Po zakończeniu konkursu Nowicki gratulował świetnego występu Pawłowi Fajdkowi, który został mistrzem świata. Sam był niezadowolony, zajął dopiero czwarte miejsce. Jako lider rankingu IAAF liczył na medal. W nocy okazało się, że Nowicki stanie na podium podczas czwartkowej dekoracji. Protest wniesiony przez wiceprezesa PZLA Tomasza Majewskiego i dyrektora sportowego Krzysztofa Kęckiego został pozytywnie rozpatrzony. Trzeci w konkursie Węgier Bence Halasz w pierwszej próbie nastąpił stopą na koło, czyli spalił rzut. Ponieważ Halasz właśnie wtedy uzyskał wynik (78,18) gwarantujący mu brąz, wypaczyło to rezultaty zawodów. "Jury Odwoławcze spotkało się i po zapoznaniu się z nagraniem doszło do wniosku, że nieprawidłowości w prowadzeniu zawodów były niekorzystne dla polskiego sportowca Wojciecha Nowickiego" - głosi oficjalny komunikat jury, które zdecydowało o przyznaniu dwóch brązowych medali, bo Halasz "nie miał możliwości poprawy rzutu". Brązu dla Węgra nie powinno być Czy można mówić, że Polak otrzymał medal przy "zielonym stoliku"? Zdecydowanie nie. W lekkiej atletyce już od dawna istnieje procedura weryfikacji wideo. Po raz pierwszy została zastosowana w Polsce podczas halowych mistrzostw świata w Sopocie w 2014 roku. Działa więc dłużej niż w piłce nożnej. IAAF stopniowo udoskonalał metodę. Najpierw brał pod uwagę jedynie zapis z oficjalnych transmisji telewizyjnych. Ale rodziło to wiele nieporozumień, ponieważ obraz z różnych kamer można interpretować na różne sposoby, jest wiele transmisji. Ponadto trenerzy nagrywają występy swoich zawodników własnymi kamerami, tabletami i często się zdarzało, że wtedy wychwytywali błędy sędziowskie. podobne do tych, jakie przydarzył się podczas środowego konkursu rzutu młotem. IAAF obecnie uwzględnia więc również materiały przesłane przez krajowe federacje. - Na zawodach często spotykam kolegów z innych federacji (tzn. sędziów - przyp. ok), którzy zajmują się wyłącznie interpretacją wideo i składaniem protestów. Trochę to jest niezgodne z duchem sportu, ale to się często zdarza - opowiada Moterski. W Katarze Polacy złożyli jednak protest po otrzymaniu informacji od swojego informatora na podstawie zapisu transmisji telewizyjnej. - Nie ma żadnych wątpliwości, że próba Węgra była spalona. Nie pokusiłbym się, żeby przyznać dwa brązowe medale. Pierwsza próba zawodnika z Węgier powinna zostać unieważniona. Pojawił się argument, że gdyby wiedział o tym, mógł się poprawić. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że zawodnicy, którzy przystępują do konkursu finałowego, każdą próbę traktują maksymalnie poważnie - twierdzi szef sędziów w PZLA. Kolejna wpadka organizatorów Wygląda więc, że w konkursie rzutu młotem doszło do kolejnej wpadki organizatorów. Błąd popełnili sędziowie. Mieli narzędzia, by wychwycić spaloną próbę, nie zrobili tego. Nawet lekkoatletyczny VAR - podobnie jak piłkarski - jest zależny od człowieka, jego wiedzy i doświadczenia. - Zawsze ważną rolę ocenia doświadczenie oceniającego sędziego. Technologia nigdy nie zastąpi człowieka. Trzeba odpowiednio interpretować próbę zawodnika, szczególnie w tak dynamicznych konkurencjach jak pchnięcie kulą, rzut młotem, gdzie w kole w ciągu ułamków sekundy dzieje się tak wiele. Trzeba mieć wyrobione oko, by podjąć właściwą decyzję - mówi Moterski. Szef polskich sędziów uważa, że problemem jest właśnie niska jakość lokalnych sędziów. Podczas gdy w Polsce sędziowie uczestniczą w kilkunastu, kilkudziesięciu zawodach lekkoatletycznych rocznie (w Polsce w sezonie odbywa się około 300 zawodów), w takich krajach jak Katar - w zaledwie kilku. A to w przeważającej mierze lokalni sędziowie pilnują konkursów na mistrzostwach świata w Dosze. Międzynarodowych sędziów jest niewielu. - Przy rozpatrywaniu aplikacji na przyznanie organizacji mistrzostw świata IAAF nie wziął aspektu sędziowskiego pod uwagę, a - jak widać - to bardzo ważna sprawa - przekonuje Moterski. Olgierd Kwiatkowski