Mecz Niemcy - Polska był wydarzeniem poruszającym. Jeszcze dzień przed nim Adam Nawałka wspominał swe występy przeciw zachodnim sąsiadom. I twarz uśmiechnęła mu się na myśl o mundialu w Argentynie, gdy zremisowaliśmy - z nim w składzie - 0-0 z ówczesnymi mistrzami świata. - Według mnie byliśmy bliżsi zwycięstwa - przypomniał selekcjoner Orłów. To samo mógł powiedzieć 27 godzin później. Dla mnie nie sam remis z załogą Loewa jest wydarzeniem samym w sobie, tylko przebieg meczu i sposób, w jaki odcięliśmy niemieckiej machinie drogę do bramki. Naharował się cały zespół, ale wielki szacunek za to spotkanie należy się Grzegorzowi Krychowiakowi i Michałowi Pazdanowi. Legia obłowi się na Pazdanie Ten pierwszy stanowił pierwsze zasieki, o które rozbijały się niemieckie piłkarskie "czołgi". Ten drugi zagrał najlepszy mecz w życiu i Bogusław Leśnodorski z Legii może już kalkulować, ile na "Pazdku" zarobi. W ofensywie harował Kamil Grosicki. Po meczu trafił w punkt: "Piłka odbijała się albo od głowy Pazdana, albo od jego nogi i tak nie straciliśmy bramki". Niemieccy dziennikarze cmokali, widząc postawę Krychowiaka. Faktycznie, kluczem do tego meczu było zaryglowanie środka. "Krycha" uczynił to przy wydatnej pomocy całego zespołu. Pomagali mu tam i skrzydłowi, i Krzysiu Mączyński, a nawet Arek Milik, który współtworzył najwyżej ustawione zasieki obronne. Przed meczem poszedłem na sektor polskich kibiców. Serce rosło od tego widoku. Entuzjazm, przywiązanie do barw, brak jakichkolwiek przejawów agresji, spora inwencja i humor w przyśpiewkach. Niemcy byli w nich schematyczni i ograniczali się do swego "Numer eins!" ("Jesteśmy numerem jeden"). Polacy śpiewali rywalom nie tylko "Auf Wiedersehen Deutschland!", ale też np. "Zrobimy z Wami, co Loew zrobił z jądrami", nawiązując do filmiku, który obnaża zachowanie niemieckiego selekcjonera. Polskich flag na Stade de France były tysiące. Moją uwagę przykuła ta o znaczeniu symbolicznym: "Naprawa", którą przywiózł prezes klubu z tej górskiej miejscowości Henio Święchowicz. Tak, jesteśmy świadkami wielkiej naprawy reprezentacji Polski, jaką wdrożyli Nawałka i pomysłodawca powierzenia mu kadry Zbigniew Boniek. I wiecie co? Przed następną konfrontacją to nie my, ale Niemcy mogą być w wielkim strachu. Nawałka sprawił, że stracili patent na łatwe z nami wygrywanie. Nawet po 3-1 we Frankfurcie nie mogli czuć się spokojnie. - Tamten mecz mógł się bardziej podobać kibicom, bo był bardziej otwarty - porównywał wczoraj Robert Lewandowski, kapitan Orłów. Co o meczu z Niemcami mówią liczby? Dwa słowa o statystykach, do których zaglądnąłem po powrocie z Paryża do La Baule. Jeśli chodzi o podania, to czołówka Polaków wygląda tak: - Kamil Glik miał 88 procent celnych podań z 25, jakie wykonał (w tym cztery długie i 20 średnich), - Kamil Grosicki - 85 procent celnych zagrań z 13 (2 długie, osiem średnich i trzy krótkie), - Grzegorz Krychowiak - 83 proc. celnych z 30 (cztery długie, 18 średnich i osiem krótkich), - Łukasz Fabiański wykonał najwięcej podań - 32, z czego aż 26 długich, w związku z czym średnią skuteczność podań miał 59 procent, a przy tych długich 50 procent (13 na 26), co nie dziwi wobec faktu, że piłka wędrowała w rejony, gdzie Niemcy mieli przewagę liczebną. "Fabian" najczęściej - siedmiokrotnie - adresował piłkę do Roberta Lewandowskiego. Niemcy prowadzili grę, więc u nich te liczby są większe:- Toni Kroos 105 podań - 92 proc. celnych, - Jerome Boateng 95 proc. dokładnych z 56, - Mats Hummels 93 proc. celnych przy 69. Ich schemat gry u zarania akcji był prosty - Hummels do Kroosa, a ten dzieli podania w ofensywie. Tak Niemcy zaczynali aż 29-krotnie. U nas po siedem razy podawali do Łukasza Piszczka Kuba Błaszczykowski i Kamil Glik, a także "Fabian" do "Lewego". Zaszumiałoby w głowach po wygranej? Na koniec trafna pomeczowa uwaga mojego przyjaciela z Londynu Kazika Móchlińskiego, który jest korespondentem na Europę Zachodnią katowickiego "Sportu". - Imponujące jest nastawienie mentalne polskiego zespołu - podkreślił Kazik, słuchając wypowiedzi Orłów, u których nie było żadnego hurraoptymizmu, tylko spokój, stonowanie, słowa jak te: "Zrobiliśmy tylko kolejny krok w kierunku awansu". Dlatego koniec końców może dobrze się stało, że nie strzeliliśmy zwycięskiej bramki? Po niej zaszumiałoby pewnie nawet w najbardziej odpornych głowach, a tak Orły będą skupione na wytężonej pracy. - Z Ukrainą musimy zagrać tak samo. Na sto procent. Inaczej nie da się punktować na tym turnieju - wytyczył cel Kamil Grosicki. Z La Baule Michał Białoński Wyniki i tabela grupy C Euro 2016