Jest taka słynna scena w filmie "Trainspotting", gdy główny szkocki bohater wygłasza tyradę niepodrabialnym akcentem: "Some hate the English. I don't. They're just wankers. We, on the other hand, are colonized by wankers. Can't even find a decent culture to be colonized by." Można to przetłumaczyć w następujący sposób: "Niektórzy nienawidzą Anglików. Ja nie. Zostaliśmy skolonizowali przez dupków. Nie potrafiliśmy nawet znaleźć przyzwoitej kultury, który by nas skolonizowała." Te słowa dość dobrze oddają pesymistyczny charakter Szkotów. Nie jest tak, jak w innym filmie "Braveheart", że Szkoci nie marzą o niczym innym tylko wyzwoleniu spod angielskiego jarzma. Że jest inaczej, przekonało referendum z 2014 r., gdy większość Szkotów opowiedziała się za pozostaniem w trwającej od 1707 r. unii. Z 66 milionów obywateli Zjednoczonego Królestwa, 56 milionów jest Anglikami, jedynie 5,5 miliona to Szkoci. Już samo to mówi, dla kogo mecz z sąsiadem jest ważniejszy. Mniej więcej od lat 80. XX wieku w roli najważniejszych rywali Anglików to Niemcy i Argentyńczycy zastąpili Szkotów. Jak mówili Interii przed startem Euro 2020 angielscy kibice: "Szkoci na pewno będą bardzo zmobilizowani, wiedzą, że nie zdobędą mistrzostwa Europy, ale przeciw Anglii rzucą wszystkie siły na szalę, by popsuć nam szyki". Tyle przyspieszonego kursu historii, polityki i kinematografii w jednym. Wieczorny mecz na Wembley będzie spotkaniem numer 114 między Anglią i Szkocją (48 wygranych Anglii, 41 Szkocji, 24 remisy). Pora przypomnieć te najważniejsze. 1872. Szkocja - Anglia 0-0. Pierwszy raz Już w latach 1870-72 na londyńskim owalnym stadionie The Oval (dziś to mekka krykieta) rozegrano pięć meczów towarzyskich pomiędzy odwiecznymi rywalami. Niestety, pomimo że gazeta "The Scotsman" pisała o tych spotkaniach jako "międzynarodowych" i zorganizowanych przez obie FA (Football Association), dziś FIFA nie uznaje ich za oficjalne. Dopiero 30 listopada 1872 r. w dzień św. Andrzeja (patrona Szkocji) w Hamilton Crescent w Patrick (dziś dzielnica Glasgow), w siedzibie zachodnioszkockiego klubu krykieta rozegrano pierwszy mecz Anglii ze Szkocją. Cały skład gospodarzy składał się z zawodników Queen’s Park. Było 0-0, spotkanie obserwowały cztery tysiące widzów, zapłacili po szylingu za wstęp. Rok później ustalono, że rywale będę spotykać się każdej wiosny corocznie, na zmianę - w Anglii i Szkocji. Później grano w ramach turnieju o prymat na Wyspach Brytyjskich ("British Home Championship"), aż do 1989 r. 1928. Anglia - Szkocja 1-5. Wembley Wizards Dziś Szkoci uprawiają wyjątkowo niewysublimowaną odmianę futbolu ("kick and rush" - "kopnij i biegnij"). Był jednak czas, w okresie międzywojennym, że to gracze z północnej strony charakteryzowali się systemem gry polegającym na krótkich podaniach i nienagannej technice. Szkoccy "czarodzieje" w 1928 r. przybyli na Wembley i udzielili wynalazcom futbolu surowej lekcji, bijąc ich aż 5-1. Zdobywca dwóch goli, Alex James, z uśmiechem przyznał: "Mogło być 10!". James nosił numer 10, był wtedy graczem pierwszego mistrza Anglii, Preston North End, by za dwa lata przejść do stołecznego Arsenalu, z którym w ciągu sześć lat zdobył sześć trofeów. Drużyna "Kanonierów" trenera Herberta Chapmana zrewolucjonizowała futbol, wprowadzając formację "WM". To zresztą charakterystyczne, że najlepsi szkoccy gracze grali w klubach założonej w 1888 r. ligi angielskiej. Wśród "Wembley Wizards" ("Czarodzieje z Wembley") aż siedmiu zarabiało ligowe funty na południe od granicy. Za 11 piłkarzami szkockiej reprezentacji podążyło z Glasgow do Londynu 11 pociągów wypełnionych po brzegi szkockimi kibicami. Herbaty tam raczej nie pito. Wspomniany Alex James latem 1939 r. został zaproszony przez PZPN do Warszawy i przez sześć tygodni pomagał selekcjonerowi Józefowi Kałuży prowadzić reprezentację Polski. Niezwykłym, zwycięskim 4-2 meczem z Węgrami, reprezentacja Polski zamknęła swą przedwojenną historię. 1937. Szkocja - Anglia 3-1. Rekord frekwencji 149.415 na Hampden to najwyższa frekwencja w historii europejskiego futbolu. 1961. Anglia - Szkocja 9-3. Najwyższa porażka Najwyższa w historii porażka Szkotów z Anglikami. Bramkarz Celtiku, Frank Haffey, swoim występem dał początek stereotypowi, który mówi o wyjątkowym nieudacznictwie szkockich golkiperów. 1967. Anglia - Szkocja 2-3. Mistrzowie świata 1966 r. był świetnym rokiem dla angielskiego futbolu. Urodził się Eric Cantona. Żarty na bok. Synowie Albionu, wynalazcy futbolu, po raz pierwszy, i na razie jedyny, zostali mistrzami świata. Szkoci, pokonując ich na Wembley rok później, twierdzili, że tym samym przejęli tytuł najlepszych na świecie od południowego sąsiada. Wtedy nie można było dokonywać zmian, dlatego Sir Alf Ramsey kontuzjowanego stopera Jackiego Charltona przesunął do ataku. "Żyrafa" zdobył kontaktowego gola na 1-2, jednak to nie wystarczyło. Pod koniec tego spotkania, Jim Baxter jako pierwszy przed Włodzimierzem Smolarkiem) podbijał piłkę w narożniku boiska, by zyskać czas i ośmieszyć rywala. 1977. Anglia - Szkocja 1-2. Złamana poprzeczka W latach 50. XX wieku Jan Laguna w filmie "Piłkarski poker" złamał poprzeczkę drużynie radzieckiej, szkoccy kibice zrobili to w latach 70. To była dobra dekada dla szkockiego futbolu, reprezentacja dwa razy dostała się na mundial. Anglicy nie uczynili tego ani razu, w 1973 r. drogę zamknął im Jan Tomaszewski i drużyna Kazimierza Górskiego. Lata 70. były dekadą, w której nasiliły się stadionowe rozróby. Szkoci wygrali na Wembley 2-1, a swoje zwycięstwo uczcili złamaniem poprzeczki w świątyni futbolu, wielu z nich zabrało kawałki murawy do domu na północ. To wszystko, by uczcić srebrny jubileusz (25 lat) panowania Królowej Elżbiety II. Po tym meczu wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu na piłkarskich obiektach w Wielkiej Brytanii. 1996. Anglia - Szkocja 2-0. Futbol wrócił do domu "Football’s coming home" brzmiało tamtego lata w angielskiej ojczyźnie futbolu. Plotki mówiły, że UEFA podgrzeje kulki tak, by odwieczni rywale nie trafili do jednej grupy w finałach mistrzostw Europy. Tak się nie stało i w czerwcowe popołudnie, ćwierć wieku temu, Szkoci stanęli na Wembley naprzeciw "Auld enemy". Hymn gości "Flower of Scotland" został totalnie wygwizdany przez kibiców "Trzech Lwów", a potem zaczął się znakomity mecz. Oddajmy głos jednemu z kibiców Anglii, z którym rozmawiałem przed turniejem Euro 2020: - Piątkowy mecz ze Szkocją przywołuje wspomnienia z Euro'96. Miałem bilety na wszystkie mecze na Wembley, od pierwszego spotkania, aż do finału. Koszt? 210 funtów za siedem spotkań. Dziś nie do pomyślenia. Mecz ze Szkocją to jeden z najlepszych dni mojego życia. Ogromna dramaturgia, niewykorzystany karny Gary'ego McAllistera, cztery minuty później genialna bramka "Gazzy", gdy zagrał piłkę nad Colinem Hendrym świetnym przecież obrońcą. Paul Gascoigne był wtedy w życiowej formie, drużyna nie była bez luk, ale "Gazza" je doskonale wypełniał. Brał piłkę od Dave'a Seamana, rozgrywał i finalizował akcję, był wszędzie". W ostatnim meczu grupowym Anglicy rozbili Holandię 4-1, prowadząc nawet 4-0. W końcówce honorowego gola dla "Oranje" strzelił Patrick Kluivert. Niby nic, a jednak ten gol wyeliminował Szkotów z rozgrywek, ku nieukrywanej satysfakcji dużej części kibiców angielskich. Jak więc widać, niechęć sąsiedzka działa w obie strony. Maciej Słomiński