Interia: Kto jest faworytem sobotniego spotkania Polska - Szwajcaria? Ryszard Komornicki: - Patrząc statystycznie, to myślę, że Polska jest w lepszej sytuacji i trafiła na dobrego przeciwnika. Szwajcarzy grają może bardziej stylowo, ale polski zespół robi postępy. Szwajcarom ciężko strzelić gola. Pokazuje to ten turniej, ale było tak też wcześniej, kiedy kadrę prowadził Ottmar Hitzfeld. Jakie widzi pan słabe punkty w ich zespole? - Główną słabość widziałbym w ich środku defensywy, gdzie gra Schaer z Djourou. Ten pierwszy jest groźny przy stałych fragmentach pod bramką przeciwnika. Gorzej jest pod swoim polem karnym. Co do bramkarza, to Sommer zna swój fach, ale trochę brakuje mu wzrostu. W formie nie są też piłkarze odpowiedzialni za zdobywanie bramek: Embolo, Seferović czy Shaqiri. Jak Polska powinna zagrać, żeby ograć Szwajcarię? - Na pewno nie powinna wdawać się w wymianę ciosów. Szwajcarzy na pewno nie będą się bronili. Trener Petković gra ofensywnie i wysoko. Z takim nastawieniem wyjdą też pewnie na mecz z Polską. Można dać im pograć piłką, ale najlepiej na ich połowie czyli trzeba grać agresywnie w środku. Grą wysokim pressingiem też bym się nie pchał, bo uniemożliwia to potem wyjście z kontrą. Na pewno trzeba uważać na stałe fragmenty gry w ich wykonaniu i wieżowców, którzy podchodzą pod bramkę. Liczę, że w końcu Lewandowski też coś strzeli. Tym bardziej że duet Schaer - Djourou nie należy do najmocniejszych punktów zespołu. Kiedy rozmawialiśmy kilka dni temu, mówił pan, że pozycja selekcjonera Vladimira Petkovicia nie jest najmocniejsza, bo nie należy on do ulubieńców kibiców i dziennikarzy. Czy awans Szwajcarów, po raz pierwszy w historii ich występów na Euro, coś w tym względzie zmieni? - W Szwajcarii liczą na coś więcej niż tylko wyjście z grupy, a pozycja Petkovicia nie jest wcale mocna. Przed turniejem był bardzo krytykowany. Może się okazać, że sobotni mecz z Polską będzie jego ostatnim w roli trenera szwajcarskiej reprezentacji. W zespole narodowym Szwajcarii gra wielu piłkarzy z zagranicznym pochodzeniem, czy to ciemnoskórych, czy pochodzących z Albanii, czy Kosowa. To kierunek, w którym zmierza futbol w tym kraju? - Z reguły jest tak, że najlepsi piłkarze pochodzą z biednych czy mniej zamożnych rodzin. To rodzice pchają potem dzieci do piłki, gdzie zarobić można duże pieniądze. Trudno Szwajcarów krytykować za to, że dają obywatelstwo, a potem szansę gry w swojej reprezentacji piłkarzom, których rodziny pochodzą z różnych części świata. Jak ocenia pan sam turniej we Francji? - Jest bardzo wyrównany. Widać, że ci teoretycznie słabsi, jak Islandia czy Albania też potrafią grać. Nie ma jakiegoś jednego faworyta. Pokazują to też wyniki, które są bardzo skromne. Rzadko się zdarza, że ktoś, tak jak choćby Walia, wygra swój mecz 3-0. Co do Walijczyków to akurat zaskoczyli, bo pokonać w takich rozmiarach Rosję, to jest to sztuka. Męczą się Niemcy, rozczarowują u siebie Francuzi. Trudno wskazać kto wygra. Ja akurat kibicuję Hiszpanii, bo lubię ich styl. Nie widzę też na razie piłkarza, który byłby odkryciem turnieju, bo Bale'a trudno za takiego uznać. Szwajcarzy już dzwonili i wypytywali o reprezentację Polski? - Na razie nie. Mają swój własny bank informacji, ale jak zadzwonią, to podam im same nieprawdziwe informacje o polskiej kadrze (śmiech). Rozmawiał Michał Zichlarz