Rozmys ścinał z trzeciego toru na pierwszy, bo chciał wyjść na prowadzenie około 200 metrów przed metą. Zablokował przy tym Kszczota, który nie chciał odpuścić i doszło do twardej walki. Kszczot oberwał od rywala łokciem i co gorsza, nadział się kolanem na kolce rywala. Nie został dłużny i odepchnął Rozmysa. Na szczęście żaden z nich nie upadł. Spięcie mogło skończyć się groźną kontuzją i to tuż przed finiszem przygotowań do mistrzostw świata. Dlatego trudno się dziwić, że po biegu atmosfera była napięta. Kszczot miał pretensje do Rozmysa, o czym najlepiej świadczy fakt, że kończąc rozmowę z nim, popukał się w czoło. Teraz przyszła pora na refleksję. Oto oświadczenie Adama Kszczota: "Chciałbym w spokoju wykonać ostatnie szlify na obozie w Turcji przed Mistrzostwami Świata, więc pozwólcie, że w związku z niedawną burzą medialną po starcie w Chorzowie, wydam poniższe oświadczenie. Według znanych zasad lekkoatletycznych, w biegach powyżej 400 metrów dopuszczalne jest wyprzedzanie oraz potocznie zwane "walczenie o pozycję", jednakże odbywa się to pod pewnymi warunkami. Żeby było to jasne i klarowne, porównam to do autostrady. Jadąc po autostradzie, zostawiamy miejsce dla szybszego pasa ruchu, tak żeby nie utrudniać ruchu tym, którzy chcą nas wyprzedzić. Zostajemy wyprzedzeni, jeśli auto znajduje się całą długością przed naszym przednim zderzakiem. Jeśli pojazd zmienia pas ruchu na nasz, po tym jak jego fotel pasażera znalazł się przed naszym - jest to niedopuszczalne. Podstawowe pytania do sytuacji z biegu: kto kogo wyprzedzał? Czy manewr był zakończony? Podobnie jest w bieganiu, zawodnik wyprzedający, nie może przy zmianie linii przeszkodzić lub wytrącić z rytmu zawodnika na nim się znajdującemu. Jeśli zawodnik wyprzedzający nie jest w stanie zmienić pasa, nie przeszkadzając zawodnikowi na nim się znajdującemu, to mamy od czynienia z podstawą do dyskwalifikacji. W Chorzowie, biegnąc po pierwszym torze, pozostawiłem miejsce do wyprzedzania po mojej prawej stronie. Michał, wyprzedzając, nie uzyskał takiej przewagi, w której wyprzedzanie można uznać za zakończone. Mówiąc dokładnie, dopuścił się faulu zmieniając tor, na którym się znajdowałem. Spychając mnie do bandy, mogliśmy się obaj porządnie wywrócić. Ostatecznie musiałem się ratować przed wdepnięciem na krawężnik - co przy tej prędkości groziło poważnym skręceniem kostki lub wywrotką, co byłyby jednoznaczne z wykluczeniem ze startu w Mistrzostwach Świata w Doha. Mówiąc krótko - ratowałem swoje nogi odepchnięciem się od Michała. Nie miałem wyboru. Biegam już 13 lat i taka stresująca sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy. Dwa lata temu zostałem zdyskwalifikowany w DME, ponieważ wyprzedałem zawodnika po wewnętrznej, który znajdował się całą długością kroku biegowego przede mną. Podkreślę jeszcze raz, wtedy to ja byłem wyprzedającym i zostałem zdyskwalifikowany za wybicie z rytmu przeciwnika. Sytuacja analogiczna. Wyprzedzający nie może wybić z rytmu i tym samym utrudnić kontynuacji biegu przeciwnikowi. Tuż po biegu wiedziałem, że z kolanem jest źle i wiele się nie pomyliłem... Przy ratowaniu się przed upadkiem uderzyłem rzepką, na pełnej prędkości, w kolce Michała. Efekty: Pierwszej nocy nie przespałem z powodu bólu. Kolejny dzień był bez treningu. Drugiego dnia byłem w stanie truchtać z dużym bólem. Obrzęk utrzymuje mi się do teraz, ale mogę trenować, nie poddaję się. Żyję tylko jedną myślą, że muszę być w 100% gotowy na Mistrzostwa Świata. Po starcie chciałem jak najszybciej oczyścić ranę i ocenić jak głęboka jest. Adrenalina maskuje ból i nie byłem w stanie ocenić strat. Pomoc medyczna czeka zwykle na stadionie rozgrzewkowym, a musiałem przejść przez mix zone i porozmawiać z dziennikarzami. Nie ukrywam, że byłem cały w nerwach, bo przed momentem cudem uniknąłem poważnej kontuzji. W takim nastroju zatrzymałem się przy dziennikarzach, zdecydowanie nie chciałem mówić o stanie mojej nogi, ale nie udało mi się zapanować nad sobą i powiedziałem zdecydowanie za dużo, nie przebierając w słowach. Za tą sytuację i niepotrzebne słowa chciałbym przeprosić wszystkich dziennikarzy w mix-zone. Jednocześnie dziękuję wszystkim kibicom za wiele pozytywnych i miłych słów, które kierowaliście do mnie w ostatnich dniach. Wierzcie mi, ten sezon jest dla mnie bardzo trudny. Problemy ze zdrowiem oraz inne sprawy, z którymi się zmagam na co dzień - nie jest to łatwe, ale staram się walczyć z przeciwnościami losu. Nie jest to łatwe, dlatego zdarzają się błędy, tak jak ten w Chorzowie. Coż... profesor też człowiek, może się czasem pomylić".