Włodzimierza Lubańskiego chciał u siebie Real Madryt, Kazimierza Deynę też AC Milan i Inter, a Mirosława Okońskiego - Paris Saint-Germain. Polski kibic zorientowany w przeszłości dobrze zna opowieści o tym, jak władza ludowa blokowała piłkarzom wyjazdy do najlepszych klubów Europy. Trener Kazimierz Górski o swoje nigdy nie upominał się zbyt głośno, może więc dlatego historia jego niedoszłej kariery na Zachodzie nie tkwi w powszechnej świadomości. Tego zablokowanego wyjazdu do RFN szkoda tym bardziej, że marka "polski szkoleniowiec" robiła wrażenie co najwyżej w mniej znaczących piłkarsko krajach, on sam wyrobił ją zresztą potem w Grecji, w Panathinaikosie i Olympiakosie. Gdyby FIFA lub prestiżowe medium przyznawało w 1974 roku tytuł "trenera roku na świecie", Kazimierz Górski miałby na niego wielką szansę. To właśnie po mistrzostwach świata w Niemczech polski selekcjoner dostał kilka ciekawych propozycji pracy z zagranicy. Nie były to jednak ani pierwsze, ani ostatnie ciekawe oferty. Kazimierz Górski jako niedoszły selekcjoner reprezentacji Izraela. Mógł pojechać na mundial 1970 - Proszę wybaczyć, że z propozycją nie zgłosił się prezes naszego związku. Wie pan, ostatnio stosunki pomiędzy naszymi krajami, powiedzmy, nieco się ochłodziły, nie był więc pewny, jak pan zareaguje. Milovan Civić niedługo nieodwołalnie wraca do swojej ojczyzny. Gdyby pan zechciał podjąć u nas pracę, nie rozglądalibyśy za innym trenerem. Cenimy pańskie wysokie kwalifikacje i cechy charakteru, opanowanie, cierpliwość - te słowa usłyszał Kazimierz Górski w Izraelu pod koniec 1966 roku. Musiały być dla niego szokiem, bo był jeszcze trenerem na dorobku. Dopiero co z Lublinianką wszedł do drugiej ligi, a z Gwardią Warszawa do niej spadł. Na mecz do Izraela Górski poleciał jako asystent Michała Matyasa. W Jaffie wystąpiła de facto młodzieżówka, ale spotkanie zostało potraktowane jako oficjalne pierwszych reprezentacji. Ważniejsze - z punktu widzenia historii polskiego futbolu - mogło się jednak okazać spotkanie Kazimierza Górskiego z Szymonem Halinem. Człowiek, który przekazywał polskiej prasie relację z meczu Izrael - Polska, przekazał też propozycję pracy Kazimierzowi Górskiemu. Trener, co sam opisał w książce "Pół wieku z piłką", od razu zastrzegł, że "wyjazd do Izraela to nie wyjazd do Lublina" i wszystko musi uzgodnić z żoną, ale po powrocie zaczął urabiać PZPN. - Wywiozłem stamtąd jak najlepsze wrażenia, wszędzie okazywano mi dowody życzliwości i sympatii, a nuż bym zrobił dobrą robotę? - przekonywał prezesa PZPN, Wiesława Ociepkę. Na oficjalną ofertę z Izraela szef nie powiedział "nie", ale decyzję odłożył w czasie. "Wszystko było na dobrej drodze, ale na Bliskim Wschodzie doszło do wojny, Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem i moja wyprawa przestała być aktualna" - napisze potem Kazimierz Górski. W 1968 roku selekcjonerem reprezentacji Izraela zostaje Imanuel Szefer (Emmanuel Scheffer; wg niektórych źródeł tuż po wojnie grał w piłkę w Śląsku Wrocław, wówczas nazywanym Pionierem). Do awansu do mistrzostw świata 1970, Izraelowi wystarcza pokonanie Nowej Zelandii i Australii, a w tej samej dziwacznej strefie eliminacyjnej są też przedstawiciele Azji (Japonia i Korea Południowa; Korea Północna wycofała się bez gry) i afrykańska Rodezja (Zimbabwe). Na mundialu w Meksyku reprezentacja Izraela nie przynosi wstydu, ale nie odnosi też zwycięstwa - po porażce z Urugwajem, remisuje ze Szwecją i Włochami. Z izraelską kadrą Kazimierz Górski mógł więc zadebiutować na mundialu cztery lata wcześniej niż było mu to dane z reprezentacją Polski. Z kolei w publikacji "Sekrety trenera Górskiego", napisanej ze Stefanem Grzegorczykiem i Jerzym Lechowskim, czytamy, że w tamtym okresie trenerowi pracę zaproponował też najlepszy izraelski klub, Maccabi Tel Awiw. "Prezes tego klubu dwa razy przyjeżdżał do Polski, ale - niestety - nie dostałem zgody kierownictwa PZPN". Gdyby Kazimierz Górski wyjechał do Izraela na dłużej, mogłoby nie być pasma sukcesów Polaków rozpoczętego na Wembley. Kazimierz Górski bez zgody na Herthę Berlin, Szwajcarię i Kuwejt Nigdy nie dowiemy się, które kluby złożyły propozycję zatrudnienia trenera trzeciej reprezentacji świata z 1974 roku, bo o części ofert PZPN nie informował zapewne nawet samego selekcjonera. Najgłośniej było o możliwości wyjazdu do Kuwejtu, gdzie Kazimierz Górski miał nadzorować pracę kilku innych polskich trenerów. Wspomina o tym m.in. Radosław Nawrot w komiksie o Kazimierzu Górskim z cyklu "Słynni polscy olimpijczycy". Na pewno do polskich władz zapytania składały kluby szwajcarskie - Sankt Gallen i Neuchatel Xamax. Szczególnie interesująca wydaje się jednak, kilka razy ponawiana, oferta z Herthy Berlin. Tak pisze o niej z Mirosław Wlekły w wychodzącej właśnie biografii "Górski. Wygramy my albo oni": "Pod koniec 1974 roku Kazimierz, zmęczony tym, co się dzieje wokół niego i reprezentacji, znów myśli o wyjeździe za granicę. Spokoju nie daje mu Hertha Berlin. Ponownie pyta w PZPN, tłumaczy, że zmiana przyda się nie tylko jemu, ale i reprezentacji. Nie teraz - słyszy w odpowiedzi. Partia nie pozwoli na wyjazd do Berlina Zachodniego, proponuje za to przedłużenie umowy na pracę w reprezentacji o dwa lata. Kazimierz jest niepocieszony, jak zwykle jednak ulega. Zaciska zęby, tłumaczy dziennikarzom, że posada selekcjonera reprezentacji w pełni mu odpowiada. Berlińczykom mówi, że rezygnuje z oferty. Nikt nie zauważa, że targają nim wątpliwości: - A jeśli roztrwonię cały dorobek i zamiast odejść sam w aureoli zdobywcy dwóch medali, zostanę odwołany z piętnem porażki w rywalizacji o mistrzostwo Europy? - dręczą go złe myśli. Dekadę później przyzna, że byłby bardziej stanowczy, gdyby wiedział, że wkrótce z PZPN-u odejdzie Stanisław Nowosielski. Na razie jednak tego nie wie, a że nie chce zawieść przyjaciela, nie buntuje się". Hertha Berlin w sezonie 1974/1975 zostaje wicemistrzem Niemiec, wyprzedza ją tylko wielka Borussia Moenchengladbach, która w tamtym roku sięga też po Puchar UEFA. Kazimierz Górski myślał o wyjeździe z Grecji. HSV dawał trzy razy tyle co Panathinaikos Pomimo wielu książek opowiadających o Kazimierzu Górskim, o najciekawszej propozycji pracy, długo utrzymywanej w tajemnicy, Mirosław Wlekły pisze prawdopodobnie jako pierwszy w "Górski. Wygramy my albo oni". To było na początku 1977 roku - kilka miesięcy, może pół roku po tym, jak Kazimierz Górski przeprowadził się do Aten, by prowadzić Panathinaikos. Wlekły podaje: "Kazimierz zdradza żonie i córce tajemnicę, którą nie dzieli się z nikim innym: propozycję złożył mu klub Hamburger SV. Niemcy oferują osiem tysięcy dolarów miesięcznie, trzy razy tyle co Grecy. Górski nie wie, czy za chwilę nie zmieni pracy, dlatego przekonuje syna, by jak najszybciej odwiedził rodzinę w Grecji". Jak autorowi udało się dotrzeć do tej, wcześniej skutecznie zatajanej informacji? - W rodzinnym archiwum zachował się list, w którym krewni przekazują sobie wiadomość, że Kazimierz Górski dostał propozycję z Hamburga i poważnie ją rozważał, jednocześnie prosząc najbliższych o zachowanie tajemnicy - mówi nam Mirosław Wlekły. Dlaczego trener nie zamienił Grecji na RFN? - Możliwe, że w tym przypadku podjął decyzję sam, zanim w ogóle spytał o zgodę polskich władz. Trener i jego rodzina coraz lepiej czuli się w Grecji, nie wykluczam więc, że sam zrezygnował z HSV. W każdym razie nie udało mi się potwierdzić, by wyjazd do Hamburga przez kogoś zablokowany - dodaje reporter. Okres od połowy lat 70., przez ponad dekadę, był czasem świetności HSV. Puchar Niemiec 1976 i 1987, Puchar Zdobywców Pucharów 1977, mistrzostwo Niemiec 1979, 1982 i 1983 i w końcu Puchar Europy 1983. To pasmo sukcesów zapoczątkował trener Kuno Klötzer, czemu więc w Hamburgu mieliby szukać innego szkoleniowca? Klötzer pracował w obu klubach, które chciały Górskiego - najpierw w HSV, potem w Berlinie. Zarówno on, jak i późniejszy szkoleniowiec klubu z Hamburga, Branko Zebec, stres topili w alkoholu. - Mój zawód można znieść tylko na rauszu - przyznawał szczerze Klötzer, który w swoim gabinecie miał lodówkę z napojami wyskokowymi. Zebec bywał tak pijany, że zdarzyło mu się zasnąć na ławce trenerskiej podczas meczu z Borussią Dortmund, na konferencjach prasowych nie był w stanie się wysłowić, a gdy przegapił wyjazd autokaru z drużyną, gonił go własnym autem z 3,25 promila, co opisuje Ronald Reng w książce "Bundesliga". Możliwe, że wielkie niemieckie kluby widziały w Kazimierzu Górskim nie tylko fachowego trenera, ale i zrównoważonego, umiejącego sobie radzić z presją człowieka. Czy Trenera Tysiąclecia z Polski chciały też zatrudnić jeszcze większe firmy? - O rzekomych ofertach dla Kazimierza Górskiego z Bayernu czy Realu Madryt wspominali mi jego byli piłkarze, ale nikt nie był w stanie podać wiarygodnego źródła, dla mnie więc pozostaną to już niepotwierdzone plotki - mówi Mirosław Wlekły. Bartosz Nosal