W dniu, w którym na wystąpienie wesołego pana Kazimierza, machającego spodniami, przyrównującego się do Chrystusa ukrzyżowanego, w Warszawie dziennikarze walili drzwiami i oknami, hokejową reprezentację w Krakowie, przed ostatnią fazą przygotowań do MŚ witało zaledwie trzech przedstawicieli mediów. Hokej i piłka, z którą kojarzony jest niesprawiedliwie pan Kazik, to dwa zupełnie inne światy. Marketingowo i medialnie. Nie do końca zasłużenie. - Jak się pan nazywa - recepcjonistka hotelu pyta meldującego się w nim kapitana hokeistów. - Kolusz - odpowiada Marcin, świeżo upieczony mistrz Polski z GKS-em Tychy. Wyobrażacie sobie podobną sytuację z kapitanem piłkarzy - Robertem Lewandowskim? - Marcin, co tak biednie wyglądasz? - pyta zawadiacko, bladego po trudach sezonu "Kolosa" niezniszczalny dziennikarz, jeden z garstki, która o polskim hokeju nie zapomniała. - Normalnie, nie wychudłem. Ważę swoje 87 kg, a przed przyjazdem na kadrę zawsze dostaję dodatkowej energii - odpowiedział spokojnie Marcin Kolusz. Trzeba przyznać, że nasza reprezentacja - po play-offie w PHL - wyglądała jak wyrwana z pola bitwy. Adam Bagiński z pozszywaną głową (rozcięcie skóry łyżwą, ale wszystko pod kontrolą - powrót do gry jeszcze w tej samej tercji), Leszek Laszkiewicz i Marcin Kolusz z poobijanymi kolanami. Na pytanie o to, czy rany się zabliźniły nie reagują. - Przed nami mistrzostwa świata, jakich nie było - to ich jedyny cel i jedyna odpowiedź. Hokejowi "Kosmici" (ci co zajmują się tą dyscypliną raz na cztery lata, gdy gwiazdy zjeżdżają na IO) mają proste żądanie - awans do elity! Nie docierają do nich fakty, że pod względem potencjału jesteśmy najbiedniejsi z całej stawki, jaka zjedzie - w dniach 19-26 kwietnia - do Krakowa: Włochy, Kazachstan, Ukraina, Japonia, Węgry. Nie wiedzą o tym, że szkolenie w większości klubów leży, a wprowadzanie młodych do dorosłego hokeja prawie wszędzie jest rozłożone, a Polacy toną coraz bardziej w zalewie marnej klasy obcokrajowców. To wszystko ma teraz pójść w niepamięć. Tak samo, jak fakt, że obrońcy z 2. Bundesligi (Dronia, Bagiński), czy napastnik niemieszczący się w składzie Ocelarzi Trzyniec (Chmielewski) urastają u nas do roli zbawców. Przybysze spoza hokejowej planety chcą awansu - tu i teraz. Tymczasem rację ma budowniczy zwycięskiego zespołu Orłów - Igor Zacharkin: - Ugruntowanie miejsca w pierwszej czwórce Dywizji IA to realny cel dla Polski, która awansowała na ten szczebel rozgrywek - powiedział nam kilka miesięcy temu Igor. - Teraz trener Zacharkin z Wiaczesławem Bykowem świecą triumfy z SKA Sankt Petesburg. Śledziłem z uwagą ich rywalizację w finale Zachodniej Konferencji KHL z CSKA Moskwa. Właśnie wygrali mecz 3-2 i awansowali do finału ligi. Należą się im gratulacje - uważa Kolusz. Wystarczy wejść na stronę najsilniejszej ligi świata po NHL - KHL. Uderza w oczy wielkie zdjęcie triumfujących Bykowa z Zacharkinem. Pomyśleć, że przez dwa lata mieliśmy ich za sterami reprezentacji Polski! To tak, jakby Louis van Gaal i Pep Guardiola pracowali w polskiej piłce. Pomyśleć, że tak łatwo wypuściliśmy ich z kraju. Brakowało kasy na wykonujących realną robotę fachowców, a w tym samym czasie znalazły się grube miliony na realizowanie źle przygotowanej mrzonki o olimpiadzie w Krakowie. Teraz Zacharkin jest wprawdzie konsultantem reprezentacji i to on namaścił na swego następcę Jacka Płachtę, ale z uwagi na grę w finale KHL drużyny SKA nie będzie go w Krakowie na MŚ. - Jak znam osobowość i charakter Igora, to w jego wypadku nie wchodzi w rachubę skakanie z kwiatka na kwiatek. On, gdy już angażuje się w coś, to na sto procent - podkreśla Kolusz. - Najważniejsze, że w naszej drużynie pozostał duch Igora Zacharkina - twierdzi "Kolos", a w pełni zgadza się z nim Leszek Laszkiewicz. - Podczas play-offów wpadłem na dwa treningi do Krynicy i byłem zbudowany tym, co zobaczyłem. Ta sama szybkość jazdy, to samo poświęcenie chłopaków, co za czasów Zacharkina - opowiada "Laszka". Dziś rano hokejowe Orły odleciały do Anglii, by zmierzyć się w dwumeczu z Wielką Brytanią. - To będzie rywal o podobnym stylu, jaki prezentuje nasz pierwszy przeciwnik na MŚ - Włosi - uważa selekcjoner Jacek Płachta. - Grają szybko, ofensywnie, twardo. - Nigdy z Brytyjczykami nie grało nam się łatwo. To dobry rywal na finał przygotowań do MŚ - twierdzi Laszkiewicz. W czwartek 9 kwietnia podopieczni Jacka Płachty zmierzą się z Brytyjczykami na lodzie National Ice Centre w Notthingham, w piątek 10 kwietnia areną drugiej towarzyskiej potyczki będzie Coventry Skydome. Po powrocie do kraju kadrowicze trenować będą w Tychach. Rozkład lotów Orłów na MŚ w Kraków Arenie: 19 kwietnia: Polska - Włochy (godz. 20) 20 kwietnia: Polska - Japonia (godz. 20) 22 kwietnia: Polska - Ukraina (godz. 20) 23 kwietnia: Kazachstan - Polska (godz. 20) 25 kwietnia: Węgry Polska (godz. 20) Sprawdź cały terminarz MŚ w Krakowie! Autor: Michał Białoński