Wraz z Justyną Święty-Ersetic są pierwszymi Polkami, którym udało się awansować do najlepszej ósemki globu. Baumgart-Witan w swoim półfinale zajęła trzecie miejsce, ale czas 51,02 dał jej awans. Do samego końca obserwowała na stadionie, co zrobią rywalki, a gdy dowiedziała się, że się udało, nie posiadała się z radości. - Łydki bolą mnie bardzo, ale na szczęście w środę mam wakacje. Chwilowe. Jednodniowe, ale dużo pomogą. Cieszę się, że jestem ósmą zawodniczką na świecie i każde miejsce wyżej będzie teraz sukcesem - oceniła. Jak przyznała, w półfinale zrobiła co mogła. Poprawiła rekord życiowy i... "teoretycznie powinnam podejść teraz do finału na luzie i cieszyć się tym, co jest. Ale pewnie będę musiała założyć kolejnego pampersa...". Baumgart-Witan miała nadzieję, że udało jej się złamać granicę 51 sekund, ale zabrakło trzech setnych. - Było mi trochę przykro, bo tak niewiele zabrakło, ale poprawiłam rekord życiowy 51,02, więc jest mega. Myślę, że mogę złamać 51 sekund w finale, choć nie wiem, jak to będzie w turniejowej rywalizacji. Jeszcze nigdy nie startowałam w czterech biegów w tak krótkim czasie - powiedziała. Mistrzyni Polski nie ukrywa, że chciałaby wyprzedzić w finale Święty-Ersetic. - Pomimo że życzę jej jak najlepiej. Na bieżni, gdy stajemy w blokach startowych, jesteśmy rywalkami i każda chce być piętro wyżej - przyznała. Podobnie jak Święty-Ersetic wie, że na medal nie ma praktycznie szans. - Patrzę na to realistycznie i oczywiście staję po to, żeby walczyć, ale wiem na co jestem przygotowana i jakie mam rywalki. Teoretycznie nie liczę nie medal, liczę bardziej na to, że z Justyną będę mogła zawalczyć w zdrowej rywalizacji. Ale fajnie będzie potem połączyć siły w sztafecie i może tam pokażemy innym, że to my jesteśmy potęgą - zaznaczyła. To właśnie w biegu rozstawnym Polki liczą na medal. Z takim założeniem przyjechały do Dauhy. - Małymi krokami patrzymy najpierw na siebie, dopiero potem sztafeta i to jest już bolączka trenera, kogo będzie musiał wystawić w eliminacjach, bo podejrzewam, że z Justyną będziemy musiały odpocząć. Dziś patrzę tylko na swoje nogi, na swoją dyspozycję i na to, żeby pobiec jak najszybciej - dodała. A teraz? - Będziemy leżeć do góry nogami, masować się, lodem okładać i odpoczywać. Nie będziemy raczej nigdzie dreptać, żeby nogi miały jak najwięcej odpoczynku - powiedziała. Finał 400 m zaplanowany jest w Dausze na czwartek. Impreza potrwa do niedzieli. Polska ma na razie w dorobku dwa medale - srebro w rzucie młotem wywalczyła Joanna Fiodorow, a brąz w skoku o tyczce Piotr Lisek. Z Dohy - Marta Pietrewicz