W 30. minucie po nieskutecznym dośrodkowaniu Jakub Wójcicki próbował wybić piłkę z własnego pola karnego. Robiąc już zamach, został wyprzedzony przez swojego rywala Adama Radwańskiego, który trącił futbolówkę, a następnie został trafiony przez zawodnika Zagłębia i upadł na murawę. Sędzia Jarosław Przybył nie dopatrzył się przewinienia i nakazał kontynuować grę. W najbliższej przerwie arbiter wstrzymał wykonanie rzutu wolnego, aby sędziowie VAR mogli sprawdzić tę sytuację. Po nieco ponad minucie analizy, VAR-owcy nie stwierdzili oczywistego błędu Jarosława Przybyła i odstąpili od interwencji, a gra była kontynuowana. Decyzja ta nie spodobała się podopiecznym Mariusza Lewandowskiego, jednak nie mogli oni już nic zrobić. Oglądając powtórki z tego zajścia, wydaje się, że rzut karny jest ewidentny. Spóźniony Jakub Wójcicki kopie rywala i jest to najzwyklejsze przewinienie, które należy odgwizdać. Oczywiście sędzia z boiska miał prawo tego nie widzieć, ale dlaczego zatem VAR nie interweniował? Niestety w prezentowanych powtórkach trudno jest znaleźć kadr, który potwierdzi, czy kontakt pomiędzy Wójcickim i Radwańskim zaistniał. Nie ma dostępnego ujęcia zza bramki, które wiele by wyjaśniło, więc być może dlatego Zbigniew Dobrynin i Konrad Sapela, którzy zasiadają w wozie VAR, odstąpili od interwencji. Faktem jest to, że Adam Radwański padł na murawę, jak rażony prądem, ale wiadomo - zawodnicy często wyolbrzymiają skutki przewinień i nie można tym się sugerować. Do myślenia daje nieco zachowanie obrońcy, który przeprasza swojego rywala, a zatem możemy domniemywać, że kontakt faktycznie zaistniał. Z dostępnych powtórek możemy wnioskować, że zawodnik Termaliki został trafiony w udo. Niestety nie mamy stuprocentowej pewności, czy doszło do kopnięcia i trafienia rywala, a zatem prawdopodobnie nie został ostatecznie podyktowany rzut karny.