Robert Kopeć, Interia: Mateusz Bieniek w ostatniej chwili wyleczył kontuzję, ale kilka dni nie trenował. Wacław Golec (były reprezentant Polski): - Kontuzja była bolesna, bo to zawodnik, który przeszedł cały cykl przygotowań do mistrzostw. Wystąpił bodajże we wszystkich spotkaniach w tym sezonie. Pokazał się z dobrej strony w XV Memoriale Huberta Wagnera. Chłopak ambitny z wielką wolą walki.Decyzje personalne trenera Ferdinando De Giorgiego raczej są bez zaskoczeń. Wydaje się, że najbardziej zacięta walka była na pozycji atakującego pomiędzy Maciejem Muzajem i Łukaszem Kaczmarkiem. De Giorgi postawił na tego drugiego, który chyba przechylił szalę na swoją korzyść dobrym występem przeciwko Rosji w Memoriale Wagnera. - To decyzja trenera. Wydaje mi się, że De Giorgi zna najlepiej tych zawodników i ma pomysł na ten zespół, pomysł na grę w mistrzostwach. Każdy będzie miał swoje zdanie, ale myślę, że zostawmy to De Giorgiemu. On za to bierze odpowiedzialność i on z tego będzie na pewno rozliczony przez nas kibiców. Oczekiwania są ogromne i selekcjoner zdaje sobie z tego sprawę. Wszystko zweryfikuje boisko. Jeżeli będzie wynik, to się obroni i będziemy mówili, że jest wielki. Jeżeli nie będzie sukcesu, to będziemy wytykali mu błędy, na przykład kogo powinien powołać, a kogo nie. Wtedy wszyscy będziemy najlepszymi trenerami. - Nie chciałbym w to wierzyć, że jeden mecz decyduje o tym, że ktoś jest w zespole czy nie. Uważam, że Łukasz zapracował na to nie tylko tym ostatnim meczem, bo to by było, delikatnie mówiąc, trochę szalone. Myślę, że ten chłopak ma potencjał, ma predyspozycje, ma wielkie serce i pokazał, że ma też umiejętności. Warunki fizyczne, jego zaangażowanie predysponują go do tego, żeby grać na wysokim poziomie międzynarodowym.- To są zawsze trudne decyzje, a już najbardziej okropne tuż przed imprezą główną, kiedy trzeba zawodnika, który przepracował wiele tygodni, odesłać do domu. Wielokrotnie byłem obecny na takich zebraniach, gdzie poodejmowano ostateczne decyzje i wiem, jak to zawodnicy przeżywają. Byli długo poza domem, wylali litry potu na treningach, zostawili swoje zdrowie i nagle przed imprezą, która była ich celem, ktoś im mówi: Dziękuję. Motywacja do dalszej pracy? Tak, ale jakie rozgoryczenie w danym momencie. Łukaszowi gratuluję, a Maćkowi Muzajowi współczuję, bo to nie są łatwe momenty w karierze zawodnika.Jak się panu podobała gra "Biało-czerwonych" w ostatnim sprawdzianie przed mistrzostwami Europy, czyli w XV Memoriale Huberta Wagnera?- Chcę wierzyć w to, o czym mówiło się w kuluarach, że zawodnicy byli jeszcze na etapie ciężkich treningów. To spowodowało, że ta gra wyglądała trochę jak w zwolnionym tempie. Nie było takiej pełnej energii, czego mi osobiście brakowało. Turniej wygrali, cel osiągnęli. Mieli jeszcze trochę czasu na regenerację, na złapanie oddechu, świeżości i przystąpienie do realizacji celu, jakim jest medal mistrzostw Europy. Podium bierzemy w ciemno, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że polski zespół jest nowy, przebudowany. Wielu zawodników nie ma doświadczenia w wielkich imprezach. Sam o tym wiem, że to nie jest sprawa prosta wyjść przed 15-tysięczną publicznością we własnym kraju. Są zawodnicy, których to poniesie, ale są też tacy, których to może przytłoczyć.Pierwszą "szóstkę" możemy chyba już teraz wymienić: Drzyzga, Konarski, Kubiak, Kurek, Lemański, Zatorski. Niewiadomą pozostaje, czy i kiedy do niej wskoczy Bieniek. Czy ławka rezerwowych podoła zadaniu? Z Rosją w Krakowie pokazali, że raczej możemy na nich liczyć.- Dam przykład - Artur Szalpuk. Odważny, bardzo zaangażowany, z wysokimi umiejętnościami. Praktycznie każde jego wejście na boisko, jest wejściem pozytywnym w meczach tej reprezentacji. Sądzę że mamy w miarę wyrównany zespół. Sześciu musi grać. Koniec, kropka. Trener musi wyselekcjonować trzon zespołu i tak zapewne już jest. Tak jak pan powiedział, możemy już dziś wymienić wyjściowy skład. Ale pozostali mogą coś wnieść do zespołu. Wejdą na boisko i dadzą nowy impuls, bo taka jest rola rezerwowego. Myślę, że takich mamy. Trzeba w nich wierzyć, przekazywać im, że są dobrzy. Tylko oni sami muszą w to uwierzyć. Oby tylko trenerzy mieli na tyle odwagi, żeby tym siatkarzom pozwolili pokazać swoje umiejętności. W Memoriale Wagnera Rosjanie wyszli praktycznie pierwszym składem, a nasi potrafili stworzyć fajny zespół, z ambicją wolą walki, sportową agresją. Wszyscy na coś takiego czekamy i to nam się podoba.Mecz otwarcia na PGE Narodowym w Warszawie gramy z groźną Serbią. Kluczowe spotkanie, jeśli chodzi o wyjście z grupy z pierwszego miejsca i bezpośredni awans do ćwierćfinału.- Ja się tej Serbii obawiam, bo uważam ten zespół za jednego z faworytów mistrzostw Europy. Drużyna, która od kilku lat jest konsekwentnie budowana. Tam nie ma wielkich personalnych roszad. Ten zespół dużo z sobą gra, a wiemy, że zawodników ma mocnych, jak to Serbowie. Historia pokazała, że jeżeli ta ekipa przyjedzie sportowo przygotowana do tego turnieju, a z tym różnie w przeszłości bywało, to będzie bardzo groźna. Mecz otwarcia zawsze jest trudny, bo albo dostaniesz wiatr w żagle albo ustawisz się pod ścianą. To będzie spotkanie o pierwsze miejsce w grupie. Jeżeli myślimy o medalach, to z respektem i powagą musimy podejść do pozostałych rywali - Finlandii i Estonii. Ale musimy znać swoją wartość, gramy na własnym terenie, jesteśmy drużyną celującą w podium, więc wynik może być tylko jeden. Takie mecze, jak z Finlandią i Estonią, musimy wygrywać. Potknięcie z Serbią może być niebezpieczne, bo możemy wtedy o ćwierćfinał walczyć w barażach. W 2013 roku, w tej fazie turnieju, odpadliśmy po porażce z Bułgarią.- Wynik z Serbią jest sprawa otwartą. Ewentualna porażka nie zamyka nam drogi na podium, ale ją komplikuje. To jest sport. Każdy będzie walczył. Miejmy nadzieję, że mecz otwarcia, rozgrywany w specyficznych warunkach, potoczy się po naszej myśli. Francuzi to główny faworyt mistrzostw Europy? Ferdinando De Giorgi mówił, że grają obecnie najlepszą siatkówkę na świecie. Zgadza się pan z tym?- Wyniki bronią ten zespół. To nie jest stwierdzenie bezpodstawne. Grają wesołą, spontaniczną, ładną dla oka siatkówkę, opartą na technice, szybkości i fantastycznych cechach motorycznych. Trochę jest w tym szaleństwa, ale jak się to udaje i są zwycięstwa... Nie kopiujmy tego, bo nie każdy to potrafi. Francuzi to potrafią i bawią kibiców. Jak to ich prowadzi do zwycięstw, to czapki z głów.W medale celują też inne europejskie potęgi, jak Rosja czy Włochy.- Nie możemy lekceważyć Włochów, którzy przynajmniej na papierze mają mocny skład. Rosjanie, jak zawsze, solidna ekipa. To że przegrali z naszą młodzieżą 2:3 w Memoriale Wagnera wcale ich nie skreśla. To są mistrzostwa Europy. Inny turniej, inna gra i inne zaangażowanie zawodników.Spodziewa się pan niespodzianki, jak choćby dwa lata temu, kiedy wicemistrzem Europy została Słowenia?- W 2007 roku Hiszpania została mistrzem Europy. Znałem tych chłopaków, ale z całym szacunkiem dla nich, mówiłem wtedy, że na kolejny taki sukces będą czekać bardzo długo. Na dzień dzisiejszy nie widzę takiego zespołu, który byłby w stanie zagrozić Polakom, Francuzom, Rosjanom, Włochom czy Serbom. Będzie medal "Biało-czerwonych"?- Trzymam mocno kciuki. Wierzę w chłopaków, trenerów, sztab szkoleniowy. Nasi kibice są najlepsi na świecie i w tej kategorii już mamy zwycięstwo. Sądzę, że fani i fantastyczna atmosfera poniesie chłopaków do medalu i na koniec sprawią nam radość. Rozmawiał Robert Kopeć