Taką odległość osiągnął w ostatniej kolejce, a tuż przed wejściem do koła zajmował czwarte miejsce. Odszukał na trybunach swoją żonę, podszedł, a ona mu przypomniała, po co do Dauhy przylecieli. Rekord życiowy i miejsce na podium - taki mieli plan. "Wziąłem głęboki oddech. Ale kiedy dotknąłem kulą szyi, wiedziałem, że wszystko będzie dobrze" - przyznał Kovacs. I miał rację. Poprawił rekord życiowy. Nagle z czwartego miejsca znalazł się na pierwszym, wyprzedzając rywali o... jeden centymetr. A wynik 22,91 to trzeci rezultat w historii tej konkurencji i najlepszy od 29 lat. Kovacs już się jednak przekonał, jak brutalny może być sport dla zawodnika, któremu raz potknie się noga. W Stanach Zjednoczonych, gdzie tak naprawdę liczy się wyłącznie złoto, nikt się nie zastanawia. Zasady są proste. Amerykanin od 2015 roku regularnie stawał na podium dużych imprez. W mistrzostwach świata zdobywał kolejno złoto, srebro i teraz złoto. W igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro był drugi. Ale nieudany miał sezon 2018. W mistrzostwach USA był dopiero piąty i to pociągnęło za sobą konsekwencje - odwrócił się od niego sponsor, przestał dostawać jakiekolwiek dofinansowania. Przestał dostawać też zaproszenia na cykl mityngów Diamentowej Ligi. "Na każdym kroku słyszałem, że jest już po mnie. Że idzie młode pokolenie, a ja nie będę nic znaczyć. Kto by w takiej sytuacji nie myślał o zakończeniu kariery?" - przyznał Kovacs po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata w Dausze. Podnieść się z dołka pomogła mu żona. Wcześniej ze sobą nie współpracowali na płaszczyźnie zawodowej, mimo że ona już była trenerką w Ohio. Teraz postanowił zaufać jej w pełni i to ona stała się jego szefem. "Powiedzieliśmy sobie, że celem jest medal na igrzyskach w Tokio. Obiecaliśmy sobie zrobić wszystko w tym kierunku" - powiedział. W tym sezonie wrócił do rywalizacji w Diamentowej Lidze. Zajmował tam kolejno szóste, trzecie, czwarte i piąte miejsce. Ale to mistrzostwa USA były najważniejsze. Od zawsze wyłaniają reprezentację na imprezę mistrzowską. Jeśli ten jeden start nie wyjdzie, możesz być nawet rekordzistą świata, a i tak nie znajdziesz się w kadrze. Kovacsowi się udało - był drugi. Dzięki temu mógł przylecieć do Dauhy. A w Katarze napisał piękną historię... Z Dauhy - Marta Pietrewicz