Sędzia Janny Sikazwe, a raczej jego postawa była wręcz śmieszna i skandaliczna. Pomijając decyzje boiskowe, arbiter najpierw zakończył mecz w 85. minucie, a po zorientowaniu się wznowił grę i... i tak zakończył przedwcześnie spotkanie, co wzbudziło nerwy u Tunezyjczyków. Na wstępie warto zaznaczyć, że Sikazwe to nie żaden "ogórek", a poważny sędzia, który był jednym z kandydatów do gwizdania na mundialu w Katarze, o czym świadczy niedawny turniej na którym wystąpił Puchar Narodów Arabskich. Dodatkowo arbiter z Zambii prowadził mecze na mistrzostwach świata w 2018 roku, a dwa lata wcześniej na Klubowych Mistrzostwach Świata, gdzie był sędzią finałowego starcia. Dodatkowo w swoim dorobku ma 35 spotkań Afrykańskiej Ligi Mistrzów i 11 meczów Pucharu Narodów Afryki. Rozkojarzenie, błąd, celowe działanie? W 85. minucie doszło do kuriozalnej sytuacji. Arbiter po prostu chwycił gwizdek w usta i ku zaskoczeniu wszystkich zakończył mecz. Natychmiastowo zareagowali Tunezyjczycy, którzy gonili wynik. Na szczęście sędzia w porę oprzytomniał i nakazał wznowienie gry. Moim zdaniem jest to skandaliczne zachowanie sędziego Janny Sikazwe. Rozumiem, że można omyłkowo przedwcześnie gwizdnąć, ale jak można w takim meczu, gdy wynik jest 1-0? Każdy zespół sędziowski w końcówce spotkania dyskutuje, ile minut powinno się doliczyć. Na murawie było 4 arbitrów, a do tego 2 na VAR i nikt nie poruszył tematu doliczonego czasu? Ewidentnie coś było nie tak z arbitrem. Może po prostu mu się nie chciało? Czerwona kartka z "kapelusza" Końcówka spotkania zdecydowanie nie należała do sędziego. Niespełna dwie minuty po przedwczesnym zakończeniu meczu, arbiter ponownie "popłynął", wyjmując czerwoną kartkę z tak zwanego "kapelusza". El Bilal Toure został wykluczony, gdyż zdaniem sędziego popełnił poważny, rażący faul, który zagrażał bezpieczeństwu rywala. Niestety jest to nonsens, który na całe szczęście zauważyli sędziowie VAR, przywołując do monitora swojego kolegę. Powtórki ukazują jasno, że Dylan Bronn i El Bilal Toure w dwójkę chcieli zagrać piłkę. Szybszy okazał się Tunezyjczyk, który następnie został zahaczony przez rywala w okolice kostki. Absolutnie nie było tutaj celowości, a dodatkowo nie był to "soczysty" faul, a jedynie zahaczenie/przejechanie po nodze rywala, co zazwyczaj kończy się maksymalnie żółtą kartką. Wydawało się zatem, że Janny Sikazwe zaraz zmieni swoją decyzję i odwoła czerwoną kartkę. Tak się jednak nie stało. Szybko obejrzał powtórki na monitorze VAR i wrócił na boisko, podtrzymując wykluczenie Toure. Sędzia był w swoim świecie Jakby mało było sędziowskiego spektaklu i skandalu, Sikazwe chwile po wznowieniu gry postanowił zakończyć spotkanie. Co ważne zegar pokazywał dokładnie 89:42, a zatem mecz został zakończony przedwcześnie, co jest poważnym błędem arbitra. Z racji tego, że wynik był na styku, to arbiter był zobligowany do doliczenia czasu gry. W drugiej połowie spotkania mieliśmy minutową przerwę na schłodzenie organizmu, dwa rzuty karne, dwie analizy VAR, czerwoną kartkę i 5 przerw na zmiany. W związku z tym sędziowie powinni doliczyć przynajmniej 4-5 minut. Przedwczesne skończenie meczu nie spodobało się Tunezyjczykom, którzy oburzeni wbiegli na murawę. Co ciekawe przy linii bocznej stał sędzia techniczny z tablicą świetlną, który być może chciał pokazać, ile czasu zostało doliczone, ale kto to wie. Zawodnicy i sztab szkoleniowy Tunezji otoczyli arbitra, lecz ten pozostał niewzruszony i musiał opuszczać boisko w asyście ochroniarzy. Podsumowując występ arbitra, niestety nie można zaliczyć go do udanego. Oprócz fatalnej końcówki, przez całe spotkanie sędzia nie do końca czuł grę i czasami jego decyzje były mocno zastanawiające. Dodatkowo Janny Sikazwe podyktował dwa rzuty karne, choć moim zdaniem powinien trzykrotnie wskazać na "wapno". Poniżej znajduje się analiza tych trzech zdarzeń. W 47. minucie sędzia podyktował rzut karny dla reprezentacji Mali za zagranie piłki ręką przez Ellyesa Skhiriego. Tunezyjczyk obracając się od strzału oddanego przez Kiki Kouyate, zostawił wystawioną rękę, w którą wpadła futbolówka. Z punktu widzenia przepisów gry jest to dość prosta do oceny sytuacja, która musi zakończyć się odgwizdaniem przewinienia, gdyż ręka w nienaturalny sposób powiększyła obrys ciała. Do wykonania "jedenastki" podszedł Ibrahima Kone, który wyprowadził Mali na prowadzenie 1-0. W 66. minucie doszło do sporej kontrowersji, po której Tunezyjczycy domagali się rzutu karnego. Do górnej piłki próbowali wyskoczyć Ibrahima Kone i Aissa Laidouni. W momencie, w którym mieli zawodnicy poszybować w górę, doszło między nimi do kontakt, w efekcie którego obaj upadli na murawę. Sędzia zdecydował się na odgwizdanie faulu na broniącym zawodniku i futbolówkę przyznał reprezentacji Mali. Oglądając powtórki widzimy, że bardziej przepisy gry przekroczył zawodnik Mali, a nie Tunezyjczyk. Kone nie dość, że depcze swojego rywala, co widać na powtórkach to dodatkowo odpycha go całą ręką z dość dużą siłą. Moim zdaniem Kone faulował i sędzia powinien podyktować rzut karny dla Tunezji. Niestety arbitrowi z Zambii nie pomogli koledzy, którzy obsługiwali system VAR. Interwencja VAR i rzut karny W 74. minucie piłka trafiła w rękę Moussa Djenepo, a Tunezyjczycy po raz kolejny domagali się "jedenastki". Ku zaskoczeniu większości osób arbiter Sikazwe odgwizdał przewinienie, a jego ręką powędrowała nie na punkt karny, a linię środkową, co oznacza że futbolówkę przyznał... broniącym. Po niespełna minucie zareagowali sędziowie VAR, którzy wezwali do monitora arbitra głównego. Sikazwe po przeanalizowaniu tej sytuacji nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny dla Tunezji. Finalna decyzja jest prawidłowa, gdyż ręka Malijczyka znacznie odstawała od obrysu ciała, co jest uważane za nienaturalne ułożenie. Do rzutu karnego podszedł Wahbi Khazri, lecz jego strzał obronił bramkarz. Niestety, ale występ sędziego Janny Sikazwe należy uznać, jako tragiczny. Takie błędy i takie podejście nie powinno mieć miejsca na takim poziomie. Jest to arbiter międzynarodowy, dla którego w normalnych okolicznościach zakończyłaby się przygoda z turniejem. Czy tym razem też tak będzie? O tym przekonamy się pewnie już niedługo.