Analizę pracy sędziów należy zacząć od sytuacji z trzeciej minuty meczu, gdzie wiele osób domagało się czerwonej kartki dla Jespera Karlstroma za ostre wejście w zawodnika Górnika. Sędzia Tomasz Kwiatkowski zdecydował się tylko na pokazanie żółtego kartonika i wydaje się, że decyzja ta była prawidłowa, gdyż dynamika nie była duża. Gdy przyjrzymy się dokładnie powtórkom, to widzimy, że zawodnik Lecha trafił swojego rywala w kostkę, a w dodatku uczynił to wyprostowaną nogą, uniesioną w powietrzu. Takie wejście może zagrażać kontuzją i moim zdaniem powinna to być kartka czerwona. Z punktu widzenia sędziów, decyzja ta nie jest jednoznaczna, gdyż kartka żółta może tutaj się wybronić. Przejdźmy zatem do dwóch karnych i sytuacji z 24. minuty meczu. Tymoteusz Puchacz (Lech) wbiegł w pole karne, a następnie będąc w bliskiej odległości z obrońcą Górnika, położył się na murawie. Tomasz Kwiatkowski odgwizdał przewinienie i wskazał ręką na ‘wapno’. Do akcji wkroczyli sędziowie VAR, których rolę pełnili Szymon Marciniak i Paweł Sokolnicki i zarekomendowali arbitrowi głównemu obejrzenie sytuacji. Powtórki nie dają cienia wątpliwości, że dosłownie minimalny kontakt pomiędzy graczami, nie mógł być uznany za przewinienie, gdyż nie mógł on spowodować upadku Lechity. W związku z tym Tomasz Kwiatkowski musiał zmienić swoją decyzję i anulował karnego dla Lecha. W 31. minucie po raz kolejny Tomasz Kwiatkowski odgwizdał rzut karny dla Lecha. Radość drużyny "Kolejorza" nie trwała jednak zbyt długo, gdyż ponownie do akcji wkroczyli sędziowie VAR. Na dostępnych powtórkach i zbliżeniach widzimy, że Michał Skóraś, na którym został podyktowany karny, nie był faulowany. To właśnie atakujący drużyny z Poznania kopnął swojego rywala. Sytuacja ta może budzić kontrowersje, jednak należy pamiętać, że oceniamy skutek, a nie zamiar gracza. Skutkiem jest fakt, że to Skóraś kopnął zawodnika Górnika, a nie na odwrót. Po obejrzeniu tych powtórek, Tomasz Kwiatkowski anulował swoją pierwotną decyzję i odwołał rzut karny. Sytuacja z 35. minuty spotkania była również całkiem kontrowersyjna. Piłka została dośrodkowana w pole karne, gdzie główkował Jesus Jimenez. Futbolówka nie znalazła jednak drogi do bramki, gdyż trafiła w wyprostowaną i uniesioną w górę rękę Thomasa Rogne. Obrońca Lecha chciał w ten sposób zasygnalizować sędziom, że był spalony i na jego nieszczęście, piłka trafiła go w rękę. Tomasz Kwiatkowski nie odgwizdał ręki, lecz wskazał na rzut rożny. Sytuację zaczęli analizować arbitrzy VAR, którzy sprawdzali potencjalny rzut karny. Po uznaniu, że była ręka, skupiono się na wyrysowaniu linii spalonego. W efekcie decyzja nie została zmieniona na karny, lecz na spalonego, gdyż napastnik Górnika faktycznie był bliżej linii bramkowej, niż przedostatni zawodnik drużyny broniącej. Warto pamiętać, że w tego typu sytuacjach oceniamy kolejność zdarzeń, a zatem najpierw zaistniał spalony, a dopiero później ręka. Takie mecze, jak Górnik - Lech, potwierdzają tylko, że VAR jest niezbędny i bardzo pomocny. Gdyby nie ten system, to mielibyśmy aż trzy nieprawidłowe rzuty karne. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!