Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jakie pozostały ślady po Kazimierzu Górskim lwowiaku? Jan Jaremko, dziennikarz "Kuriera Galicyjskiego" ze Lwowa: Liczna rodzina pana Kazimierza mieszkała w dzielnicy Bogdanówka, na ulicy Gródeckiej na parterze dwupiętrowego domu. Na tym miejscu stoi dziś Dom Towarowy. Nie ma więc nawet pozostałości po tym mieszkaniu. Chodził do szkoły powszechnej na ulicy Sienkiewicza. To nie było daleko od domu rodzinnego, 15 minut drogi. Ten budynek szkolny się zachował. Później Kazimierz trafił do IX Gimnazjum im. Jana Kochanowskiego na ulicy Chocimskiej. Nie skończył tej szkoły, poszedł do technikum. Sam powtarzał, że chciał mieć fach w ręku. Nauczył się ślusarstwa, co mu się potem bardzo przydało, gdy służył w wojsku - w artylerii. Co ciekawe, w gimnazjum spotkał się ze Zbigniewem Kurtyczem, byłym juniorem Pogoni Lwów, później piosenkarzem. To on śpiewał słynną piosenkę "Cicha woda brzegi rwie...". Po latach Górski z Kurtyczem mieszkali w Warszawie. Często się spotykali. A piłkarskie ślady po Kazimierzu Górskim? - Grał w Robotniczym Klubie Sportowym Lwów, czyli RKS-ie Lwów. To był klub ligi okręgowej, w której występowały m.in. Ukraina Lwów, rezerwy Pogoni Lwów, San Przemyśl. Stadion RKS-u, dziś Silmasz, nadal istnieje, położony niedaleko Dworca Głównego. Jest zaniedbany, w ruinie. Oprowadzałem tam niedawno ekipę polskiej telewizji, chodziliśmy w wysokiej trawie po tej stronie boiska po której biegał pan Kazimierz. Pojawił się niedawno pomysł, by odnowić ten stadion, wykupić go i by grała tu reaktywowana w 2009 roku Pogoń Lwów, czterokrotny mistrz Polski, ale teren jest prywatny i bardzo drogi. Trudna sprawa. Nie da się tego zrobić. Jakim piłkarzem był pan Kazimierz? - Grał na prawym skrzydle. Był niski, wątły, ale szybko biegał. Miał też niezły drybling. Ze względu na warunki fizyczne nazwali go "Sarenką". Przed wojną grał w RKS-ie, ale marzył, by grać w Pogoni Lwów. To był najlepszy klub w mieście, jeden z najlepszych w Polsce. Górski oglądał mecze z drzew wokół trybun stadionu, z tzw. zielonej trybuny. Gdy wybuchła wojna Kazimierz miał 18 lat. Kariera była przed nim. Mógł jeszcze zagrać w Pogoni, gdyby istniała. On marzył o tym, żeby być piłkarzem Pogoni. W czasie wojny nie było piłki we Lwowie? - Gdy weszli Sowieci powstał Spartak Lwów, tam trafił Górski. Potem była jeszcze Garbarnia. W czasie wojny Wacław Kuchar zebrał drużynę, która jako reprezentacja Lwowa wystąpiła w meczu przeciw niemieckiej drużynie KONA. Zagrał w niej Górski. Kiedy do Lwowa znowu weszli Sowieci powstało Dynamo Lwów i tam przez kilka miesięcy grał Kazimierz Górski. Dynamo, czyli klub milicyjny? - To była drużyna NKWD, ale rozmawiałem z jej byłymi graczami. Oni nie ubierali mundurów, nie służyli w milicji. Może czasami pilnowali jakiejś placówki, porządkowali teren z gruzów, ale głównie grali w piłkę nożną. Wstąpienie do Dynama było bardzo praktycznym rozwiązaniem. Dzięki temu jego piłkarze, w tym pan Kazimierz, uniknęli powołania do sowieckiego wojska. Poza tym dostawali jedzenie. Czasy były ciężkie, było bardzo biednie. Kazimierz Górski opuścił Lwów na zawsze. Jak do tego doszło? - Tata Kazimierza powiedział, że trzeba wyjechać. Nie chciał zostać w Związku Sowieckim. Mama płakała, bała się jak to będzie. Kazimierz myślał o służbie w Wojsku Polskim. W końcu się do niego zaciągnął, pomógł mu w tym generał Strzelecki i tak trafił do Polski, do Warszawy, a tam do Legii. Grał w piłkę, ale szybko doznał kontuzji i nie mógł zaprezentować swojego normalnego poziomu. Czy miał pan okazje spotykać się z panem Kazimierzem? - Wielokrotnie. W Polsce - pierwszy raz w 1994 roku. Kazimierz był wtedy prezesem PZPN-u. Wyjeżdżał właśnie na mistrzostwa świata w USA, ale poświęcił mi sporo czasu. Napiliśmy się lampki wina, porozmawialiśmy, powspominaliśmy. Głównie mówiliśmy o dawnych jego kolegach - Lolo Mikloszu, Jurku Zubaczu. Oni razem grali w Spartaku. Kiedy przyjeżdżał do Lwowa spotykał się z nimi i chodził odwiedzać krainę swojego dzieciństwa i młodości. Kazimierz Górski nigdy nie odciął się od swoich lwowskich korzeni. Był lwowiakiem. Nucił pod nosem lwowskie piosenki, mówił z tym charakterystycznym akcentem. Kochał to miasto. A czy miasto Lwów i lwowiacy pamiętają o nim? - Na ścianie gimnazjum jest tablica pamiątkowa. Kilka lat temu bardzo uroczyście ją zawiesiliśmy. Przyjechał syn pana Kazimierza, Dariusz, była jego córka. Tablica wisi oczywiście do dziś, napis jest w dwóch językach. Po polskiej piłce nożnej we Lwowie zostało niewiele pamiątek. Pogoń reaktywowała się dopiero niedawno. Dzisiejsza młodzież nie pamięta o takich gwiazdach przedwojennej lwowskiej piłki jak Wacław Kuchar, Michał Matyas, ale Górskiego, który przed wojną był nieznanym nikomu piłkarzem, dziś we Lwowie znają wszyscy i wszyscy ciepło go wspominają. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski