Debiutował w lidze u boku taty Pochodzi z Wałbrzycha, ale dorastał w Nysie, bo jego tata przeniósł się do tamtejszej Stali. Dla młodego człowieka trudno o lepszą inspirację niż sukcesy ojca, a pan Adam w połowie lat 90. zdobywał ze Stalą medale mistrzostw Polski i krajowy puchar, grał też w reprezentacji. Mały, choć wysoki już, Bartek był więc skazany na sport. Miał szczęście debiutować w lidze u boku taty i korzystać z jego podpowiedzi. W 2005 roku został mistrzem Europy kadetów i najlepszym atakującym turnieju. Doświadczenie zdobywał w Mostostalu Kędzierzynie-Koźlu, a po transferze do Skry Bełchatów w 2008 roku rozpoczął okres sukcesów. Zdobył z nią m.in. trzy tytuły mistrza Polski, trzy Puchary Polski oraz medale Ligi Mistrzów (brąz w 2010 roku i srebro dwa lata później) oraz klubowych mistrzostw świata (srebro w 2009 i 2010). Nie ma to jak w domu W 2012 roku uznał, że dojrzał do zagranicznego transferu i przyjął ofertę moskiewskiego Dynama. Rosyjskie realia nie były jednak dla niego i rozwiązał umowę z klubem za porozumieniem stron. Przeniósł się do Włoch, gdzie w barwach Cucine Lube Banca Marche Macerata zdobył mistrzostwo Włoch i Superpuchar, ale nie grał tam w takim wymiarze, jakim by chciał. Zdecydował się wrócić do Polski i wywalczył wicemistrzostwo z Asseco Resovią. Przed rokiem podpisał kontrakt z JT Hiroszima Thunders, ale do Japonii nie pojechał. Nie bez wpływu na to były zapewne wcześniejsze doświadczenia z zagranicznymi klubami, ale w specjalnym oświadczeniu napisał wprost, że czuje się wypalony i musi odpocząć. Fani niepokoili się o jego zdrowie, a tymczasem niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że podpisał kontrakt z PGE Skrą Bełchatów. Część kibiców nie mogła tego zrozumieć i poczuła się oszukana. Siatkarz tłumaczył jednak, że chciał odpuścić cały rok, ale po rozmowach m.in. z psychologiem prof. Janem Blecharzem, który miał duży udział w sukcesach Adama Małysza, zdecydował się wrócić do normalnego życia, czyli siatkówki. Razem ze Skrą zdobył wicemistrzostwo Polski i choć w Bełchatowie czekał na niego nowy kontrakt, znów zaskoczył i zdecydował się na wyjazd do Ziraatu Bankasi Ankara. Serwisu gazettereview.com twierdzi, że za rok dostanie ponad milion dolarów, a to oznacza, że został trzecim najlepiej zarabiającym siatkarzem świata. W kadrze wciąż ma wiele do udowodnienia U szczytu kariery był w 2012 roku. W styczniu zajął drugie miejsce w Plebiscycie na 10 Najlepszych Sportowców Polski, tuż za Justyną Kowalczyk, a przed Adamem Małyszem. Kibice docenili jego wkład w sukcesy reprezentacji: srebrny medal Pucharu Świata oraz brązowe w mistrzostwach Europy i Lidze Światowej. Kilka miesięcy później poprowadził kadrę do pierwszego w historii zwycięstwa w Lidze Światowej. Został najlepszym siatkarzem rozgrywek. Został najlepiej atakującym Final Four Ligi Mistrzów. Był "w gazie" podczas sprawdzianu przed igrzyskami, jakim był Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Otrzymał MVP turnieju, ale w Londynie przeżył rozczarowanie - nasz zespół odpadł już w ćwierćfinale. Nieudane pod względem sportowym wyjazdy do Rosji i Włoch zastopowały jego karierę. Zabrakło go w składzie reprezentacji, która w 2014 roku wywalczyła mistrzostwo świata. Jego brak w 14-osobowej kadrze Stephane'a Antigi był szokiem dla kibiców i ekspertów. Selekcjoner zapewniał, że decydowały tylko względy sportowe, ale media pisały, że Kurek nie zaakceptował roli zmiennika, spakował walizki i wyjechał. Wrócił do kadry z zamiarem wygrania igrzysk w Rio de Janeiro, ale marzenia o olimpijskim złocie - podobnie jak cztery lata wcześniej - prysły już w ćwierćfinale. Ciężko przeżył to rozczarowanie i chciał nawet zawiesić karierę. Długo bez siatkówki nie wytrzymał. Teraz czas na kolejne wyzwanie w biało-czerwonych barwach. Przede wszystkim musi poradzić sobie z oczekiwaniami fanów i swoimi. Daleko mu do formy, jaką zachwycał pięć lat temu, ale od tego czasu dojrzał, nabrał doświadczenia i zasługuje na to, aby w niego wierzyć. Mirosław Ząbkiewicz