Z dotychczasowych 20 meczów z Niemcami Polacy tylko jeden wygrali, a sześć zremisowali - statystyka zatem nie przemawia za nami. Lepiej jest, gdy spojrzymy na tendencję rywalizacji: za kadencji Adama Nawałki przepaść między zespołami została zasypana. Dlaczego aż do 2014 roku nie udało nam się pokonać zachodnich sąsiadów. - Mieliśmy mocny zespół, ale Niemcy byli po prostu jeszcze silniejsi - tak bitwy z zachodnimi sąsiadami wspominali członkowie Orłów Górskiego, jak również ekipa Antoniego Piechniczka ze Zbigniewem Bońkiem i ś.p. Włodzimierzem Smolarkiem na czele. W czym tkwi niemal odwieczna siła reprezentacji Niemiec? Umiejętności, taktyka, nieustępliwość, zespołowość, a właściwie "Mannschaft"? Czy to wszystko naraz? - Zawsze podobało mi się to, jak nakręcali się na boisku. Guenter Netzer mobilizował swoich kolegów, pokrzykując: "Tempo machen! Tempo machen!" i "Schneller! Schneller!" ("Zwiększamy tempo!" "Szybciej! Szybciej!"). To wpływało na cały zespół. Podkręcali tempo, żeby wykończyć przeciwnika - opowiadał nam Włodzimierz Lubański podczas treningu "Biało-czerwonych" w La Baule. - Taki sposób motywacji był dla nich charakterystyczny. To był ich duży atut, oczywiście oprócz olbrzymich umiejętności - dodał legendarny napastnik Orłów Górskiego. Pan Włodzimierz rozegrał trzy spotkania z Niemcami, czy dawnym RFN-em. 10 października 1971 r., w ramach eliminacji do ME 1972 r. przegraliśmy w Warszawie 1-3. 17 listopada 1971 r. w Hamburgu było 0-0, podobnie jak na mundialu w 1978 r., w Buenos Aires. - Myślę, że w moich czasach najbliżej pokonania ich byliśmy na mundialu w 1974 r., w słynnym meczu "na wodzie". Gdyby warunki były wtedy normalne, pewnie by się udało. Kaziu Kmiecik miał dobrą sytuację - wspomina pan Włodzimierz potyczkę, w której nie mógł brać udziału, z powodu kontuzji. Traf sprawił, że w tym samym czasie trwał przedostatni trening reprezentacji Polski przed bitwą z Niemcami. Utajnionej jego części nie mogliśmy oglądać. Za to słychać było wyraźnie, co się dzieje na boisku. Adam Nawałka dowodził: "Szybciej! Szybciej!" - krzyczał. Piłkarze rozegrali trwający 40 minut mecz 11 na 11. Był sędzia, były spalone, były emocje. "Wawrzyn! Podaj!" "Mariusz! Strona!" - tego typu okrzyki do nas docierały. Wołając "strona" koledzy z zespołu namawiali Mariusza Stępińskiego do podania na drugie skrzydło. Słowem-kluczem przed czwartkowym hitem dnia Euro 2016 jest pokora, z jaką do obowiązków podchodzą nasi reprezentanci. Cecha, jakiej nauczył ich Adam Nawałka. Właściwość, która nie kłóci się z poczuciem własnej wartości. Nikomu, nawet wychwalanemu przez wszystkich pod niebiosa młodemu wilczkowi kadry - Bartoszowi Kapustce nie zaszumiała w głowie woda sodowa po dobrym występie z Irlandczykami. Już sam fakt, że cała piłkarska Europa wyczekuje tego meczu z zaciekawieniem, jest małym sukcesem polskiej piłki. Każdy wie, że Niemcy są faworytem, ale od listopada 2014 roku do wielu dotarło, że "Biało-czerwoni" potrafią sprawić niespodziankę. To już nie jest walka Dawida z Goliatem, jak dawniej bywało. Nawet po przegranej 1-3 we Frankfurcie Niemcy - na czele z Łukaszem Podolskim - chwalili nas za rozegranie dobrej partii. Włodzimierz Lubański tonuje hurraoptymizm. - Skoro udało nam się po raz pierwszy pokonać Niemców, to nie sądźmy, że będziemy ich pokonywać regularnie. Stawiam na remis - mówi mi w La Baule, gdzie jest ekspertem Polsatu Sport. Z La Baule Michał Białoński