"Nie da się ukryć, że emocje były, mimo że to dotyczyło mistrzostw świata z 2013 roku, ale doskonale pamiętam stadion w Moskwie, więc zrobiłam sobie wizualizację. Myślałam, że się nie wzruszę, ale jak słyszę polski hymn to zawsze jest to coś niesamowitego" - skomentowała Włodarczyk tuż po dekoracji i dodała: "Nie mogłam odebrać tego medalu sześć lat temu, ale czasami warto być cierpliwym. Cieszę się, że go w końcu dostała". To jedna z najbardziej utytułowanych polskich sportsmenek. Ma w dorobku dwa złote medale igrzysk, po cztery złota mistrzostw świata i Europy. W Dausze nie startowała, bo dwa miesiące temu zdecydowała się na operację kolana i teraz przechodzi rehabilitację. "Wszystko idzie w dobrym kierunku. To była moja decyzja, żeby poddać się zabiegowi, który był nieunikniony, ale można go było przełożyć w czasie. Nie chciałam jednak opóźniać przygotowań do igrzysk w Tokio, bo właśnie na tym najbardziej mi zależy" - przyznała. Przyjazd do Kataru po złoto sprzed sześciu lat to także w pewnym sensie osłodzenie sobie tego, że nie mogła stanąć z rywalkami w kole. Za to miała okazję zawody... komentować. Kibice mogli jej posłuchać na antenie TVP Sport. "Poczułam atmosferę mistrzostw świata. Podobało mi się za mikrofonem. Myślałam, że emocje w trakcie konkursu będę przeżywać większe, ale nie było tak źle. Poziom był bardzo wysoki. Dziwnie się czułam jak pakowałam torbę, a nie było w niej sprzętu sportowego" - nadmieniła. Do treningów ma wrócić w listopadzie, ale już teraz zaczyna obudowywać sobie górne partie mięśni. "Taka przerwa dobrze mi zrobiła, bo znowu czuję, że bardzo chce mi się trenować, rzucać, rywalizować. Nie mogę się tego doczekać" - podkreśliła. Ale najpierw czeka ją długa droga do kolejnego sezonu. Tym razem będzie przebiegać przez Japonię i USA. Z Dauhy - Marta Pietrewicz