Rola dyrygenta drużyny narodowej szybko stała się wyzwaniem trudniejszym, niż mógł przypuszczać. Ma za sobą wszystkie etapy społecznej dezaprobaty - niezadowolenie, niechęć, wyczekiwanie na egzekucję. Od wielu miesięcy niemal codziennie ktoś żąda jego głowy. Awans do finałów Euro 2020 okazał się dla niego zbroją - jak na razie nie do przebicia. Ale co się stanie wiosną i latem, kiedy będzie musiał ją odłożyć na bok? Łukasz Żurek, Interia: Jak się panu podobała okładka wtorkowego wydania "Przeglądu Sportowego"? Ładnie skonstruowana, z pomysłem... Jerzy BRZĘCZEK, selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski: - Z nawiązaniem do Kazimierza Górskiego? Mogę tylko powiedzieć, że dla każdego polskiego trenera to postać wybitna, która wprowadziła nas na światowe salony. Nie mam zamiaru porównywać się do pana Kazimierza. I nie będę się ścigał. Wylosowanie Anglii w eliminacjach mistrzostw świata na pewno tego nie zmieni. Po publikacji "W grze" ta kwestia nie jest taka oczywista. Został pan porównany do legendy i przez jakiś czas nie będzie dało się od tego uciec... - Takie porównanie rzeczywiście się pojawiło, ale nie w odniesieniu do moich dotychczasowych osiągnięć i sukcesów, lecz w kontekście mojej ewentualnej przyszłości trenerskiej. Zresztą mówiłem Małgosi Domagalik - współautorce książki - co może się wydarzyć, kiedy to zostanie napisane. I nie myliłem się. "Brzęczek myśli, że jest Górskim" - taki jest odbiór. W książce zaznaczam wyraźnie swój dystans do tej kwestii, ale mało kto zwrócił na to uwagę. Poczuł się pan zmotywowany apelem wystosowanym na pierwszej stronie "PS"? - To byłoby bezpodstawne. Żadna okładka nie będzie miała wpływu na moją motywację. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek trener czerpał dodatkową energię z takich publikacji. Najwyższa motywacja jest we mnie od pierwszego dnia pracy z drużyną narodową. I zostanie do ostatniego dnia. Nie potrzebuję do tego okładek. Chcemy zagrać dobre eliminacje. Celem jest oczywiście awans na mistrzostwa świata. Dla kibiców, którzy nie są zadowoleni z gry reprezentacji, wymowa okładkowej kompozycji jest klarowna. Te eliminacje mają pana ostatecznie "zdemaskować" - raz na zawsze. Są nowe czasy, ale nie ma i nigdy nie było nowego Górskiego... - Nie traktuję tego w ten sposób. Kibice i media mają prawo do swojej oceny. Ale nikt nie musi mnie - jak pan to nazwał - demaskować. Wykonuję powierzoną mi pracę i realizuję postawione przede mną zadania. Ważne są dla mnie fakty - awansowaliśmy na mistrzostwa Europy, utrzymaliśmy się w najwyższej dywizji Ligi Narodów, a jednocześnie wprowadzamy do zespołu dużą liczbę młodych zawodników. Dokonuje się zmiana pokoleniowa. Jesteśmy na etapie największej przebudowy kadry ostatnich 10 lat. Nie myślimy tylko o najbliższym turnieju, ale już teraz - również o kolejnych. Poniedziałkowe losowanie eliminacji MŚ było w zasadzie tylko kalendarzową formalnością. Można odnieść wrażenie, że i bez tego od wielu miesięcy gra pan w "grupie śmierci". Na stadionie czy poza nim - momentami sam przeciw wszystkim... - Jako selekcjoner zawsze będziesz pod presją. To jest nieuniknione i do tego musisz się przyzwyczaić. Ja nie mam z tym absolutnie problemu. Krytyka to jeden z ważniejszych aspektów działalności mediów. Chodzi tylko o to, żeby miała charakter konstruktywny i nie uciekała od obiektywizmu. Czy wszyscy o tym pamiętają, oceniając moją pracę? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Jedno jest pewne - z hejtem nie jest mi po drodze. Mówimy chyba o czymś trudnym do uchwycenia. W jaki sposób mierzy pan poziom obiektywizmu w zarzucie o braku stylu i wypracowanego pomysłu na grę reprezentacji? - Każdy by chciał, żeby mecze kadry wyglądały pięknie. Rozumiem to. Ale wielokrotnie nie zgadzałem się z opiniami, że nie mamy stylu. Z 24 meczów, w których miałem zaszczyt prowadzić zespół jako selekcjoner, zagraliśmy tylko cztery towarzyskie. Pozostałe były o stawkę. Żaden mój poprzednik nie mierzył się z takimi proporcjami. Nikt też tak często nie rywalizował z czołówką europejską i światową. Jeśli grasz o punkty, musisz unikać błędów i pomyłek, czasem kosztem piękna gry. Cudowna piłka, ale przegrane mecze i brak awansu - czy bylibyśmy z tego zadowoleni? Nie sądzę. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl. Kliknij!