Robert Kopeć, Interia: Znalazł się pan w szerokiej kadrze ogłoszonej przez Ferdinando De Giorgiego. Był pan tym zaskoczony? Marcin Komenda (rozgrywający Effectora Kielce): - To dla mnie miła nagroda za ten sezon. Jestem dumny, że znalazłem się w takim gronie. Na pewno jest to spore wyróżnienie. Mam nadzieję, że będę dalej szedł w tym kierunku, żeby zbliżać się do pierwszej reprezentacji. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Miał pan okazję rozmawiać z De Giorgim?- Nie miałem przyjemności. Tylko kilka razy minęliśmy się w lidze.Konkurencja na pozycji rozgrywającego jest duża. W szerokiej kadrze są m.in. Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz, Łukasz Żygadło, Paweł Woicki. Czy czuje się pan na siłach z nimi skutecznie rywalizować?- Zdecydowanie ci rozgrywający są fachowcami na tej pozycji. To zawodnicy, którzy grali na wielu frontach, czy to klubowych, czy na międzynarodowych arenach. W reprezentacji też już mają na koncie wiele spotkań. To mocna konkurencja, a poziom tych zawodników jest bardzo wysoki. Jeśli jednak dostanę szansę potrenowania z nimi, tylko wyjdzie mi to na dobre i będę się starał "wyciągnąć" jak najwięcej, żeby w przyszłości im dorównać.Po sezonie zasadniczym PlusLigi jest pan bardzo wysoko w statystykach indywidualnych, bo na szóstym miejscu, a wśród polskich rozgrywających jest pan trzeci. Wyprzedzają pana tylko Fabian Drzyzga i Grzegorz Łomacz. Na papierze wygląda to tak, że różnica między panem a wymienionymi zawodnikami nie jest zbyt duża.- Te statystyki potwierdzają, że ten sezon był dla mnie udany. Wiadomo, że nie odzwierciedlają dokładnie całej sytuacji. Jestem szczęśliwy, że w rankingu zająłem wysokie miejsce, ale wiem też, że boisko wszystko weryfikuje. Chcę się rozwijać i te statystyki tylko motywują mnie do dalszej pracy.Jak pan oceni pierwsze dwa lata w gronie zawodowców?- Przeskok jest ogromny z juniorskiej siatkówki do seniorskiej. Trzeba się naprawdę mocno zmobilizować i wykazać dużą cierpliwością, żeby wywalczyć miejsce w składzie. Ten pierwszy sezon był przejściowy. Musiałem zaadaptować się do PlusLigi. Na dodatek miałem dwie przypadkowe kontuzje, co też lekko zatrzymało mój rozwój. Natomiast rozegrałem kilka spotkań, które pozwoliły mi patrzeć pozytywnie w przyszłość. Kiedy wchodziłem na boisko dawałem z siebie wszystko i myślę, że sztab szkoleniowy i prezesi to docenili. Dlatego dostałem szansę w tym sezonie. Na wszystko trzeba sobie zapracować. Nic nie przychodzi samo i tak naprawdę ciężką pracą oraz zaangażowaniem można wywalczyć sobie miejsce w zespole z PlusLigi.Gracie z BBTS-em Bielsko-Biała o 13. miejsce. Czy to odzwierciedla wasz potencjał, czy ambicje mieliście wyższe?- Nie ukrywam, że liczyliśmy, że uda nam się zająć 12. miejsce, które od kilku kolejek zajmowaliśmy i będzie nam dane grać o 11. pozycję. To na pewno inaczej wygląda niż bronienie 13. miejsca z BBTS-em, bo możemy spaść na 14. jeśli nam się powinie noga. Niestety, mecz ze Espadonem Szczecin w przedostatniej kolejce zweryfikował nasze plany. Wygrali na naszym terenie 3:2 i przeskoczyli nas w tabeli. Wydaje mi się, że 13.- 14. miejsce nie jest bardzo złe, jak na możliwości naszego klubu. Jednak gra o 11. pozycję byłaby dla nas takim małym sukcesem. Oglądał pan półfinałowe mecze w PlusLidze?- Akurat w tym czasie mieliśmy treningi, więc znam tylko suche wyniki. Sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta, ale zdecydowanie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i PGE Skra Bełchatów przybliżyły się do finału. Zostaje pan w Kielcach?- Na ten moment jestem zawodnikiem Effectora. Jestem wdzięczny klubowi z Kielc za te dwa sezony, a jak będzie, to czas pokaże. Muszę uzbroić się w cierpliwość, a także ci, co się tym tematem interesują.Ma pan prawie 21 lat i bardzo dobre warunki fizyczne, jak na rozgrywającego. Zbiera pochlebne opinie za ten sezon. Czym zapracował pan na powołanie?- Mam bardzo dużo rzeczy do poprawy. Nie ukrywam, że jest kilka elementów, na których muszę się skupić. Wiem, nad czym muszę pracować. Nie zamierzam spoczywać na laurach. Chcę się rozwijać. Mam swoje cele, marzenia. Na pewno będę robił wszystko, żeby je zrealizować. Czy wzoruje się pan na kimś? Na przykład na Pawle Zagumnym, który kończy sportową karierę?- Podpatruję najlepszych rozgrywających. Na pewno Paweł Zagumny był wybitnym rozgrywającym, od którego można było wiele się nauczyć. Wielka szkoda, że zakończył karierę. Generalnie jednak staram się samemu kreować pewne rzeczy na boisku, swoją wyobraźnią prowadzić grę. Tego staram się trzymać.Jak zaczęła się pana przygoda z siatkówką?- Moja rodzina zawsze była związana ze sportem i było wiadomo, że pójdę w tym kierunku. Na początku trenowałem piłkę nożną, w międzyczasie piłkę ręczną, ale wszystko zmierzało ku temu, żebym postawił na siatkówkę i myślę, że było to dobre posunięcie. Zacząłem w szkole podstawowej numer 87 w Krakowie i trenowałem po okiem trenera Ryszarda Pozłutko, który kierował moją karierą. Mogłem na niego liczyć, zawsze na mnie stawiał. Dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Do szkoły, do trenera i do wszystkich ludzi, którzy mi pomagali mam duży sentyment i zawsze będę o tym pamiętał. Nie było konfliktu między rodzicami? Tata trenował piłkę ręczną, a mama siatkówkę. - (śmiech) Tata liczył, że może pójdę w jego ślady, ale nie naciskał. Bardziej mama nakłaniała mnie na siatkówkę i tak się stało. Jestem wdzięczny rodzicom, że pielęgnowali u mnie pasję do sportu. Dzięki temu teraz mogę walczyć o marzenia i może kiedyś uda mi się je spełnić. Rozmawiał Robert Kopeć