Kamil Grosicki zrobił szarżę na całą defensywę Szwajcarów i przedryblował ją, by podać do Kuby Błaszczykowskiego, który strzelił bramkę. Polska wygrała po rzutach karnych 5-4.Interia: Gratulacje znakomitego meczu, zrobiliście więcej niż planowaliście. 1/8 finału to był plan minimum, teraz macie już coś więcej - ćwierćfinał! Kamil Grosicki: Dokładnie tak. Jesteśmy szczęśliwi, że ten turniej trwa dla nas. Spokojnie do tego wszystkiego podchodzimy. Wiadomo, że zrobiliśmy coś, z czego nasi kibice są dumni i szczęśliwi, ale jest szansa zrobić coś więcej. - Teraz w spokoju będziemy się przygotowywać do następnego meczu. Nie ma łatwych meczów. Wszystko trzeba wywalczyć. Koledzy świetnie dzisiaj strzelali "jedenastki". Ja mogłem im pomóc tylko modlitwą na kolanach i może wymodliłem to zwycięstwo? - Jestem dumnym, że mogę reprezentować tę drużynę, bo to coś niesamowitego. Na skrzydle szalałeś od początku, rywale Cię podwajali, potrajali, ale w akcji bramkowej akcji miałeś aż czterech Szwajcarów przeciw sobie, a i tak postanowiłeś iść na przebój! - Powiem szczerze, że gdy robię akcję indywidualną, to patrzę, czy jest ktoś w polu karnym przeciwnika. Ale czasami koledzy nie nadążają. W takich sytuacjach muszę próbować coś zrobić. I fajnie, że się udało. Piłka odbiła się od obrońcy, wróciła do mnie. Cieszę się, że zapisałem się w statystykach jako asystent. Jako zawodnik ofensywny potrzebuję statystyk i jestem z nich bardzo zadowolony. - To nie koniec. Czas spełniać dalej marzenia. Wszystko z głową. Podawałeś do Kuby Błaszczykowskiego i dobrze, że tego zagrania po drodze nie przeciął pilnowany Arek Milik. - Kątem oka widziałem, że jest po drugiej stronie pola karnego błyszczy biała koszulka. Kuba super się zachował, strzelił bramkę. Widać, że jest w znakomitej formie i to cieszy, że mamy świetną drużynę, 23 chłopaków plus cały sztab. Naprawdę ciężko pracujemy na to, żeby tę swoją historię napisać. Wydaje mi się, że już coś tam napisaliśmy, ale jeszcze parę kartek zostało do zapisania, więc będziemy walczyć. Na początku meczu ruszyliście ostro na Szwajcarów. - Wiadomo, że w meczu zawsze są dwie fazy - ta lepsza i ta gorsza. W pierwszej połowie pokazaliśmy moc, naszą dynamikę z przodu i groźne kontry. Mamy to wszystko wypracowane. Trener nam tłumaczył na przykład, gdzie możemy Szwajcarię zaskoczyć i to się sprawdza. Mamy świetnych fachowców, którzy nam wszystkie tajniki taktyki rywala pokazują, a my na boisku musimy to udowodnić. Wszystko jest opracowane na odprawach i treningach, nic nie zostawiliśmy przypadkowi. - Wiedzieliśmy, że na skrzydłach będzie dużo miejsca, bo ich boczni obrońcy się włączają do ofensywy. Przed meczem powiedziałem, że będę grał na bardzo dobrego zawodnika, który gra w Juventusie (Lichtsteinera), który biega ciągle, niemal się nie zatrzymuje, ale zaplanowałem sobie, iż to ja narzucę mu swój styl gry, mój rytm. Szwajcarzy przycisnęli w drugiej połowie. - Należało się tego spodziewać, chcieli odrobić stratę. Gdybyśmy my przegrywali, to atakowalibyśmy w drugiej połowie. Jeszcze nie jesteśmy na tyle silni, ale mam nadzieję, że już niedługo będziemy, aby móc grać przez cały mecz tak intensywnie jak w pierwszej połowie. Emocje były wielkie przed karnymi? - Ciężko je opisać. Jak się ogląda karne w telewizji to jest frajda, ale gdy wykonuje je twoja drużyna, to przestaje być wesoło. Gdzieś tam wymodliłem to zwycięstwo w karnych i cieszę się, że koledzy świetnie wykonywali karne, a "Fabian" to co dzisiaj wyprawiał w bramce, to wszyscy widzieliście. Na kogo byś wolał trafić w ćwierćfinale: na Portugalię czy Chorwację? - Mówiąc szczerze, chciałbym zagrać przeciwko Portugalii, ale czy tak będzie, to zobaczymy. Wydaje mi się, że Chorwacja jest od niej mocniejsza. A poza tym, chciałbym zagrać przeciwko Cristiano Ronaldo. W Saint-Etienne rozmawiali: Michał Białoński, Łukasz Szpyrka, Piotr Jawor