano 300-procentowy wzrost zainteresowania duńskimi flagami. Początek meczu Anglia - Dania o godz. 21 czasu polskiego. Z Londynu - Bartłomiej Niedziński