Przed grupowym spotkaniem Anglii ze Szkocją pisaliśmy o odwiecznej rywalizacji na Wyspach Brytyjskich. Prawda jest taka, że Szkoci na tyle podupadli futbolowo, że od około trzech dekad kibice "Trzech Lwów" nie ich postrzegają jako głównych rywali reprezentacji Anglii. Miejsce Szkotów z powodów historycznych i piłkarskich zajęli Niemcy. O historii powszechnej pisać nie będziemy, chociaż jest ona obecna na stadionach. Angielscy fani uwielbiają przypominać niemieckim, kto wygrał, a kto przegrał dwie wojny światowe - ta przyśpiewka została zakazana i ci którzy będą ją we wtorkowy wieczór na Wembley intonować, zostaną przez londyńskich "bobbies" wyłapani z tłumu i przykładnie ukarani. Angielsko-niemiecka historia futbolowa jest na tyle bogata, że jest o czym pisać, skupmy się na niej. 1938. Berlin. Niemcy - Anglia 3-6 110 tysięcy widzów na berlińskim Stadionie Olimpijskim obejrzało jednostronny mecz. "Ciekawiej" było przed pierwszym gwizdkiem. By uszanować poglądy niemieckich rywali, drużyna angielska, zgodnie z sugestią brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, w komplecie wyciągnęła ręce w górę w nazistowskim pozdrowieniu. Za kilka miesięcy brytyjski premier Neville Chamberlain przywiózł z Monachium pokój kolejnym pokoleniom. 1966. Wembley. Anglia - RFN 4-2 (po dogrywce) Anglicy wymyślili futbol, dlatego długo w ogóle nie grywali w mistrzostwach świata, bo niby po co udowadniać sprawy oczywiste i swoją wyższość? Szkoda czasu. Wreszcie, gdy synowie Albionu zniżyli się do poziomu rywalizacji z piłkarskim pospólstwem, zostali w 1950 r. odprawieni z kwitkiem przez Amerykanów. Aż wreszcie przyszedł rok 1966 - mistrzostwa odbyły się w Anglii i nie bez kontrowersji gospodarze triumfowali po raz pierwszy i ostatni do dziś. Finał z RFN został przyćmiony przez "bramkę widmo" - w dogrywce piłka po strzale Geoffa Hursta odbiła się od poprzeczki, od murawy i wyszła w pole. Gol? Anglicy do dziś sądzą, że tak. Niemcy twierdzą, że zostali wtedy okradzeni. Decydujący głos miał radziecki (pochodzący z Azerbejdżanu) arbiter liniowy - Tofik Bachramow. A tak w ogóle to nie Anglia wygrała wtedy Puchar Świata, tylko West Ham United. Zawodnikami "Młotów" byli strzelcy bramek: Hurst (trzy), Martin Peters (jedna), a złotą Nike w górę podniósł kapitan WHU, Bobby Moore. 1970. Leon. RFN - Anglia 3-2 (po dogrywce) Czas na rewanż przyszedł już cztery lata później. W ćwierćfinale meksykańskiego mundialu w meksykańskim upale, obrońcy tytułu prowadzili 2-0, wówczas selekcjoner Sir Alf Ramsey postanowił dać odpocząć liderowi drużyny, Bobby’emu Charltonowi i zdjął go z boiska, by był gotowy na kolejne mecze. Kolejnych meczów nie było. Niemcy w swoim stylu, wyrównali w normalnym czasie, by w dogrywce zadać decydujący cios po bramce Gerda Mullera. Cztery dni później Partia Pracy pod przywództwem Harolda Wilsona przegrała wybory i musiała oddać władzę w Londynie. Ponoć piłkarska klęska w meksykańskim Leon miała na to decydujący wpływ. 1972. Wembley. Anglia - RFN 1-3 To był ćwierćfinał mistrzostw Europy, wówczas na tym szczeblu rozgrywano mecz i rewanż. Śp. red. Roman Hurkowski do ostatnich dni upierał się, że tamten występ Niemców na Wembley był najlepszym jaki widział w swoim życiu. Goście zagrali w militarnych, zielonych strojach, nie po raz ostatni przeciw Anglii. 1990. Turyn. RFN - Anglia 1-1, rzuty karne 4-3 To po tym półfinale mistrzostw świata Italia ’90 Gary Lineker wypowiedział słynne słowa: "Grają dwie drużyny, a potem zawsze wygrywają Niemcy!". Anglicy dyrygowani przez Paula Gascoigne’a grali świetnie, ale wygrać z Niemcami (znów w zielonych strojach) nie zdołali. Zresztą "Gazza" dostał żółtą kartkę, która wyeliminowała go z ewentualnego udziału w finale, a pomocnik z Newcastle zalał się łzami. Rzuty karne okazały się zmorą "Trzech Lwów", chybili lewonożni Chris Waddle i Stuart Pearce. Kapitan ówczesnej drużyny niemieckiej i wkrótce mistrzów świata, Lothar Matthaus, przepowiada przed dzisiejszym meczem 1/8 finału Euro 2020, że jeśli dojdzie do karnych, to Niemcy będą górą. 1996. Wembley. Niemcy - Anglia 1-1, rzuty karne 6-5 "Football is coming home!" - to było hasło tamtych mistrzostw Europy. Na półfinał z odwiecznym rywalem angielskie tabloidy przygotowały najcięższe działa. "Daily Mirror" krzyczał z okładki: "ACHTUNG! SURRENDER." Futbol jest współczesnym substytutem wojny, ale to chyba jednak lekka przesada. "Gazza" znów świetnie dowodził Anglikami, ale zabrakło mu kilku centymetrów, by sięgnął piłkę wślizgiem i skierować ją do siatki. Doszło do serii rzutów karnych, wszyscy przeczuwali, jak to się skończy. Z 11 metrów pomylił się obecny selekcjoner Anglii, Gareth Southgate, i to Niemcy zagrali w finale, w którym pokonali Czechów 2-1. 2000. Charleroi. Anglia - Niemcy 1-0 Ktoś chyba źle podgrzał kulki podczas losowania belgijsko-holenderskiego Euro 2000, bo mecz odwiecznych rywali ulokowano na kameralnym stadionie w Charleroi. Belgijskie miasto przypominało strefę wojny, zwycięskiego gola zdobył dla Anglii niezawodny kapitan Alan Shearer, ale nie pomogło to w wyjściu z grupy. Obie drużyny odpadły w eliminacjach, co spowodowało głębokie reformy w niemieckim futbolu. 2000. Wembley. Anglia - Niemcy 0-1 Ostatni mecz na starym Wembley skojarzył w eliminacjach mundialu odwiecznych rywali. Ostatniego gola na legendarnym stadionie w starym wydaniu zdobył "Didi" Hamann. Zawsze to jakiś rewanż za rok 1966. 2001. Monachium. Niemcy - Anglia 1-5 Gospodarze prowadzili po bramce Carstena Janckera, ale hat-trick Michaela Owena zdecydował o pogromie gospodarzy. Niemcy byli tak pewni siebie, że w dacie mundialowych baraży mieli zaplanowane mecze towarzyskie. Ostatecznie Anglicy wygrali grupę, Niemcy też pojechali na mistrzostwa, bijąc w play-off Ukrainę. 2010. Bloemfontein. Anglia - Niemcy 1-4 Po bramkach naszych rodaków, Miroslava Klose i Lukasa Podolskiego, Niemcy objęli szybkie prowadzenie 2-0. Anglicy zdobyli gola kontaktowego, by tuż przed przerwą po strzale Franka Lamparda cieszyć się z wyrównania. Cały świat widział, że piłka o metr przekroczyła linię, oprócz sędziego. Tak jak w 1966 r. "ślepy" pozostał Tofik Bachramow, tak teraz Urugwajczyk Jorge Larrionda kazał grać dalej. Czyżby to miała być zemsta za 1966 r.? W dobie VAR taki gol widmo nie byłby możliwy. Maciej Słomiński