Nikt w tej chwili nie zastanawia się, czy padnie rekord świata. Nikt nie czeka już na taksujące spojrzenia, wymowne miny i słynny gest błyskawicy. Jamajczyka na bieżni już nie ma, więc trudno także o przyciągnięcie na stadion kibiców. Oczywiście rywalizacja na 100 m jest najbardziej elektryzująca, także dlatego że... zawsze była. Wszyscy czekają na to, kto zostanie najszybszym człowiekiem świata, ale "obraz po Bolcie" na razie jest blady. Finał 100 m zaplanowany jest w Dausze na sobotni wieczór. I tak naprawdę tylko ten jeden bieg elektryzuje cały świat. Nawet ci co się na co dzień "królową sportu" nie interesują, chętnie oglądają rywalizację na najkrótszym dystansie. Jednym z tych, który chciałby zastąpić Bolta, ale i wyjść z jego cienia jest Christian Coleman. Amerykanin już ma jednak dość pytań o Jamajczyka. Nie chce na nie odpowiadać i dokonywać porównań. - Jestem Christianem Colemanem i nie mam zamiaru nikogo naśladować - podkreśla na każdym kroku. Potrafi jednak zadbać, by znaleźć się na czołówkach gazet, choć niekoniecznie w pozytywnym kontekście. Po trzykrotnym uniknięciu kontroli antydopingowych groziło mu zawieszenie. Ale Coleman ma dobrych adwokatów - Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) wycofała zarzuty, a 23-latek uniknął kary. Przed mistrzostwami świata byłby to dla niego spory cios. To on się legitymuje najlepszym czasem sezonu - 9,81. Ale czy będzie nowym Boltem? - Nie mam zamiaru nim być. Nie zamierzam nikogo nigdy i w niczym naśladować. Staram się być najlepszą wersją samego siebie - skomentował halowy mistrz świata na 60 m. Na razie Coleman nie tylko musi się zmierzyć z rywalami, ale i z podejrzeniami. Jego unikanie kontroli i zachowanie USADA po raz kolejny rozpętało lawinę domysłów i rozpoczęło falę krytyki. Nie brakuje głosów, że to właśnie w USA, gdzie kilkanaście lat temu wybuchła jedna z największych afer dopingowych w historii, powinno się dbać ze szczególną starannością o przestrzeganie zasad. Coleman wszystkie zarzuty odpiera. Umieścił nawet filmik, w którym atakuje USADA, iż nie zna własnych przepisów. Wielu nie będzie się jednak wgłębiać w czytanie kodeksu, a przeczyta jedynie nagłówki w gazetach, gdzie znowu pojawiają się słowa "doping", "zawieszenie", "dyskwalifikacja". To po raz kolejny rzuca negatywny obraz na sprint, który przez lata próbował oczyścić Bolt. Smaczku dodaje jeszcze fakt, że głównym rywalem Colemana będzie jego rodak, 37-letni Justin Gatlin. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Gatlin nie był łączony właśnie z... dopingiem. Dwukrotnie zawieszony, miał dostać dożywotnią dyskwalifikację, ale zaczął współpracować i ujawnił cały mechanizm działania. Dzięki temu uniknął najgorszej kary. W Dausze będzie bronić tytułu, ale w Londynie przed dwoma laty trybuny przywitany został gwizdami. Bolt, który karierę zakończył dwa lata temu, zapełniał wszystkie stadiony. Jeździli za nim po świecie jego zwariowani fani, media, sponsorzy, menedżerowie. To był nie tylko sportowiec, ale i osobowość. A z tym trzeba się urodzić. Doskonałym przykładem jest Allyson Felix. Amerykańska sprinterka ma 16 medali mistrzostw świata - nikt w historii nie wywalczył ich tylu, ale trudno porównywać ją do Bolta. Skromna, wycofana i unikająca rozgłosu. Na bieżni robi swoje i szybko z niej schodzi. Lekkoatletyce brakuje teraz gwiazdy największego pokroju. Czy wyłoniona zostanie w mistrzostwach świata w Dausze? Impreza zakończy się w niedzielę 6 października i wystąpi w niej 44-osobowa reprezentacji Polski. Z Dauhy - Marta Pietrewicz