Kiedy 10 czerwca 1934 roku zespół Włoch podniósł ręce w geście triumfu po wygraniu finału mundialu i gdy ogłoszono Włochy mistrzem świata w piłce nożnej, każdy z piłkarzy miał świadomość, że sukces jest niepełny. Nikt wygranej Italii nie kwestionował, chociaż jej postawa w kilku meczach, chociażby z Hiszpanią mogła budzić wątpliwości. Jednakże Włosi nie pokonali tych, którzy w futbolu znaczyli najwięcej - reprezentacji Anglii. O tym wiedział wtedy każdy - Anglia jest najlepsza. Nie musi nawet startować na mistrzostwach świata, czego przed wojną nie uczyniła ani razu (żadna brytyjska drużyna na nich nie wystąpiła), a i tak jest najlepsza. Kolebka futbolu, ojcowie tej gry nie potrzebowali potwierdzenia, ale niekiedy po nie sięgali. Udawali się na kontynent albo zapraszali do siebie na mecze towarzyskie, na tournee, aby wykazać swą wyższość. W 1933 roku na przykład ograli 4-0 Szwajcarię i 4-1 Francję, ale z Włochami tylko zremisowali 1-1. Wspaniała wtedy drużyna Vincenzo Pozzo była trudnym przeciwnikiem. To w latach trzydziestych zanotowała przecież najwspanialszą passę w dziejach, do której dotarła dopiero obecna włoska ekipa. Wiosną 1934 roku, przed mistrzostwami świata, na które nie jechali, Anglicy pozwoli sobie nawet na wyjazdowe porażki z Węgrami i Czechosłowacją, a jednak kiedy Italia została mistrzem świata po wygraniu finału właśnie ze znakomitą w tamtym okresie Czechosłowacją, dodawano często "no ale nie ograła Anglii". Anglia - Włochy. Mecz de facto o mistrzostwo świata Mecz Anglii z Włochami, do którego doszło po mistrzostwach 14 listopada 1934 roku mógł więc być najważniejszym towarzyskim starciem świata. Często nazywano go "prawdziwym finałem mistrzostw świata", choć było to niezwykle krzywdzące dla Czechosłowacji i wszystkich uczestników mundialu 1934 roku. Jeszcze częściej nazywano go "bitwą o Highbury", bowiem na tym londyńskim stadionie doszło do brutalnej bitwy obu ekip, z których każdej na wygranej zależało ponad wszystko.Anglicy mieli swoją dumę, a Włosi - wysokie nagrody obiecane im w kraju. Benito Mussolini podobno zaoferował każdemu włoskiemu graczowi samochód Alfa Romeo i równowartość 150 funtów (około 6000 funtów w dzisiejszych czasach), jeśli pokonają Anglików. Byli oni niepokonani na swoim terenie - udało się to dopiero Irlandii w 1949 roku na Goodison Park. W angielskiej drużynie do gry wyszła rekordowa w dziejach liczba aż siedmiu graczy Arsenalu - byli to Frank Moss, George Male, Eddie Hapgood, Wilf Copping, Ray Bowden, Ted Drake i Cliff Bastin. Na stadionie udało się wcisnąć 56 044 widzów. Benito Mussolini przebywał wtedy w Szwajcarii, ale ponoć zażądał regularnych relacji z meczu i to na bieżąco. Włosi mieli to jakoś zorganizować. Anglia miażdży Włochy. Ci odpowiadają Anglia zaczęła miażdżąco. Nie minął kwadrans, a wygrywała aż 3-0. Dwa gole strzelił Erc Brook z Manchesteru City, a jednego - Edward Drake z miejscowego Arsenalu. Na dodatek nogę złamała wielka włoska gwiazda, naturalizowany w tym zespole Argentyńczyk Luis Monti. Był wtedy wielkim graczem Juventusu Turyn, mistrzem świata z 1934 roku z Włochami i wicemistrzem świata z 1930 roku z Argentyną.Włosi grali w dziesiątkę, gdyż zmian wtedy nie było. Nie poddali się, wydali Anglikom bitwę. Zwłaszcza, że uważali, iż Ed Drake specjalnie sfaulował i wyeliminował ich gwiazdę. Rzucili się więc na gospodarzy z wściekłością. - Włosi wpadli w szał i kopali wszystkich i wszystko w zasięgu wzroku - napisał potem kapitan zespołu Eddie Hapgood z Arsenalu w swojej autobiografii. On sam kończył mecz ze złamanym nosem, zwierzał się potem, że gdy zobaczył uśmiech Włocha, chciał go udusić już wtedy na boisku. Z kolei wzięty na cel Drake w starciu z Włochami miał zwichnięty bark i z uszkodzoną ręką dokończył spotkanie. Roy Bowden natomiast dokuśtykał do końca meczu z uszkodzoną kostką. Giuseppe Meazza zmniejszył ich prowadzenie do 1-3, Niesiony euforią gwiazdor włoskiej ekipy ruszył na Anglików, jakby sam chciał wygrać mecz. Wbił jeszcze jednego gola, nacierał dalej i angielski bramkarz Frank Moss musiał wychodzić ze skóry, by go zatrzymać. Lider Italii trafił nawet w poprzeczkę. - Nigdy niczego w życiu nie żałowałem bardziej niż tego meczu i tej porażki - mawiał potem Giuseppe Meazza. Anglia wygrała. Włochy wygrały moralnie Ostatecznie włoskie natarcie i starania Meazzy nie dały więcej bramek, Anglia wygrała tę bitwę na gole, siniaki i złamania 3-2. Mecz był jednak tak brutalny, że Anglia rozważała wycofanie zespołu z wszelkich rozgrywek międzynarodowych. "Daily Mail" pisał: "Anglia pokonała Włochy, ale czy naprawdę warto rozgrywać takie mecze?". Legenda angielskiej piłki Stanley Matthews, najlepszy piłkarz Europy w 1956 roku, przyznał potem, że był to najbardziej brutalny pojedynek w jego karierze. Benito Mussolini nie tylko nie ukarał czy zganił swoich zawodników, ale okrzyknął ich moralnymi zwycięzcami starcia z Anglią. Polecał całemu narodowi brać z nich przykład. Do tej włoskiej drużyny przylgnął wtedy zresztą przydomek "Lwy z Highbury".