Do kontrowersyjnej sytuacji doszło w 24. minucie, gdy po bardzo ładnym podaniu, sam na sam z bramkarzem wyszedł Timo Werner i zdobył bramkę na 0-1. Sędzia Martin Atkinson uznał bramkę, jednak w tym momencie rozpoczęła się analiza VAR. Po dość sprawnym sprawdzeniu sytuacji i wyrysowaniu linii spalonego, uznano, że zawodnik Chelsea był na pozycji spalonej, a bramka została odwołana i grę wznowiono z rzutu wolnego pośredniego. Patrząc na stopklatkę z wyrysowaną linią spalonego, bardzo wątpię, co do słuszności tej decyzji. Linia napastnika wyznaczona jest od jego ręki, a powinna być wyznaczona od pachy, bo przecież ręką nie można strzelić gola. Niestety jest to nie pierwszy taki przypadek w Premier League, gdzie o spalonym nie decyduje już nawet centymetr, a piksel. To wyrysowanie linii spalonego, moim zdaniem jest kuriozalne i jak już wspomniałem bardzo wątpliwe. W 48. minucie ponownie nie popisali się sędziowie. Tym razem popełnili oni bardzo poważny błąd nie dyktując rzutu karnego dla Liverpoolu. Roberto Firmino chciał dośrodkować piłkę w pole karne. Futbolówka jednak została zablokowana przez rękę N’Golo Kante. Arbiter nie zdecydował się na podyktowanie karnego i naprawdę nie mam pojęcia dlaczego. Ręka zawodnika Chelsea była przede wszystkim powyżej barku i co więcej znajdowała się w całkowicie nienaturalnej pozycji. Nawet minimalna odległość nie usprawiedliwia pomocnika The Blues. To po prostu musiał być rzut karny dla Liverpoolu. Łukasz Rogowski