Takich mistrzostw świata jeszcze nie było. I nie tyle chodzi o miejsce, bo wielkiemu światowemu sportowi coraz bliżej do - nomen omen - Bliskiego Wschodu, lecz o warunki atmosferyczne. To właśnie nieznośne upały w Katarze, kraju położonym w strefie klimatu zwrotnikowego sprawiły, że rozegranie czempionatu w lecie, przy temperaturze sięgającej 50 stopni Celsjusza, było po prostu niemożliwe. W takiej spiekocie trudno złapać oddech, a co dopiero mówić o rywalizacji na poziomie, zmuszającym organizm do krańcowego wysiłku, nawet abstrahując od zastosowania najnowocześniejszych systemów klimatyzacyjnych. To wszystko wymusiło decyzję, by czempionat globu po raz pierwszy odbył się aż tak późno, wystawiając na próbę sportowców, ich trenerów oraz całe sztaby fachowców. Ta nauka na "żywych organizmach" może sprawić, że najlepsi nie będą wywiązywali się z roli faworytów, za to będzie aż roiło się od zaskakujących rozstrzygnięć. - Szczerze mówiąc, nie wiem, kto wymyślił rozgrywanie mistrzostw w takim miejscu. Owszem, zdarzało mi się biegać w upale, ale nie w aż takim ekstremum. W konsekwencji na przykład biegi maratońskie kobiet i mężczyzn będą zaczynały się o północy lokalnego czasu - mówi w rozmowie z Interią 41-letni Paweł Czapiewski, nasz były znakomity średniodystansowiec, medalista mistrzostw świata i halowy mistrz Europy. Lata lecą, a do popularnego "Czapiego" wciąż należy rekord Polski na 800 metrów, ustanowiony w 2001 roku. W Zurychu nasz biegacz, wówczas reprezentujący klub Lubusz Słubice, osiągnął czas 1.43,22. Trudność jest jeszcze jedna - w przyszłym roku, w ostatnim tygodniu lipca, rozpoczynają się igrzyska olimpijskie w Tokio, dla sportowców wielu dyscyplin najważniejsza impreza czterolecia. Dziś cała zagwozdka tkwi w tym, by przygotowania do MŚ w Katarze nie zaburzyły cyklu budowania formy z myślą o IO. Polski Związek Lekkiej Atletyki desygnował na 17. edycję mistrzostw świata w Dausze 44-osobową reprezentację. Nieco liczniejsza jest męska kadra (25), a skład kobiet jest skromniejszy o pięć nazwisk (19). Dla "Biało-Czerwonych" rywalizacja rozpocznie się w piątek od eliminacji rzutu młotem z udziałem Malwiny Kopron i Joanny Fiodorow. I to właśnie w konkurencjach rzutowych fachowcy upatrują najwięcej medalowych szans naszych lekkoatletów. - Ja twierdzę, że sześć medali to jest maksimum, które uda nam się zdobyć. Sezon jest długi i trudny, a do tego wspomniany klimat będzie uprzykrzał życie - uważa Czapiewski. Były sportowiec w niedzielę również zamelduje się w Dausze, ale w innym charakterze. Od poniedziałku zacznie współkomentować starty naszych lekkoatletów na antenie Telewizji Polskiej. O ile jeden medal, zdaniem wielu pewny jak w banku, bezpowrotnie uleciał wraz z absencją rekordzistki świata i prawdziwej terminatorki w młocie Anity Włodarczyk (choć, co ciekawe, zaległe złoto rawiczanka otrzyma właśnie w Katarze), tak Pawła Fajdka i Wojciecha Nowickiego stać, by dubletem wdrapać się na podium. Pierwszy broni tytułu mistrza świata, wywalczonego przed dwoma laty w Londynie, zaś do Nowickiego należy najlepszy w tym roku wynik na świecie 81,74 m. W ogóle w tym roku do obu naszych rodaków należy - uwaga - 12 (!) najlepszych wyników na liście światowej. - Zgadzam się, że Fajdek i Nowicki wydają się być pewniakami do medali. Problem z zapewnieniem sobie miejsca na podium może mieć Asia Fiodorow, ale jej szans nie przekreślam, a jest jeszcze Malwina Kopron. Jednak nie sądzę, by obie nasze młociarki zmieściły się w trójce - analizuje Czapiewski. Mocnymi kandydatami do medali są także nasi kulomioci, czyli rekordzista Polski Michał Haratyk (22,32 m) i wicemistrz Europy z Berlina Konrad Bukowiecki. Haratyk od początku sezonu wzbił się na kapitalny poziom, regularnie notując pchnięcia powyżej 21 m, choć w ostatnich tygodniach już nie był tak regularny. Co innego "Bukos", który przez dłuższy czas testował swoją cierpliwość, ale tuż przed MŚ zaczął notować wyraźny progres formy. Jeśli tendencja pozostanie zwyżkowa, w Dausze 22-latek z "życiówką" 22,25 m może powalczyć o pełną pulę. Sam Konrad ma bardzo ambitny plan i zapowiada, że interesuje go tylko bitwa o złoto. - W rywalizacji kulomiotów typuję jeden medal, ale nie wykluczam też najpiękniejszego scenariusza i Polaków na pierwszym oraz drugim stopniu podium. Jednak biorąc pod uwagę, jak obecnie wysoki jest poziom w światowej "kuli", gorsza dyspozycja dnia równie dobrze może sprawić, że Michał i Konrad nie wywalczą medali - twierdzi "Czapi". Na genialny poziom wzniósł się w tym sezonie Piotr Lisek, który w sezonie halowym, na przestrzeni zaledwie tygodnia, dwukrotnie bił rekord kraju wchodząc do elitarnego grona "sześciometrowców". Najpierw pofrunął nad poprzeczką zawieszoną na 6,01 m, by po siedmiu dniach, ponownie w zawodach z cyklu Diamentowej Ligi, dodać jeszcze jeden centymetr. Wielkie wyzwanie będzie stało przed naszymi biegaczami Adamem Kszczotem (800 m) i Marcinem Lewandowskim. Ten drugi zdobył kwalifikację na dwóch dystansach, ale zrezygnował z 800 m, by wszystkie siły rzucić na swoje aktualne królestwo, czyli 1500 m. - Trener Zbigniew Król sygnalizował mi, że klimat może okazać się problemem dla Adama. Zwrócił uwagę na fakt, że po 20 godzinach w klimatyzowanym hotelu, organizm może różnie zareagować. A wiemy, że na takim poziomie decydują niuanse - tłumaczy nasz były lekkoatleta. - W każdym razie, gdybym miał ocenić, to obu biegaczom przyznałbym po pół medalu, czyli wychodzi jeden - uśmiecha się rekordzista Polski. W konkurencjach biegowych wielkie nadzieje pokładane są w naszej utytułowanej kobiecej sztafecie 4x400 metrów. Wybranki trenera Aleksandra Matusińskiego już wiedzą, jak smakują sukcesy na imprezach największej rangi. Dwa lata temu drużyna radowała się ze zdobycia brązowego medalu, a teraz powalczy w składzie: Iga Baumgart-Witan, Anna Kiełbasińska, Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Gaworska, Małgorzata Hołub-Kowalik, Patrycja Wyciszkiewicz. - Tu widzę realną możliwość na kolejny "krążek" - zaakcentował Czapiewski, na tym kończąc wymienianie szans medalowych "Biało-Czerwonych". Ciche nadzieje wielu wiąże z naszą wzrastającą gwiazdą w sprincie Ewą Swobodą, która 1 września w Berlinie w biegu na 100 m uzyskała nowy rekord życiowy 11,07. Biorąc pod uwagę, jak niebotyczny poziom prezentują najlepsze sprinterki globu, wielkim sukcesem 22-latki wydaje się już sam awans do finału. Jednak nie brak też takich, którzy w osobie ekscentrycznej mistrzyni Europy do lat 23 upatrują jedną z kandydatek do miana największych sensacji MŚ. Niespodzianki można spodziewać się w debiutującej na czempionacie globu konkurencji sztafety mieszanej, czy ze strony szykującego jeden z ostatnich zrywów formy przed zakończeniem kariery po przyszłorocznych IO, dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego w rzucie dyskiem Piotra Małachowskiego. Jeśli chodzi o nieobecnych w Katarze "Biało-Czerwonych", to poza wymienioną już Anitą Włodarczyk należy wskazać na mającą wypełnione minimum płotkarkę Klaudię Siciarz (związek przychylił się do jej prośby o zwolnienie ze startu) i oszczepnika Cypriana Mrzygłoda (uraz łokcia). Z kolei w gronie szczęśliwców, zaproszonych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych, znaleźli się nieposiadający wymaganego minimum Anna Sabat (800 m) i dyskobol Bartłomiej Stój. - To mogą być mistrzostwa niespodzianek, tak jak w Helsinkach w 2005 roku, gdzie z kolei niesamowicie lało. Pamiętam, że w takich warunkach konkurs skoku o tyczce zaskakująco wygrał Holender. Nie da się ukryć, że aura ma duże znaczenie, a już szczególnie w konkurencjach biegowych - twierdzi "Czapi" i wskazuje na jeszcze jedno zagrożenie, a mianowicie nierzadko zgubną rutyną. - Wielu może powielić sprawdzony schemat budowania formy z poprzednich lat, który jednak, z uwagi na miejsce i czas rozgrywania mistrzostw, może w ogóle się nie sprawdzić - przestrzega brązowy medalista MŚ z Edmonton w 2001 roku. Kolejne mistrzostwa świata za dwa lata odbędą się w Eugene w Stanach Zjednoczonych. Artur Gac z Dohy