Dla czytelników Interii mamy konkurs.Wystarczy odpowiedzieć na pytanie:"Co było przełomowym momentem w karierze Kamila Glika? Uzasadnij odpowiedź."Odpowiedzi należy przesyłać do końca tygodnia (5 czerwca), na adres:sport-konkurs@firma.interia.plTrzy najlepsze - zdaniem komisji konkursowej - odpowiedzi zostaną opublikowane w Interii, a także nagrodzone biografią lidera defensywy Biało-czerwonych.Oto fragment książki "Kamil Glik. Liczy się charakter": "Kamil wziął piłkarskiego buta i cisnął nim w ojca. Rozbił szybę". Dzieciństwo i awantury w domu Kamila Glika "Dyrektor jastrzębskiej szkoły tak charakteryzuje swojego byłego ucznia: "To był taki pozytywny łobuz. Miał »to coś«. Sportowcem dużej klasy nie zostaje przecież ten, kto jest cichy, spokojny i wycofany. Kamil taki nie był. Po tym incydencie z sędzią rozmawiałem z nim jeszcze nie raz. Zwracałem mu uwagę, że musi mieć głowę na karku, bo może pojawić się wokół niego wielu doradców, którzy niekoniecznie będą chcieli dla niego dobrze. Nie żebym był jakimś jego mentorem, ale bardzo go polubiłem". Marta Glik nie owija w bawełnę: "Tak naprawdę to w szkole Kamilowi tyłek ratował dyrektor. Wiedział, że Kamil trenuje, i zdawał sobie sprawę, jak wiele wysiłku go to kosztuje. Pomagał mu w trudnych sytuacjach. Kamil był nerwowy i impulsywny, swoją drogą do dzisiaj taki jest. W szkole co prawda nikogo nie uderzył, ale były wyzwiska, chichy, chachy... Zresztą w domu to też jest taki diabełek!". Pani Magdalena Bożek, wychowawczyni Kamila w jastrzębskim gimnazjum nr 10, opowiada: "Ja wspominam Kamila bardzo pozytywnie. Jak o nim czytam i słyszę, to jest mi naprawdę miło. Obecnie nie mam z nim niestety żadnego kontaktu, bo przeprowadziłam się do Gdyni, ale jakiś czas temu spotkałam Martę, jego żonę, i było to bardzo sympatyczne spotkanie. Klasa Kamila była dla mnie wyjątkowa - była moją pierwszą, którą opiekowałam się jako wychowawca. Jakim był uczniem? Silny charakter, silna osobowość, miał skłonność do liderowania. Szczególnie przejawiało się to na lekcjach wychowania fizycznego - tam emocje i ambicje brały górę. Często wtedy przeklinał, a że w szkole walczyliśmy z tym, to były kłopoty. On wtedy już dużo trenował. Nie miał tolerancji dla popełnianych przez innych błędów. W żadnym razie nie był zabijaką, nikogo nie uderzył, nic z tych rzeczy. To było jakoś w drugiej klasie gimnazjum, a to trudny okres dla młodzieży. Bunt, emocje, a tutaj szkoła stara się wpasować ucznia w odpowiednie ramy. Stąd wizyty mamy Kamila w szkole. Nie był łatwym uczniem. Udało mu się jednak to wszystko przezwyciężyć, a duża w tym zasługa właśnie jego mamy. Była bardzo systematyczna, mnóstwo z nim rozmawiała. Często jest tak, że rodzic przyjdzie do szkoły, posłucha, a potem i tak dziecko robi swoje. W przypadku Kamila i jego matki było inaczej. Nie chciała, żeby syn kończył szkołę z nagannym zachowaniem. Należą się jej duże gratulacje za to, jak wychowywała i prowadziła syna". "Co do tamtejszej szkoły, to powiem, że na Przyjaźni nauczyciele świetnie pracują z uczniami. Sama posłałam tam syna ze względu na obecność klas sportowych, a wielu się dziwiło: »Jak to, na Przyjaźń go posyłasz!?«", mówi Anna Wodecka, która później uczyła Kamila w liceum. ** W szkole nie byłem najgrzeczniejszym uczniem. Raz pani z geografii nie potrafiła sobie ze mną poradzić w czasie lekcji, więc wysłała mnie do dyrektora. Poszedłem tam nie ze strachem, ale z uśmiechem na ustach. Dyrektor, wiadomo, zganił mnie za moje zachowanie, ale zaraz potem kazał usiąść i zaczął pytać, jak tam w klubie w Wodzisławiu, jak mi idzie. Dużo mu zawdzięczam. Wiedziałem, że przy nim nic złego mi się nie stanie i nie będę miał w szkole poważniejszych problemów. Mogę chyba powiedzieć, że dzięki niemu czułem się w szkole bardziej uprzywilejowany. Poza tym dyrektor uczył WF-u, żył sportem, zresztą do dzisiaj tak jest. ** Być może wpływ na impulsywne zachowanie dorastającego chłopaka miała też sytuacja w domu. Wspomina o tym pani Grażyna Glik: "Często nie było łatwo, bo mąż nadużywał alkoholu. W trakcie kłótni Kamil zawsze stawał po mojej stronie. Raz doszło do takiej awantury, że wziął piłkarskiego buta i cisnął nim w ojca. But poleciał w okno i rozbił szybę. Kiedy potem był w Hiszpanii, nawet się cieszyłam, że go nie ma w domu, bo między nim a mężem dochodziło do spięć". ** Tata zmarł, kiedy miałem 21 lat. Odkąd skończyłem 16 czy 17, praktycznie byłem poza domem. Gdy ojciec był z nami, bywało różnie i zdarzały się ekscesy. Ale potem, na drugi dzień wszystko wracało do normalności, do porządku dziennego. Wiadomo też, jak jest, gdy ma się 13 czy 15 lat. ** Sam Kamil szybko musiał dorosnąć - choćby po to, żeby opiekować się o osiem lat młodszym bratem. "Kamil zawsze był w stosunku do niego bardzo opiekuńczy. Tak było od początku. Ubierał go, prowadził do przedszkola", opowiada pani Grażyna. Mateusz często towarzyszył starszemu bratu. Pojechał z nim, jako ledwie kilkulatek, na Węgry, do Kecskemét, gdzie Kamil grał z WSP. Piłkarz troskliwie się nim wówczas zajmował. "Potem jeździł za Kamilem wszędzie", dodaje mama. Sam Mateusz też trenował, jednak "nie miał tyle samozaparcia co Kamil". Po skończeniu szkoły średniej młodszy brat zaczął studia na anglistyce w Kolegium Języków Obcych Politechniki Śląskiej."