Wspomniana sytuacja miała miejsce w 86. minucie. W pole karne z piłką wbiegł Bartłomiej Pawłowski, który wzdłuż bramki dograł futbolówkę do Fabiana Piaseckiego. Pomocnik Śląska Wrocław natychmiastowo oddał strzał z pierwszej piłki i zdobył bramkę na 1-0. Sędziowie uznali gola i oczekiwali na potwierdzenie tej decyzji przez arbitrów z wozu VAR. Jarosław Przybył i Radosław Siejka, którzy zasiadali przed monitorami VAR przez prawie trzy minuty sprawdzali tę sytuację i wyrysowywali linię spalonego. Ostatecznie uznano, że Fabian Piasecki był na pozycji spalonej i bramka została anulowana. Po chwili realizator zaprezentował stopklatkę z wyrysowaną linią, która miała udowodnić że boiskowi sędziowie popełnili błąd. Niestety zaprezentowana stopklatka budzi spore kontrowersje. Wydaje się na niej, że źle została zaznaczona część ciała przedostatniego zawodnika Górnika Łęczna - Pawła Wojciechowskiego. Sędziowie wyrysowali linię spalonego uznając, że stopa zawodnika gości jest najbardziej wysuniętą częścią ciała. Oglądając stopklatkę widać, że linia przecina kolano i prawdopodobnie to właśnie od kolana powinno wyrysować się linię spalonego, gdyż znajdowało się bliżej linii bramkowej boiska. Z pewnością sytuacja ta budzi kontrowersje, jednak nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, że sędziowie popełnili błąd, a Śląsk Wrocław został oszukany. Linię spalonego można wyrysować dzięki technologii, która powinna być niezawodna, jednak pamiętajmy, że to arbitrzy na VAR-ze wybierają odpowiednią stopklatkę, a później miejsce ciała, które najbardziej jest wychylone. Warto dodać, że spotkanie to sędziował Tomasz Musiał z Krakowa, który po ponad rocznej przerwie wrócił do prowadzenia spotkań PKO Ekstraklasy. O jego problemach zdrowotnych i drodze do powrotu na najwyższy szczebel rozgrywkowy pisaliśmy nieraz na portalu Interia.pl Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź!